Kontrowersyjna kampania „Nie świruj, idź na wybory” nie osiągnie zakładanego celu. "Stratedzy PiS nie mogliby sobie wymarzyć lepszej reklamy"
Kampania pod hasłem „Nie świruj, idź na wybory” miała według założeń jej twórców poprzez wzbudzenie kontrowersji zachęcić do udziału w nadchodzących wyborach i zmobilizować Polaków do pójścia do urn 13 października. Te kontrowersje wywołano kosztem osób niepełnosprawnych, które zostały w spocie ośmieszone i przez to skutki kampanii nie będą takie, jak zakładano. - Nawet granie na snobizmie i poczuciu ekskluzywności może skutecznie i pozytywnie promować udział w wyborach, ale nie zrobi tego poniżanie innych i wywyższanie się ich kosztem - komentują eksperci z agencji PR i reklamowych.
Akcję „Nie świruj, idź na wybory” prowadzi w mediach społecznościowych fotograf Tomasz Sikora. Nagrywa i publikuje krótkie filmiki, w których znane osoby zgodnie ze sloganem kampanii najpierw zachowują się nietypowo, a potem zachęcają do głosowania w wyborach parlamentarnych. W dotychczasowych spotach wystąpili m.in. Janusz Gajos, Zbigniew Hołdys, Kamil Sipowicz, Anna Cieślak, Anna Nehrebecka i Wojciech Pszoniak.
Część dziennikarzy skrytykowała kampanię. Ocenili, że hasło i niektóre spoty można odebrać jako żarty z osób niepełnosprawnych. Akcji bronią natomiast Tomasz Lis i Przemysław Szubartowicz.
Zamysł dobry, ale nie przemyślano skutków ubocznych
Nie najlepsze opinie o akcji mają również eksperci od marketingu i wizerunku z agencji reklamowych i public relations. Dla Marka Gieorgicy, partnera zarządzającego w Clear Communication Group zamysł kampanii „Nie świruj, idź na wybory” był dobry, ale nie przemyślano skutków ubocznych.
- To, że połowa Polaków nie uczestniczy w wyborach jest ogromnym problemem. Niska partycypacja w życiu publicznym nie dotyczy tylko naszego kraju, boryka się z nią wiele państw. Można oczywiście powiedzieć, że ludzie świadomie rezygnują z wpływania na to, kto będzie sprawował najważniejsze funkcje w państwie i trzeba taki wybór szanować. Ale warto przekonywać obywateli to aktywności politycznej, nawet jeśli miałaby się ograniczać wyłącznie do udziału w głosowaniach. Z tego typu kampaniami bardzo trudno się przebić. Bo trzeba zwrócić uwagę kogoś, kto właśnie takiego przekazu unika. Stąd inicjatorzy kampanii mobilizacyjnych często szukają kontrowersji. Mieliśmy już przykład z akcją „Zabierz babci dowód” - przecież głos babci jest tyle samo warto, co każdej innej osoby - przypomina nasz rozmówca.
Ocenia, że w przypadku akcji „Nie świruj, idź na wybory” udało się te kontrowersje wzbudzić jeszcze bardziej. - Szkoda tylko, że kosztem osób z niepełnosprawnościami. Takie osoby powinny być nie tylko pod szczególną ochroną państwa, ale także wszystkich obywateli. Powinny czuć się różnorzędnymi członkami społeczeństwa, być tak samo szanowane. Można oczywiście powiedzieć, że uczestnicy kampanii nie naśladują osób z niepełnosprawnością umysłową tylko po prostu zachowują się nietypowo, a słowo „świrować” ma właśnie takie zachowanie opisać. Ale jednak skojarzenia i stereotypy są na tyle silne, że nie powinno ich się dodatkowo utrwalać. Przecież uczestnicy kampanii mogli udawać zwierzęta - na przykład ryby (ryby głosu nie mają) czy małpy (nie małpuj, zagłosuj). Uwagę po prostu można było przyciągnąć inaczej. A tak, słuszne założenie traci sens i ma negatywne skutki z uwagi na bardzo okrutne wykonanie. Szkoda, że tak wiele znanych osób dało się w tego typu koncept wciągnąć. Teraz muszą go bronić, co z pewnością nie jest dla wielu z nich łatwe. Warto chodzić na wybory, ale warto też szanować współobywateli – wszystkich - konkluduje Marek Gieorgica.
