Sławomir Jastrzębowski: Pokazałem prawdę
"Super Express" w piątkowym wydaniu przeprosił Patrycję Kotecką, byłą wiceszefową AI TVP za publikację jej półnagiego zdjęcia. Sławomir Jastrzębowski, redaktor naczelny "SE" nie zamierza jednak zaprzestać publikowania zdjęć, za które mógłby zostać pozwany. - Misją dziennikarzy jest pokazywanie czytelnikom prawdy. I "Super Express" to robi - podkreśla w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl.
W październiku br. Sąd Apelacyjny w Warszawie orzekł, że publikacja zdjęcia, na którym znajdowała się półnaga Patrycja Kotecka, narusza jej dobra osobiste. Zdjęcie zostało wykonane 13 lat temu, kiedy to Kotecka wzięła udział w sesji fotograficznej w ramach akcji profilaktyki raka piersi. "Super Express" (Murator S.A.) miał przeprosić byłą wiceszofową AI TVP i wypłacić odszkodowanie w wysokości 60 tys. zł.
Po tym wyroku w przesłanym mediom oświadczeniu Patrycja Kotecka stwierdziła: "Mam nadzieję, że przegrany proces skłoni kierownictw "SE" do refleksji, że branie udziału w nagonce i używanie do tego tak obrzydliwych i nikczemnych metod rujnuje reputację gazety". Nadzieje Koteckiej wydają się być jednak płonne, gdyż Sławomir Jastrzębowski nie zamierza zaprzestać publikacji podobnych zdjęć, a z wyrokiem się nie zgadza i twierdzi, że nie złamał prawa, bo zdjęcie zostało legalnie kupione. - Widziało je mnóstwo dziennikarzy, bo było ogólnie dostępne do obejrzenia na stronach znanej agencji. Sąd swoim wyrokiem pośrednio uznał więc, że dziennikarze mogli je oglądać, a czytelnicy nie. Pachnie to jakimś niekonstytucyjnym podziałem obywateli na dwie grupy - mówi Jastrzębowski. Dodaje, że nie może odpowiadać za to jak czytelnicy interpretują zdjęcia publikowane na łamach "SE". - W wolnym kraju czytelnik powinien mieć prawo do swobodnej interpretacji - tłumaczy.
Tabloid kierowany przez Jastrzębowskiego w ostatnim okresie przegrał już kilka procesów z celebrytami. Aktualnie toczy się m.in. proces wytoczony gazecie przez Daniela Olbrychskiego, którego zdjęcie z kieliszkiem wina opublikował "SE" po tym jak aktor zapewniał, że nie będzie pił alkoholu. - Jeśli go przegramy, będzie to informacja dla wszystkich mediów, że w stosunku do celebryty nie działa zasada "sprawdzam", a my dziennikarze możemy pisać tylko głupoty, które oni sami o sobie mówią. Przecież to jest chore, to jest totalne zamykanie ust dziennikarzom - oburza się Sławomir Jastrzębowski.
Robert Stępowski: Komentując wyrok sądu w sprawie z Patrycją Kotecką powiedział Pan, że traktuje go jako swoistego rodzaju atak na wolność słowa. Tak właśnie należy rozumieć Pana stwierdzenie, czy jest to nadinterpretacja Pana słów?
Sławomir Jastrzębowski, redaktor naczelny "Super Expressu": Uważam, że media powinny pokazywać prawdę i to jest nadrzędne kryterium. Ja właśnie tę prawdę pokazałem. Opublikowaliśmy legalnie kupione zdjęcie od legalnie funkcjonującej agencji. Zdjęcie osoby zajmującej bardzo ważne stanowisko w publicznej telewizji i życiowej partnerki prominentnego polityka. Zdjęcie zostało zrobione za jej wiedzą i zgodą. To jak zostało ono odebrane i zinterpretowane jest zupełnie inną kwestią. Moim zdaniem nie opowiada się muzyki i zdjęć. One się same opowiadają. Sąd uznał inaczej, sąd uznał, że brak kontekstu przy publikacji przez nas zdjęcia był naruszeniem dóbr modelki.
