Burza w środowisku startupowym po artykule „Udawany biznes Start-Up”. „Kapiszon zamiast bomby”
W „Dzienniku Gazety Prawnej” ukazał się krytyczny artykuł na temat funkcjonowania startupów w Polsce i na świecie. Część środowiska startupowego zareagowała oburzeniem. - Autorka nie rozumie jak działają startupy, a tekst szkodzi całej branży - mówią serwisowi Wirtualnemedia.pl startupowcy. - Jest mi przykro, że część branży odebrała ten tekst jako atak, a nie kolejny głos w dyskusji - odpowiada Sylwia Czubkowska, autorka artykułu.
Tekst zatytułowany „Udawany biznes Start-Up” pojawił się na okładce piątkowego wydania „Dziennika Gazety Prawnej”. Pod bardziej rozbudowanym tytułem: „Cała prawda o start-upach: Pieniądze na niby, wirtualne wyceny. Kiedy pęknie ta bańka?” ukazał się tego samego dnia w serwisie „DGP”.
W tekście autorka Sylwia Czubkowska krytycznie oceniła zarówno polską, jak i światową branżę startupową zwracając uwagę na niektóre aspekty funkcjonowania tego segmentu rynku. Dziennikarka zarzuciła startupom m.in. brak wymiernych efektów ich działania, wieczne oczekiwanie na pomoc inwestorów i niewielki wpływ tych firm na zatrudnienie czy wzrost gospodarczy. Autorka napisała też, że zakładanie startupów jest obecnie rodzajem mody, a nie poważnym prowadzeniem biznesu.
- To startupowanie polega na tym, że gdy zapytać kolejnego szefa kolejnego start-upu o to, ile jego firma zarabia, to za każdym niemalże razem usłyszy się tę samą odpowiedź: „Jeszcze jesteśmy na za wczesnym etapie”, „Jeszcze nie skalujemy tak wystarczająco szeroko, by osiągać zyski”, „Wciąż jesteśmy na etapie seedu” - napisała Czubkowska. - Czytaj: nie zarabiamy, żyjemy z tego, co dał nam za procent udziałów inwestor. (...) W efekcie ten świat różni się od świata zwykłych młodych firm, gdzie wszystko toczy się wokół składek ZUS, podatków, księgowości, faktur, załatwiania kolejnych pozwoleń i urzędowych kwestii. (...) Kiedy tradycyjna firma, np. szkoła języków obcych, walczy o klientów - by przetrwać, zarobić i może się rozwinąć, to start-up często się zachowuje jak księżniczka czekająca na księcia na białym koniu. Księżniczka, która nasłuchała się bajek o tym, jak to można zdobyć w dwa lata takiego inwestora, który kupi całość udziałów, więc będzie można się scashować (sprzedać) i wyjechać na Bahamy. Lub przeznaczyć te pieniądze na dalsze sprejowanie. By wmówić wszystkim, że oto staliśmy się już dużą firmą.
W podsumowaniu autorka zastanawiała się, czy startupowa bańka pęknie i zarzuciła startupom, że są nastawione w większości na czerpanie środków od inwestorów. - Spray and pray, tak się mawia w startupowym światku. Gdy jesteś na fali, gdy masz zainteresowanie mediów i inwestorów, to sprejuj. Czyli promuj się jeszcze bardziej i korzystaj ze składanych ofert. Czerp z nich pełnymi garściami. I módl się, by to zainteresowanie za szybko się nie skończyło - zakończyła sarkastycznie Czubkowska.
Kapiszon zamiast „bomby”
Artykuł wywołał w środowisku startupów żywą dyskusję, która toczyła się głównie w mediach społecznościowych. Część właścicieli startupów i osób zbliżonych do branży nie kryła swojego krytycznego stosunku do tez wyrażonych przez autorkę. Jednym z nich jest Artur Kurasiński, prezes zarządu MUSE.