Prof. Dariusz Tworzydło z Uniwersytetu Warszawskiego zwraca uwagę, że współcześnie aby jakakolwiek kampania odniosła sukces, musi być przemyślana i przede wszystkim musi się wyróżniać.
- Ta z pewnością się wyróżnia, bo została zauważona, jest o niej głośno, pojawia się szereg komentarzy, dyskusja. Prowokacja czasem przynosi efekt, ale tym razem nie sądzę aby tak skonstruowany przekaz miał szansę przekonać szeroką grupę odbiorców. Wynika to stąd, iż kampania ta została oparta na przekazie, który przez część z nich zestawiany jest z mową nienawiści, część traktuje ją jako żart z osób niepełnosprawnych, część natomiast wprost formułuje tezę iż może to być ubliżanie osobom chorym. Kampania w tym kształcie z pewnością nie da efektu, o który chodziło twórcom - przewiduje ekspert.
W podobnym tonie wypowiada się Piotr Wronek, senior copywriter w agencji Walk Digital. Przyznaje, że faktycznie temat jest ważny, a sama inicjatywa bez wątpienia słuszna. - Myślę jednak, że mając do dyspozycji tak znakomitych aktorów można było zrobić naprawdę świetną kampanię. Niestety mam poczucie, że to co widzimy nie wykorzystuje ani ich potencjału, ani charyzmy. Tytułowe „świrowanie" w większości filmików wyszło niestety jak nieśmieszny żart. Jednocześnie uznanie, że to celowa obraza osób chorych psychicznie też jest przesadzone. Najgorsze jest w tym zamieszaniu to, że najprawdopodobniej taki ton komunikacji nie przekona przysłowiowego Kowalskiego, aby poszedł do urny i zagłosował - a taki przecież był cel - komentuje nasz rozmówca.
Pszoniak i Łukaszewicz stoczyli się do poziomu Jachiry
Z kolei Zbigniew Lazar, właściciel agencji Modern Corp. mówi wprost, że kampania jest żenująca i zamiast zachęcać do uczestnictwa w wyborach - zniechęca do błaznów biorących w niej udział. Ocenia, że pokazuje, co o jej odbiorcach, czyli społeczeństwie, myśli część samozwańczych elit. - A przecież nie błazenady i szyderstw z siebie oczekuje ogół społeczeństwa od tzw. inteligencji. Szkoda, że ludzie tacy jak Pszoniak, czy Łukaszewicz sturlali się do poziomu Jachiry. Nie nauczyli się niczego z błędów nauczycieli, którzy przebierali się w czasie ostatniego strajku za krowy i układali obraźliwe wobec uczniów piosenki, czym bardzo szybko stracili poparcie społeczne - uzasadnia Lazar.
Dodaje, że ośmieszając i wykluczając Bogu ducha winnych ludzi akcja ta na pewno nie osiągnie celów zakładanych przez grupkę sfrustrowanych niegdysiejszych celebrytów.
- Jedynie, być może - o ironio - zmobilizuje tych, którzy się wahają, by jednak pójść do urn i zagłosować przeciwko opcji opozycyjnej promowanej przez "świrujących" celebrytów, a za wyśmiewaną przez nich normalnością, reprezentowaną przez obecny rząd. Stratedzy PiS nie mogliby sobie wymarzyć lepszej dla siebie reklamy - uważa ekspert.
Dla naszego rozmówcy zastanawiające jest, że osoby i środowiska, które na poziomie deklaratywnym troszczą się o wszystkich wykluczonych i słabych w tej akcji drwią i szydzą z osób najsłabszych, niepełnosprawnych i chorych.
- Wygląda to na jawną hipokryzję tych ponoć postępowych i politycznie poprawnych środowisk. Owszem, Witkacy też stroił dziwaczne miny przez aparatem fotograficznym, ale drwił wtedy sam z siebie, nie z innych. Śmiać się z innych, a zwłaszcza tych cierpiących na schorzenia psychiczne lub emocjonalne, po prostu nie wypada. Nie wypada - grzmi Zbigniew Lazar.