Pani Kotecka mogła też inaczej zareagować. Wystarczyło powiedzieć, że jest to przeszłość, że zdjęcie zostało wykonane na potrzeby konkretnej akcji i tyle. Natomiast fakt jest faktem. Mając 17 lat pracując dla agencji modelek pozwoliła zrobić sobie takie zdjęcie. Widziało je mnóstwo dziennikarzy, bo było ogólnie dostępne do obejrzenia na stronach znanej agencji. Sąd swoim wyrokiem pośrednio uznał więc, że dziennikarze mogli je oglądać, a czytelnicy nie. Pachnie to jakimś niekonstytucyjnym podziałem obywateli na dwie grupy.
Z wyrokiem się Pan nie zgadza, ale będzie on
wykonany?
Tak. W miniony piątek opublikowaliśmy przeprosiny, a odpowiednie
kwoty wydawnictwo wypłaci zarówno Pani Koteckiej, jak i zostaną one
przekazane na cele charytatywne. Mimo to chciałbym, by w takich
sytuacjach sąd nie mówił o naruszeniu dóbr osobistych. Dużo lepiej
byłoby, gdyby nakazano nam zapłacić osobie znajdującej się na tym
zdjęciu stawkę taką jaką płaci się modelce - 1-2 tys. zł.
Czy tego typu wyroki nie sprawią, że Pan i inni
redaktorzy naczelni, kilka razy zastanowicie się czy warto
publikować podobne zdjęcia i ewentualnie narazić się na
proces?
My już się nad tym zastanawiamy obserwując w
jaki sposób sądy interpretują Prawo Prasowe. Ta interpretacja
oczywiście za każdym razem jest nieco inna, ale niestety coraz
częściej niekorzystna dla wydawcy i opinii publicznej. A ja się
zastanawiam o naruszeniu jakich dóbr osobistych rozmawiamy? Kiedy
polska celebrytka, tak jak np. pani Małgorzata Kożuchowska,
pokazuje nagie piersi na zagranicznej plaży, polscy turyści robią
jej zdjęcia - wszystko jest dobrze i nikt nie robi z tego problemu.
Jednak kiedy ja je publikuję, sprawa trafia do sądu. Przecież ja
nie wysyłam fotoreportera, który wdziera się siłą do czyjejś
sypialni lub pod prysznic. Jeśli ktoś się rozbiera w miejscu
publicznym, musi się liczyć, z tym że ktoś go zobaczy, że ktoś
zrobi mu zdjęcie i że zostaną one opublikowane w internecie lub
gazecie. To tak jakby polskie sądy kierowały się dziwną maksymą:
nie wolno pokazywać tego, co ludzie widzą w publicznych miejscach.
Przecież to zwykła cenzura.
Zrezygnował Pan z publikacji jakiegoś zdjęcia w obawie
przed procesem?
Ktoś mi kiedyś zarzucał, że kiedy robi się tabloid, to przegrane
procesy są wkalkulowane w koszty. Chcę wyraźnie powiedzieć, że tak
nie jest. Ja nie chcę przegrywać procesów! To nie jest miłe i
wiadomo jak wpływa na kondycję finansową firmy, szczególnie, że z
wieloma z tych wyroków ja osobiście się nie zgadzam. Kobiety za
granicą rozbierają się częściej niż w Polsce, w tym nasze gwiazdy.
Ja nie oceniam, czy to dobrze, czy źle. Ja tylko uważam, że nasi
czytelnicy powinni mieć możliwość zobaczenia takiego obyczajowego
obrazka. My rejestrujemy niezwykle istotną prawdziwą zmianę
obyczajową. Niestety sąd twierdzi inaczej. Przecież w tekstach o
Steczkowskiej, czy Kożuchowskiej nie było treści, które godziły w
ich dobre imię. Wręcz przeciwnie, one były pozytywne. Nie mogę
natomiast odpowiadać za sposób interpretacji zdjęć. To sprawa
indywidualna każdego odbiorcy. W wolnym kraju czytelnik powinien
mieć prawo do swobodnej interpretacji.