- Tekst mający być „bombą” (tak był zapowiadany) jest kapiszonem. Rzeczy o których pisze autorka sama branża piętnuje od lat (ja chyba tylko w 2015 roku mówiłem o tym na kilku konferencjach) - podkreśla w rozmowie z serwisem Wirtualnemedia.pl Artur Kurasiński i wymienia swoje zarzuty do tekstu i jego autorki:
1. Oczekiwanie na inwestora nie jest podstawowym modelem działania startupu. Z tekstu wynika, że startupy w Polsce nic innego nie robią tylko czekają na inwestycje bo bez tego umierają.
2. To nie jest cała prawda o startupach tylko wskazanie na złe praktyki. Pisanie "całą prawda" ma tyle wspólnego co napisanie o pijanym lekarzu, że reprezentuje całe swoje środowisko.
3. "Spray and pray" to nie sposób na promocję startupu tylko model inwestowania - dawaj kasę na dużą ilość projektów, a może któryś wypali.
4. Trzeba było przepytać więcej ludzi to by się znalazły lepsze i bardziej krwiste opisy.
5. Brakuje co najmniej głosu ze środowiska inwestorów.
6. Brakuje opisania patologii programów 8.1 i 8.2 - tam są afery i prawdziwe przekręty – wylicza Kurasiński i na koniec w dosadnych słowach recenzuje publikację „DGP”.
- Tekst jest dęty, autorka nie zna się na temacie, w tekście są bzdury na temat pojęć. Dodatkowo tytuł to clickbait. Proponuję żeby dziennikarka pojechała do firmy G2A w Rzeszowie - 500 osób zatrudnionych, są w połowie tak duzi jak Steam i sprzedają za miliony dolarów miesięcznie gry - radzi ironicznie Kurasiński.
Startup to szczególny typ biznesu
Eliza Kruczkowska, CEO fundacji Startup Poland, podkreśla, że taki a nie inny kształt kontrowersyjnego tekstu może wynikać z niezrozumienia istoty funkcjonowania startupów. - Mnie tylko bawi, że wszyscy mówią o tym jak to powinniśmy pracować nad skłonnością do ryzyka, a jak komuś się coś nie udaje media są pierwsze by to wyśmiać – dostrzega Eliza Kruczkowska. - Tradycyjny biznes nie mówi dużo o porażkach, młodzi przedsiębiorcy technologiczni za to jak najbardziej (Maciej Białek mówił, ze położył 20 biznesów zanim mu obecny "wypalił", Stefan Batory też zanim osiągnął sukces próbował kilku innych pomysłów).
Szefowa Startup Poland podkreśla, że w branży innowacyjnej dużo się eksperymentuje, i jest to inny typ biznesu niż ten tradycyjny, do którego większość ludzi jest przyzwyczajona. Dlatego dla niektórych będzie biznesem „wirtualnym”.
- Nie biłabym piany, ani obrażała się na autorkę, a ciężka praca pokaże kolejne przykłady sukcesów - zapowiada Kruczkowska. - Natomiast minusem takich tekstów będzie tylko to, że coraz więcej startupów z sukcesami na koncie będzie sie odżegnywało od tej nazwy. Ale my jako środowisko już dawno mówimy, że celem startupu jest zarabiać! Oczywiście, że znajdą się marzyciele, naciągacze, poszukiwacze dotacji. Tylko nierzetelne jest nazywać tak całą branżę - cechą kapitalizmu jest że każdy typ działalności ludzkiej, który przynosi sukcesy ma naśladowców. I to niekoniecznie dobrych. Bo i w startupach mamy też zasadę Pareto - nie pozwólmy tylko przykryć złą prasą tych co wykonują te wartościowe 20 proc. - wzywa Kruczkowska.
Autorka nie rozumie, czym jest startup
Brak dostatecznej wiedzy na temat branży startupowej zarzuca Czubkowskiej nie tylko Kurasiński, podobne wątki pojawiają się też w ocenie tekstu przez Borysa Musielaka, dyrektora operacyjnego Samba TV na Europę, wcześniej szefa Filmastera.