W rozmowie z Wirtualnemedia.pl podkreśla stanowczo, że wszelkie działania promocyjne muszą włączać i zachęcać, nie wykluczać, zrażać i obrażać. - Nawet granie na snobizmie i poczuciu ekskluzywności może skutecznie i pozytywnie promować udział w wyborach, ale nie zrobi tego poniżanie innych i wywyższanie się ich kosztem. W zamyśle twórców tej akcji chodziło zapewne o to, by grać właśnie na poczuciu „pozytywnego snobizmu" („my jesteśmy lepsi, my pójdziemy na wybory"), ale sugerowanie, że ci, którzy nie pójdą są psychicznie chorzy jest już niegodne. Z prowokacjami wobec słabych i chorych jest jak z wkładaniem palców do kontaktu: w zasadzie można, ale po co? - podsumowuje Zbigniew Lazar.
Takie kampanie nie mają sensu
Z kolei Michał Nowosielski, właściciel agencji Bigthinski nie ukrywa, że w ogóle nie wierzy w sens robienia kampanii profrekwencyjnych.
- Ludzie nie chodzą na wybory dlatego, żeby zagłosować, tylko po to, żeby zagłosować na kogoś. Albo przeciwko komuś, a zatem jednak na kogoś. Nikt, kto z jakiegoś powodu nie ma w zwyczaju korzystać ze swojego biernego prawa wyborczego, nie zmieni zdania dlatego, że jakiś, nawet bardzo wybitny polski aktor czy fotograf każe mu "nie świrować" – twierdzi Nowosielski.
Dodaje, że prowokacja w komunikacji jest znakomitym narzędziem ale tylko wtedy, kiedy zmusza nas do przemyślenia jakiegoś problemu, czy tematu, który zwykliśmy traktować schematycznie.
- Ale do czego prowokują nas te filmy: no chyba do pochylenia się nad pojęciem "świrować". I nad trudną sytuacją osób niepełnosprawnych. Czy ludzie, którzy nie chodzą na wybory, nie chodzą na nie dlatego, że "świrują?" Osobiście dość powszechnego braku wiary w dobre intencje klasy politycznej i jej szczere pragnienie naprawy świata, nie nazwałbym "świrowaniem" - mówi Nowosielski.
RPO krytykuje akcję. „Osoby chore psychicznie narażone na dyskryminację”
Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar w stanowisku zamieszczonym w czwartek po południu pochwalił kampanię za zachęcanie do udziału w wyborach parlamentarnych.
- Takie inicjatywy służą niewątpliwie budowie społeczeństwa obywatelskiego. Niemniej jednak Rzecznik stanowczo sprzeciwia się konstruowaniu kampanii profrekwencyjnych w oparciu o stereotypy dotyczące grup narażonych na dyskryminację, w tym osób chorujących psychicznie - stwierdzono w komunikacie.
Zwrócono uwagę, że szczególnie narażone na wykluczenie społeczne są osoby niepełnosprawne, a wśród nich stosunkowo najgorszej sytuacji znajdują się osoby chorujące psychicznie. - Doświadczają one odrzucenia zarówno w obszarze życia prywatnego, jak i publicznego. Powielanie krzywdzących stereotypów narosłych wokół osób z niepełnosprawnością psychiczną ma widoczny wpływ choćby na ich sytuację na rynku pracy, co skutkuje spychaniem ich na margines życia społecznego - wyliczono.
Rzecznik przytoczył wyniki badania opinii społecznej, które zlecił w ub.r. 40 proc. respondentów stwierdziło, że nie chce, aby osoba chorująca psychicznie była ich sąsiadem/sąsiadką czy pracowała z nimi w jednym zespole, a 30 proc. odmówiłoby takim osobom praw obywatelskich.
- RPO wielokrotnie zwracał uwagę na potrzebę używania języka wolnego od stereotypów i uprzedzeń wobec osób chorujących psychicznie. Język stosowany wobec osób z niepełnosprawnością psychiczną i innych osób z niepełnosprawnościami powinien służyć włączeniu tych osób do społeczeństwa oraz przezwyciężaniu negatywnych stereotypów, nie zaś pogłębiać ich dyskryminację - stwierdzono.
Zdaniem Adama Bodnara „język używany w stosunku do przedstawicieli grup narażonych na dyskryminację niezmiennie obrazuje poziom debaty publicznej w demokratycznym państwie, a nadużycia dotyczące osób z zaburzeniami psychicznymi stanowią szczególny rodzaj radykalizacji języka publicznego”.