Może trzeba te kwestie w jakiś jasny sposób kiedyś
sprecyzować w Prawie Prasowym?
To nie będzie takie łatwe. Katalog spraw, o których rozmawiamy jest
naprawdę szeroki i cały czas otwarty. Teraz np. proces wytoczył nam
Daniel Olbrychski. Po śmierci Jana Pawła II powiedział oficjalnie,
że zdiagnozowano u niego alkoholizm i że w związku ze śmiercią
papieża przestaje pić, że zostaje abstynentem. Jakiś czas później
zrobiliśmy mu zdjęcie, kiedy w towarzystwie żony w restauracji pije
jednak kieliszek wina. Oczywiście alkoholik nie może sobie pozwolić
na "kontrolowane picie" - zresztą w wielu wywiadach mówił o tym, że
całkowicie przestaje pić. Za publikację tego zdjęcia Olbrychski
wytoczył proces "SE". Jeśli go przegramy, będzie to informacja dla
wszystkich mediów, że w stosunku do celebryty nie działa zasada
"sprawdzam", a my dziennikarze możemy pisać tylko głupoty, które
oni sami o sobie mówią. Przecież to jest chore, to jest totalne
zamykanie ust dziennikarzom.
Czy to nie prowadzi do nieco absurdalnej sytuacji, z
której mogłoby wynikać, że kiedy o celebrytach pisze się dobrze -
to nie ma procesów, a jeśli pokazuje się ich w sytuacjach
uznawanych za niestosowne, to gazeta musi liczyć się z
procesem?
Celebryci bardzo często kreują rzeczywistość i wprowadzają
czytelników w błąd. Przykład? Znana spikerka w jednym z kobiecych
czasopism pokazywała swój piękny dom i jego gustowne wnętrze. Tak
przynajmniej sądził każdy czytelnik, który obejrzał materiał.
Dopiero podczas rozprawy sądowej przeciwko mnie dowiedziałem się,
że to była totalna fikcja. To nie był jej dom. Wszystko było
zaaranżowane. A przecież ludzie z pewnością kupowali magazyn między
innymi dlatego, żeby zobaczyć jak mieszka znana z telewizji pani.
Jakie ma meble, psy i krany. Tu media według celebrytów mogą kłamać
i pokazywać czytelnikowi nieprawdziwą rzeczywistość. Według sądów
to jest w porządku. Jeśli jednak my publikujemy zdjęcie, na którym
ta sama pani naprawdę jest na autentycznej plaży i to ubrana, to
ląduję w sądzie. Misją dziennikarzy jest pokazywanie czytelnikom
prawdy. I "Super Express" to robi.
W takiej sytuacji może i oszukani czytelnicy mogliby złożyć
pozew przeciw takiemu celebrycie oraz gazecie, która materiał
opublikowała?
Prawdopodobnie tak mogliby postąpić oszukani czytelnicy. Zresztą ja
jako czytelnik, także mógłbym pozywać celebrytów oraz innych
wydawców.
Po którymkolwiek przegranym procesie został Pan wezwany
przez swoich przełożonych na "dywanik"?
My nie mamy w
budżecie zarezerwowanych pieniędzy na wypłatę odszkodowań z tytułu
przegranych procesów. Zawsze kiedy chcę opublikować jakiś materiał
o podwyższonym ryzyku, rozmawiam z przedstawicielem zarządu o
ewentualnych konsekwencjach, czasie jaki może trwać proces w takiej
sprawie oraz orzeczeniach, które zapadły w tego typu sprawach.
Podkreślam, że jeszcze nigdy nie zostałem pochwalony przez zarząd
za niekorzystny dla nas wyrok. I raczej się nie spodziewam.
Wielu osobom wydaje się, że kiedy my publikujemy zdjęcia paparazzi
jakiejś gwiazdy na przykład roznegliżowanej, to rośnie nam sprzedaż
i zyski, więc stać nas na wypłatę wysokiego odszkodowania. To mit.