- W świecie startupów czy biznesu ogólnie jest sporo patologii, jednak artykuł nie skupił się na żadnym z faktycznie istotnych problemów (jak przekręty przy dofinansowaniach z POIG 8.1, czy źle zarządzane fundusze z programu 3.1), zamiast tego wymyślił kilka nieistniejących lub nieistotnych problemów - uważa Borys Musielak. - Przede wszystkim autorka nie wydaje się rozumieć czym jest startup i czym różni się od tradycyjnego warzywniaka. Napędem startupu jest wzrost, a nie zyski. Nie da się jednocześnie szybko rosnąć i zarabiać dużo pieniędzy, bo żeby rosnąć, wszystkie pieniądze czy to zarobione czy zainwestowane przez VC trzeba inwestować we wzrost – podkreśla Musielak.
Nasz rozmówca zaznacza, że model funkcjonowania startupowego biznesu jest taki: inwestor inwestuje w 10 firm zakładając, że 9 z nich upadnie przepalając zainwestowane pieniądze, ale liczy na to, że jeden zwróci cały fundusz. - Najbardziej kuriozalny jest przykład z wyśmiewaniem Snapchata za brak dużych zysków. Podobnie niezorientowani śmiali się niedawno z Facebooka, który inwestował we wzrost zamiast monetyzacji – przypomina Musielak.
Nieco mniej radykalny w ocenie wagi tekstu w „DGP” i jego wpływu na branżę jest w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Michał Sadowski, założyciel i szef Brand24. - Tego typu komentarze i artykuły były zawsze i będą zawsze. Nie przeszkodziły specjalnie polskim firmom jak CD Project, LiveChat czy Docplanner dojść do międzynarodowej rozpoznawalności, a przede wszystkim dobrych wyników finansowych. Dlatego skupmy się na pracy, a jej efekty niech udowodnią błędną tezę tego typu publikacji – stwierdza krótko Michał Sadowski.
Opisywane startupy to mniejszość
Dla Grzegorza Błażewicza, prezesa SALESmanago. nie ulega wątpliwości, że tekst Czubkowskiej w „DGP”, choć nie pozbawiony niedostatków wywołał w środowisku ważną dyskusję.
- Uważam że Pani Sylwia nie do końca wie o czym pisze, aczkolwiek gratuluję jej wywołania ważnej dyskusji – ocenia Grzegorz Błażewicz. - Przede wszystkim nie zgadzam się z tezą że obecny trend na tworzenie startupów nie buduje kapitału społecznego. Dzięki tysiącom porażek młodych ludzi jednak czegoś się uczymy i kolejne przedsięwzięcia na pewno będą lepsze. Ja jestem przeciwnikiem tego jak były dysponowane środki UE na nowe firmy, ale to dzięki temu ileś ludzi w Polsce dotknęło tworzenia firmy. Bez tego bylibyśmy w tym samym miejscu co parę lat temu, a dzisiaj startupy, które opisuje autorka są już w zdecydowanej mniejszości.
Błażewicz dostrzega, że pomysły na startupy są coraz dojrzalsze. Jako przedsiębiorca widzi też że jest coraz więcej wiedzy w Polsce jak prowadzić kolejne rundy finansowania. - Robienie startupów opiera się na prostej mechanice i znanym wszystkim rachunku prawdopodobieństwa. Jedni wybierają spokojną robotę w urzędzie albo korporacji, a drudzy wybierają robienie własnych firm. Zdecydowanie bardziej cenię tych drugich. Nawet biorąc pod uwagę że wśród nich cały czas sporo jest ludzi oderwanych od rzeczywistości. Na koniec dnia mamy dzięki temu już całkiem spora grupę firm międzynarodowych, które dla zmiany wizerunku Polski za granicą zrobiły więcej niż wszystkie rządy razem wzięte – podsumowuje szef SALESmanago.
Zasłużyliśmy na ten tekst
W mocno przewrotnym tonie o teście Czubkowskiej mówi Paweł Surgiel, prezes zarządu BIVROST. - Branża startupów w Polsce wiele lat pracowała na taki tekst, jaki poczyniła Sylwia Czubkowska. I nie dziwi mnie fakt, że to z zewnątrz może tak wyglądać – zaznacza na początku Paweł Surgiel. - Pomimo, że w środowisku dzieje się wiele dobrego, prezes fundacji Startup Poland Eliza Kruczkowska staje na głowie by zmieniać prawo na bardziej przystępne młodym przedsiębiorcom, Borys Musielak czy Artur Kurasiński animują społeczności i wrzucają na rynek nie mniej wiedzy niż niejedna uczelnia, to guzik jest to wszystko warte. Rację ma Sylwia. Bo „Nec hercules contra plures”. Czyli kiedy partaczy kupa i Herkules d... - parafrazuje Surgiel znane porzekadło i dalej wymienia grzechy startupowej branży.