Z kolei zarząd Główny Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego w oświadczeniu sprzeciwił się „jakimkolwiek próbom stygmatyzacji - świadomej lub nieświadomej” osób z zaburzeniami psychicznymi.
- To nie są osoby inne - wszyscy wspólnie tworzymy społeczeństwo. Cierpieniu, potrzebom, zmaganiom z problemami życiowymi, których wszyscy doświadczamy należy się szacunek. Dzielenie nas na osoby z zaburzeniami psychicznymi i osoby bez takich zaburzeń jest głęboko nieprawdziwe - oceniły władze PTS.
- Wszyscy możemy znaleźć się wśród potrzebujących pomocy - po stracie osoby bliskiej, utracie pracy, zdarzeniu losowym, w wyniku zachorowania, wraz z wiekiem, lub kiedy nieoczekiwanie pomocy będzie wymagało nasze dziecko. Powielanie okrutnych stereotypów może wtedy utrudniać przezwyciężanie psychicznego kryzysu zdrowotnego - dodały.
- Stanowczo prosimy i apelujemy o rozwagę i poszanowanie godności osób zmagających się z zaburzeniami psychicznymi. Mierzą się z nimi nierzadko nasi znajomi, mierzymy się także my i nasi bliscy. Wszyscy oczekujemy lub będziemy oczekiwać w takiej sytuacji zrozumienia, życzliwości i wsparcia - nie szyderstwa - podkreślił zarząd organizacji.
Tomasz Sikora przeprasza osoby urażone spotami
Wczoraj wieczorem na fanpage’u kampanii „Nie świruj, idź na wybory” pojawiło się krótkie oświadczenie Tomasza Sikory - organizatora kampanii - skierowane do osób, które poczuły się urażone spotami.
- Oświadczam, że w publikowanych filmikach nikt nie parodiuje i nie naśmiewa się z osób niepełnosprawnych. Nasz przekaz skierowany jest do wszystkich osób, które nie mają zamiaru głosować. Mówimy wprost: „Nie wygłupiaj się (nie świruj), idź na wybory” i nic więcej. Nikt nie mówi: Nie bądź świrem - tłumaczył Sikora. - Jest to inicjatywa czysto społeczna zachęcająca ludzi do aktywności obywatelskiej - dodał.
- A jeśli jednak ktoś poczuł się urażony to najmocniej przepraszam - stwierdził organizator kampanii.
W odpowiedzi na pytania portalu Wirtualnemedia.pl Tomasz Sikora ocenia, że zarzuty wobec kampanii i jej skojarzenia z osobami chorymi psychicznie są absurdalne. - Hasło „Nie świruj, idź na wybory” zastąpiło poprzednie, funkcjonujące od wielu lat „Nie wygłupiaj się idź na wybory”. Moi młodzi rozmówcy stwierdzili, że nie „wygłupiaj się” może być obraźliwe, natomiast świrowanie kojarzy się z wygłupami, szaleństwem, i podkreśleniem indywidualności. I tak zachowywali się przed kamerą bohaterowie moich filmików. Emocje które przekazują odnoszą się tylko i wyłącznie do nich - argumentuje.
Odnosi się też do stanowiska Adama Bodnara. - Oświadczenie Rzecznika Praw Obywatelskich, z którym się zgadzam, że „stanowczo sprzeciwia się konstruowaniu kampanii profrekwencyjnych w oparciu o stereotypy dotyczące grup narażonych na dyskryminację, w tym osób chorujących psychicznie”, nie dotyczy moich działań, gdyż nawet filmik z panem Pszoniakiem nie stanowi konstrukcji mojej „kampanii”. W związku z powyższym nie widzę potrzeby jakichkolwiek zmian - deklaruje Sikora.
- Przez całe lata wspomagam akcje charytatywne dla ludzi niepełnosprawnych, mniejszości narodowych itp. - zaznacza organizator akcji.
Dołącz do dyskusji: Kontrowersyjna kampania „Nie świruj, idź na wybory” nie osiągnie zakładanego celu. "Stratedzy PiS nie mogliby sobie wymarzyć lepszej reklamy"