Bardzo często zdarza się, że sprzedaż z nagą celebrytką na
"jedynce" powoduje, że bardzo spada nam sprzedaż. Bo ludzie jej nie
lubią. Gdyby dana osoba o tym wiedziała, to zapewne byłaby to dla
niej potężna trauma, że ludzie nie chcą jej oglądać w ubraniu lub
bez. Nie będę się znęcał i nie podam nazwisk.
Wspomniał Pan o
spadkach sprzedaży, w przypadku nie cieszącej się dużą
popularnością "gwiazdy" na jedynce. Czytelnictwo gazet generalnie
spada - tabloidy radzą sobie w tej sytuacji i tak całkiem
dobrze.
Rzeczywiście wyniki po trzech kwartałach mówią, że "Super
Expressowi" sprzedaż spadła najmniej na całym ogólnopolskim rynku.
Wcale nie uważam, że nadszedł kres papierowych gazet, że wyprze nas
internet i inne technologiczne nowinki. Dzisiejsi 30, 40,
50-latkowie mają nawyk kupowania gazet i choć oni również
korzystają już z internetu to dla większości gazeta musi być
drukowana i pachnieć farbą. Sam tak mam. Nieco gorzej jest z
nastolatkami, którzy prasy raczej nie czytają.
Więc za 10-20 lat pojawi się problem, kiedy dzisiejsi
nastolatkowie będą mieli po 30 lat i nie nabędą nawyku kupowania
gazet.
Tak. Wtedy prasa będzie przeżywać prawdziwy
kryzys, ale nie nastąpi to na pewno w ciągu 3-5 lat. Teraz mamy
czas na wyrobienie tego nawyku w młodych ludziach.
Niedawno Infor Biznes wygrał sprawę o nielegalne
kopiowanie treści i otrzyma pokaźne odszkodowanie. Państwa kontent
także jest kopiowany przez inne serwisy?
Tak. To jest czyste łobuzerstwo. Ja muszę zapłacić dziennikarzowi i
fotoreporterowi za przygotowanie materiału, a ktoś to sobie bierze
za darmo i zarabia na tym.
Przygotowujecie pozwy przeciw takim nieuczciwym
wydawcom?
Nasi prawnicy są w trakcie zbierania materiałów i rozmów z nimi.
Jeśli nie uda się załatwić sprawy polubownie, to zapewne skierujemy
wnioski do sądu.
W która stronę, Pana zdaniem, musi iść "SE" oraz strona
internetowa www.se.pl by się
rozwijać?
Moim zdaniem kierunek zmian jest oczywisty i jeden dla wszystkich
wydawców. Ci, którzy chcą się rozwijać, będą musieli spójnie
pracować na wspólny sukces. Jeden zespół będzie musiał wytwarzać
materiał do gazety, internetu i na telefony komórkowe. Taki model
zaczyna już u nas funkcjonować. Redakcje tradycyjna i on-line będą
działały wspólnie. Zrobiliśmy już pierwsze kroki. Myślę, że coraz
więcej redakcji będzie właśnie takimi fabrykami kontentu.
Czyli już nie ma miejsca na prawdziwe dziennikarstwo?
Będą zarabiać tylko Ci, którzy są wstanie więcej i szybciej
materiałów "wyprodukować"?
Nie. Prawdziwe
dziennikarstwo nie zniknie. Będzie miejsce na reportaż napisany
pięknym, literackim językiem i dobry wywiad. Nie wiem gdzie
znajdzie się miejsce na takie obszerne wypowiedzi. Może będą to
blogi lub książki - nie wiem. Wiem jednak, że ludzie cały czas będą
czuli potrzebę przeczytania czegoś głębokiego i wartościowego. Od
"Super Expressu" dostają świat w wysokokalorycznej pigułce.
Dołącz do dyskusji: Sławomir Jastrzębowski: Pokazałem prawdę