- Środowisko startupowe potrzebuje rachunku sumienia za przekręty w rozdawaniu dotacji i ich wydawaniu, za skuteczność programów 8.1, 3.1 i podobnych, za niekompetencje w PARP i NCBR i to ile i w jaki sposób kasy przepieprzyli, za te wszystkie fundusze, które pod stołem robią sobie sprzężenie zwrotne "zainwestowanych" pieniędzy by wracały jako ekstra koszty spółek. Tajemnicą poliszynela są setki przypadków, gdzie rezultaty działań dotacyjnych startupów robią na zlecenie firmy consultingowe, fałszując statystyki, generując nieprawdziwych klientów. Wszystko pod czujnym okiem dotacyjnych urzędników i za ich przyzwoleniem. Przez wiele lat przymykając na to oko zasłużyliśmy na taki tekst – przyznaje szef BIVROST.
Jednocześnie Surgiel przekornie zachęca autorkę tekstu do odwiedzin w swojej własnej firmie. - Świętym prawem i praktyką startupowicza jest prawo wykonania zwrotu, tzw. pivotu. Dlatego zwracam się do Redaktor Sylwii Czubkowskiej z propozycją. Zapraszam do mojej firmy, BIVROST, spółki bez prowadzonego PR-u, bez marketingu, a nawet bez gotowego produktu. Za to ze zdrowymi relacjami inwestorskimi, wynikiem finansowym i ludźmi, którzy zapieprzają (bo pracą ciężko to nazwać) nieraz po 18 godzin, mają cele, ambicje i marzenia. Chcę pokazać Pani, jak pracujemy i na jaki zakres globalnego rynku już wpłynęliśmy. I, że nie warto tracić wiary w sens opartych o technologię marzeń. Licząc po cichu na dziennikarski pivot - kończy Surgiel.
To nie atak, a głos w dyskusji
Sylwia Czubkowska wyjaśnia nam, że nie wszyscy zrozumieli jego przesłanie oraz motywy, które nią kierowały.
- Jest mi przykro, że część branży odebrała ten tekst jako atak na startupy, a nie kolejny głos w dyskusji o kondycji ważnego segmentu rynku – wyznaje Sylwia Czubkowska. - Problematyką startupów zajmuję się od wielu lat i zwykle piszę bardzo przychylne teksty na temat młodych firm, kibicuję całemu środowisku zarówno prywatnie, jak i zawodowo. Doszłam do wniosku, że taki artykuł jest potrzebny i zwraca uwagę na pewne aspekty funkcjonowania startupów, o których zwykle głośno się nie mówi, co oczywiście nie znaczy, że ich nie ma.
Dziennikarka podkreśla też, że krytyka jej tekstu nie jest jedynym odzewem na tę publikację. - Tak duże oburzenie części środowiska startupowego trochę mnie dziwi, w tym ekosystemie działają bowiem w większości młodzi, zdolni i pełni pomysłów ludzie, których cechą jest też otwartość na inne poglądy niż ich własne. Muszę też zaznaczyć, że po publikacji artykułu usłyszałam i przeczytałam wiele słów poparcia z różnych stron – między innymi od polityków, osób zajmujących się gospodarką, a także samych właścicieli startupów. Charakterystyczne jest to, że krytyka mojego tekstu skupiła się praktycznie w całości w serwisach społecznościowych, gdzie jedynie mnie oznaczano, natomiast wprost do mnie swoje zastrzeżenia do materiału skierował tylko jeden przedstawiciel środowiska startupowego – zdradza Czubkowska.
Moda na startupy to nie puste kalorie
Całość dyskusji wywołanej przez artykuł w „DGP” podsumowuje w swoim komentarzu Maciej Sadowski, CEO StartUp Hub Poland, który w tekście Czubkowskiej zabrał głos jako ekspert ale, jak podkreśla w rozmowie z nami, niektóre z jego wypowiedzi zostały przedstawione tam w świetle odbiegającym od pierwotnych intencji.
