SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Ernest Zozuń zniknął z anteny Trójki, a Sylwia Zadrożna z Jedynki, dział kadr pyta o ich prawa pracownicze

Dziennikarz radiowej Trójki Ernest Zozuń został oddelegowany do archiwum Informacyjnej Agencji Radiowej, natomiast dziennikarka gospodarcza Sylwia Zadrożna zniknęła z anteny Jedynki, nadal przygotowuje za to materiały do Polskiego Radia 24. Związki zawodowe zostały zapytane o prawa pracownicze Zozunia, Zadrożnej i Agaty Kasprolewicz.

Dołącz do dyskusji: Ernest Zozuń zniknął z anteny Trójki, a Sylwia Zadrożna z Jedynki, dział kadr pyta o ich prawa pracownicze

30 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
mechanik
To może napiszę coś ogólnie, bez umiejscowienia rzeczy w jakimś konkretnym dziale czy redakcji radiowej. Kiedyś bycie radiowcem oznaczało pewną markę, swoisty etos napawał sporą dumą - było się czym pochwalić i na ludziach z miasta robiło wrażenie, że ich rozmówca pracuje w Polskim Radiu. Panowała zasada dochodzenia do należytego kunsztu - "mistrz i czeladnik". Mistrz bywał też mentorem, gdy czeladnik wykazywał się odpowiednim zaangażowaniem i inwencją. Człowiek wiedział, że po latach dobrej pracy zacznie osiągać zawodowo i finansowo to co widział u swoich starszych kolegów. Był jakiś w miarę konstruktywny porządek, proces był też dość przewidywalny jeśli przestrzegało się podstawowych reguł poprawnego współżycia. Teraz widzę coraz młodszych i coraz bardziej bezczelnych, wyniosłych czynowników o nieomylnych przekonaniu własnych możliwości i własnych prawd. Przychodzą do Radia jak do ziemi wroga i tak traktują starych pracowników, sami mając stażu z pięć minut. Ręce długie i dłonie pojemne - do kasy, bezradne gdy trzeba coś faktycznie naprawdę samemu zrobić. Prawie nic nie potrafiąc wydają krótkimi szczeknięciami rozkazy - "zrobić tak by było dobrze!" i jest "dobrze".
Słabe to, wyjątkowo słabe i przyjdzie kiedyś za to zapłacić - niestety wszystkim już radiowcom.

Przypomniało mi się pewne powiedzenie: Burzyć jest łatwo, budować - trudno. Nikt nie chce o tym pamiętać.


Może jeszcze uzupełnię swoją powyższą wypowiedź o kilka refleksji. Myślałem nadzieję, że tak jawne podporządkowanie polityczne, sekowanie każdej niezależnej myśli czy nawet uwagi, masowa wymiana kadr, są skamieliną historyczną, a reakcje ludzkie oparte na strachu i konformizmie podporządkowujące ludzi pozorowanym ideom (przepraszam, ale tak widzę politykę) to też relikt przeszłości, przynajmniej w większości przypadków. Myliłem się, stare prawdy o istocie natury ludzkiej obowiązują nadal i to obowiązują bezwzględnie. Politura jest strasznie cieniutka.
Czystki i wprowadzanie własnych funkcjonariuszy przebiły wszystko co było dotychczas widziane w Radiu. Najciekawsza jest jednak dla mnie metamorfoza sporej grupy starych pracowników, którzy teraz dojrzeli swoją szansę na awans lub nawet zwykłe zaistnienie - dość obrzydliwy obrazek. Na koniec sprawa związków zawodowych, których w Firmie jest sporo, a które mogłyby coś pokazać z zakresu swojej działalności statutowej. Fikcja do kwadratu. To leczy człowieka z jakichkolwiek złudzeń. Niedługo zakończy swój żywot układ zbiorowy i już wszystkie możliwości określi Zarząd i jego reszta prawników. Oczywiście zgodnie z kodeksem pracy.
odpowiedź
User
yuiu
Spróbuj pisać krótko ale z sensem

To może napiszę coś ogólnie, bez umiejscowienia rzeczy w jakimś konkretnym dziale czy redakcji radiowej. Kiedyś bycie radiowcem oznaczało pewną markę, swoisty etos napawał sporą dumą - było się czym pochwalić i na ludziach z miasta robiło wrażenie, że ich rozmówca pracuje w Polskim Radiu. Panowała zasada dochodzenia do należytego kunsztu - "mistrz i czeladnik". Mistrz bywał też mentorem, gdy czeladnik wykazywał się odpowiednim zaangażowaniem i inwencją. Człowiek wiedział, że po latach dobrej pracy zacznie osiągać zawodowo i finansowo to co widział u swoich starszych kolegów. Był jakiś w miarę konstruktywny porządek, proces był też dość przewidywalny jeśli przestrzegało się podstawowych reguł poprawnego współżycia. Teraz widzę coraz młodszych i coraz bardziej bezczelnych, wyniosłych czynowników o nieomylnych przekonaniu własnych możliwości i własnych prawd. Przychodzą do Radia jak do ziemi wroga i tak traktują starych pracowników, sami mając stażu z pięć minut. Ręce długie i dłonie pojemne - do kasy, bezradne gdy trzeba coś faktycznie naprawdę samemu zrobić. Prawie nic nie potrafiąc wydają krótkimi szczeknięciami rozkazy - "zrobić tak by było dobrze!" i jest "dobrze".
Słabe to, wyjątkowo słabe i przyjdzie kiedyś za to zapłacić - niestety wszystkim już radiowcom.

Przypomniało mi się pewne powiedzenie: Burzyć jest łatwo, budować - trudno. Nikt nie chce o tym pamiętać.


Może jeszcze uzupełnię swoją powyższą wypowiedź o kilka refleksji. Myślałem nadzieję, że tak jawne podporządkowanie polityczne, sekowanie każdej niezależnej myśli czy nawet uwagi, masowa wymiana kadr, są skamieliną historyczną, a reakcje ludzkie oparte na strachu i konformizmie podporządkowujące ludzi pozorowanym ideom (przepraszam, ale tak widzę politykę) to też relikt przeszłości, przynajmniej w większości przypadków. Myliłem się, stare prawdy o istocie natury ludzkiej obowiązują nadal i to obowiązują bezwzględnie. Politura jest strasznie cieniutka.
Czystki i wprowadzanie własnych funkcjonariuszy przebiły wszystko co było dotychczas widziane w Radiu. Najciekawsza jest jednak dla mnie metamorfoza sporej grupy starych pracowników, którzy teraz dojrzeli swoją szansę na awans lub nawet zwykłe zaistnienie - dość obrzydliwy obrazek. Na koniec sprawa związków zawodowych, których w Firmie jest sporo, a które mogłyby coś pokazać z zakresu swojej działalności statutowej. Fikcja do kwadratu. To leczy człowieka z jakichkolwiek złudzeń. Niedługo zakończy swój żywot układ zbiorowy i już wszystkie możliwości określi Zarząd i jego reszta prawników. Oczywiście zgodnie z kodeksem pracy.
odpowiedź
User
mechanik
Przykro mi drogi "yulu", że uważasz moją wypowiedź za bezsensowną i zbyt długą. Ma ona charakter refleksyjny i co prawda nie odnosi się do losów dwojga dziennikarzy z artykułu (można jej zarzucić w takim razie iż nie jest na temat), ale pozostanę przy wierze, że można jeszcze napisać kilkanaście zdań, które są czytelne dla zwykłego człowieka. Chyba, że pojęcie sensowności to podanie konkretnych nazwisk i zdarzeń?
odpowiedź