Ziemkiewicz: pieniądze PiS dla Radia Wnet jak CIA dla opozycji, wyjątkowa hipokryzja Lisa
Zdaniem Rafała Ziemkiewicza finansowanie przez SKOK-i i PiS mediów prawicowych jest analogiczne do wsparcia, jakiego w PRL-u CIA udzielała opozycji antykomunistycznej. Publicysta uważa, że krytykujący to Tomasz Lis pokazuje swoją hipokryzję i „wściekliznę”.
Po tym, jak „Gazeta Wyborcza” ujawniła w zeszłym tygodniu, że Prawo i Sprawiedliwość w ub.r. przekazało Radiu Wnet - którego założycielem i dyrektorem jest Krzysztof Skowroński, prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich - 143 tys. zł, natomiast 40 tys. zł zapłaciło za usługi public relations Stanisławowi Janeckiemu (przeczytaj szczegóły), w środowisku dziennikarskim rozpoczęła się gorąca dyskusja. Władze Oddziału Warszawskiego SDP wezwały Krzysztofa Skowrońskiego do ustąpienia ze stanowiska, uzasadniając, że jego obecność w kierownictwie rujnuje wiarygodność stowarzyszenia (więcej na ten temat). Natomiast zasiadająca w zarządzie SDP Teresa Bochwic, która według „Gazety Wyborczej” zainkasowała od PiS kilka tysięcy złotych, wyjaśniła, że sprzedała partii Jarosława Kaczyńskiego prawa do napisanego przez siebie raportu, ale umowę podpisała w październiku 2011 roku, jeszcze zanim została wybrana do zarządu SDP (przeczytaj więcej).
Wspieranie przez PiS prawicowych mediów i dziennikarzy ostro skrytykował Tomasz Lis, określając to mianem „żałosnego sponsoringu” i sugerując, że wspierani przez partię Kaczyńskiego dziennikarze po jej ewentualnym powrocie do władzy znów będą występować w mediach publicznych (przeczytaj więcej o komentarzu Lisa).
Zupełnie inną opinię na ten temat przedstawił w weekend Rafał Ziemkiewicz, publicysta „Tygodnika Do Rzeczy”. W serwisie internetowym pisma porównał finansowanie przez PiS prawicowych mediów do wsparcia, jakiego CIA udzieliła w czasach PRL-u opozycji antykomunistycznej. - W tamtych czasach oskarżani, zwłaszcza ci w kraju, ze względów taktycznych tych pieniędzy się wypierali. Dziś wiemy, że gdyby nie spore subwencje wpompowane w polskie podziemie w latach osiemdziesiątych z zagranicy, prawdopodobnie udałoby się je komunistom doszczętnie zmiażdżyć - ocenia Ziemkiewicz. Przypominając, że tamto wsparcie też budziło kontrowersje (sprzeciwiał mu się m.in. Jerzy Giedroyc), podkreśla, że dziennikarze mediów mainstreamowych nie mają prawa krytykować obecnej solidarności PiS-u z Radiem Wnet. - Sytuacja, w której różne pluszaki władzy, pokroju Tomasza Lisa, w niewybredny sposób atakują takich ludzi jak wyżej wymienieni za branie pieniędzy od opozycji nieodparcie przypomina tę sytuację, gdy spasieni na judaszowym sowieckim żołdzie PZPR-owcy rzucali gromy za „pieniądze CIA” na prześladowanych opozycjonistów - twierdzi Ziemkiewicz.
Publicysta „Do Rzeczy” zauważa, że PiS nie jest jedynym podmiotem wspierającym media. - Organizacje typu „Krytyka Polityczna” mogą liczyć na pieniądze ze spółek skarbu państwa, Unii, agend i fundacji rządowych, media liżące władzę pełne są reklam od ministerstw, urzędów i firm, dla których życzliwość władzy jest warunkiem powodzenia w interesach. Na debilowatego „możeła” znalazły się na pstryknięcie setki tysięcy z publicznej kasy, choć reklamowana nachalnie „radosna” impreza ściągnęła mniej osób, niż zupełnie nie dotowany, ogłoszony tylko w mediach opozycyjnych i internecie trzeciomajowy polonez Towarzystwa Patriotycznego Jana Pietrzaka dzień później. Natomiast na debatę, książkę czy seminarium o Żołnierzach Wyklętych albo na przegląd niezależnych filmów niezbędne wsparcie uzyskać można tylko od PiS albo SKOK-ów - wylicza. - Takie są realia, jak były w PRL, gdzie też na uczciwe działanie można było dostać pieniądze tylko od „Solidarności”, która miała je wiadomo skąd - podsumowuje.
Zdaniem Ziemkiewicza akurat Tomasz Lis nie powinien tego krytykować, ponieważ jego pozycja jest oparta na szczególnym układzie z Telewizją Polską. - Za ogromne pieniądze, ponad sto tysięcy miesięcznie robi on tam show, któremu wysoką oglądalność gwarantuje miejsce w ramówce. Kto ten show ogląda, wie, że jest on nieustającym, jak to brutalnie ujmuje młodzież, „robieniem laski” władzy. Ten show z kolei ciągnie sprzedaż tygodnika, który Lis zamienił w prorządowy, a bardziej jeszcze anty-opozycyjny tabloid, bazujący na tanim skandalu, ciągłym odwoływaniu się do niskich instynktów pogardy i agresji, i przede wszystkim na tym, że każdy okładkowy temat tygodnika dostaje kryptoreklamowe wzmocnienie w prime time w TVP, tuż po gromadzącym ośmiomilionową publiczność serialu - opisuje Ziemkiewicz. - Każda inna telewizja pewnie za taką krypciochę wylałaby, ale Lis ma w TVP układ szczególny, i trudno nie podejrzewać, że to nie tyle jego domniemane talenty i worek nagród przyznawanych sobie nawzajem przez członków prorządowego towarzystwa wzajemnej adoracji, ale właśnie owo szczególne przełożenie na telewizyjne pasmo najlepszej oglądalności było przyczyną zatrudnienia go jako szefa najpierw „Wprost” a potem „Newsweeka” - dodaje publicysta. Ocenia przy tym, że krytykując wsparcie Radia Wnet przez PiS, Lis „popisał się tutaj wyjątkową hipokryzją i - naprawdę trudno to inaczej nazwać - wścieklizną”.
- Że Janecki, w chwili, gdy m.in. za sprawą Lisa został całkowicie wyrzucony z zawodu, sprzedał opozycji parę eksperckich analiz, że Bochwic udzieliła jej praw autorskich do wykorzystania wyników swojej pracy, że Skowroński przyjął jej wsparcie dla alternatywnego radia - to ma być ujmą dla nich? I będą ich z tych pieniędzy rozliczać funkcjonariusze agit-propu III RP? No - bez jaj! - podsumowuje Rafał Ziemkiewicz.
Dołącz do dyskusji: Ziemkiewicz: pieniądze PiS dla Radia Wnet jak CIA dla opozycji, wyjątkowa hipokryzja Lisa