- Z zadowoleniem przyjąłbym jako efekt tej i wcześniejszych dyskusji uzgodnienie i utrwalenie kilku ważnych punktów - nie ukrywa Maciej Sadowski. - Definicje nie są bez znaczenia. Pozwalają nam ze sobą rzeczowo rozmawiać i dobrze, żebyśmy zgodzili się na to, co jest startupem. Wiele firm, choć to młode, pomysłowe, świetnie prowadzone i dające szansę na awans materialny przedsięwzięcia nie są startupami, a raczej firmami rodzinnymi lub usługowymi. Nie dają szans na wykładniczy, super-intensywny wzrost wartości - wyjaśnia Sadowski. Odnosi się też do charakteryzowania przez autorkę tekstu zakładania startupów jako nowej mody.
- Niechętnie witam nowe mody, ale tę na startupowanie uważam za szczególnie pożyteczną - podkreśla szef StartUp Hub Poland. - Marzę o tym, by polscy naukowcy zaakceptowali komercjalizację wynalazku jako równouprawnioną ścieżkę kariery - zachęcali do tego uczniów i nagradzali środowiskowo za każdą próbę. Bez mody, zachęt i podkreślania pozytywów odważnych do podjęcia próby będzie mniej. Startupowcy są niejednorodni. Tym, którzy ryzykują komfort pracy w korporacji, relacje z bliskimi ("nie wygłupiaj się, idź do pracy i wracaj po bożemu do domu") biorą na siebie wielką odpowiedzialność, należy się szacunek. Państwo i środowisko doświadczonego biznesu powinno im pomagać i z powodów etosowych i gospodarczych: to oni stworzą miejsca pracy, których uważam, że będzie więcej niż prognozują eksperci. Graficy, księgowi, sprzedawcy, koderzy, konsultanci, marketerzy, PR-owcy, analitycy i prawnicy angażowani przez startupy to strategiczna wartość dla naszego kraju. Dzięki startupom (bardziej niż dzięki innym ruchom czy rodzajom biznesu) spełnia się największy sen mojego pokolenia, żeby zdolni ludzie nie wyjeżdżali z konieczności z Polski, tylko znajdowali swoje szanse w kraju – zaznacza Sadowski.
Na koniec nasz rozmówca zwraca uwagę na korzyści jakie płyną z toczonej obecnie dyskusji wywołanej tekstem Czubkowskiej oraz na to, że moda na startupy nie musi być jałowa.
- Życzyłbym sobie i nam, żeby każdy nowy na rynku kibic tej debaty zrozumiał dzięki niej, co zwiększa jego lub jej szanse na bycie tym umownym 1 udanym biznesem w dziesiątce prób – podkreśla Sadowski. - Skalowalny model biznesowy, unikalne i dające się zabezpieczyć opracowania naukowe i istotne przewagi technologiczne to atuty, o które warto oprzeć swój projekt. Rywalizowanie podobnym, nawet wysokiej jakości produktem z istniejącymi już startupami w USA czy Chinach pociągnie za sobą wydatki marketingowe, którym nie sprosta jeszcze polski inwestor czy wsparcie publiczne. Kibicujmy każdej młodej firmie. Musimy zrozumieć, że nie każda to startup. Moda w tym przypadku nie musi oznaczać pustych kalorii. Szwecja, Izrael i USA udowodniły, że to koło zamachowe gospodarki opartej o wiedzę - podsumowuje Sadowski.
Dołącz do dyskusji: Burza w środowisku startupowym po artykule „Udawany biznes Start-Up”. „Kapiszon zamiast bomby”
Rzeczywiście trudno jednak zbudować takie środowisko biznesu startup bez porażek i błędów.
Tyle że dobrej woli było naprawdę mało.
Inna sprawa czy gdzie indziej było inaczej? To jest straszne, że nasze życie zależy od tego czy u władzy są mądrzy czy głupi ludzie. Bo byli i są głupi w Polsce.