Sławomir Jastrzębowski odwołał się od wyroku skazującego za jazdę po pijanemu
Szef Salon24.pl Sławomir Jastrzębowski został ukarany 6 tys. zł grzywny, 5 tys. zł na cel charytatywny i czteroletnim zakazem prowadzenia pojazdów mechanicznych za jazdę pod wpływem alkoholu wiosną 2018 roku. Jastrzębowski nie zgadza się z wyrokiem i złożył odwołanie.
Wyrok pierwszej instancji w sprawie Sławomira Jastrzębowskiego zapadł w czerwcu br. Dziennikarz został uznany za winnego tego, że pod koniec marca 2018 roku będąc pod wpływem alkoholu prowadził samochód.
Nałożono na niego czteroletni zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych, 6 tys. zł grzywny i nakaz wpłaty 5 tys. zł na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej.
Jak dowiedział się portal o2.pl, Jastrzębowski odwołał się od wyroku, w konsekwencji akta sprawy skierowano ponownie do warszawskiego sądu. Nie wyznaczono jeszcze terminu rozprawy w drugiej instancji.
Retrospektywna analiza badania alkometrem
Według śledczych Sławomir Jastrzębowski 29 marca ok. godz. 21 przyjechał samochodem do hotelu, a kilkadziesiąt minut później został przebadany alkometrem. - W takiej sytuacji powołujemy biegłego toksykologa, który przeprowadza rachunek retrospektywny: w oparciu o kilka parametrów bada, czy tendencja zawartości alkoholu w organizmie jest rosnąca czy malejąca. W przypadku pana Jastrzębowskiego tendencja była malejąca - był w fazie pozbywania się alkoholu z organizmu, co świadczy o tym, że ten alkohol został spożyty wcześniej, a nie stosunkowo niedawno - relacjonuje rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa - Praga.
Biegły wyliczył, że podejrzany w czasie prowadzenia samochodu miał między 1 a 2,34 promila alkoholu we krwi.
Prokuratura zebrała w tej sprawie szerszy materiał dowodowy. - Są zabezpieczone nagrania z monitoringu: z parkingu hotelowego, jak osoba bardzo podobna do podejrzanego kilkakrotnie wysiada i wsiada z pojazdu. Są ustalenia, według których samochód kierowany przez pana Jastrzębowskiego najechał na drzewka posadzone na terenie parkingu. Jest zeznanie recepcjonistki, która wyczuwała woń alkoholu od podejrzanego bezpośrednio po opuszczeniu przez niego pojazdu. Są zeznania świadka, który parę godzin wcześniej podawał podejrzanemu znaczne ilości alkoholu w barze hotelowym. To wszystko jest też zabezpieczone na monitoringu - wylicza prok. Marcin Saduś.
Jastrzębowski: to prowokacja policyjna
Sławomir Jastrzębowski w rozmowie z Wirtualnemedia.pl przyznaje, że pił tamtego dnia alkohol, ale podkreśla, że nie krótko przed tym, jak prowadził samochód. - Alkohol piłem między godz. 13 a 14 do obiadu, co jest na monitoringu hotelowym, a w samochodzie miałem być o 21. Wypiłem tyle, że spaliłem wszystko - to jest obliczone przez dwóch biegłych, lekarzy toksykologów. Nie ma takiej możliwości, żeby ten alkohol rzutował na to, że byłem nietrzeźwy o godz. 21 - tłumaczy.
Dlaczego do hotelu przyjechali policjanci? - Kelnerka wezwała policję, bo podała mi piwo do obiadu i uznała, że skoro wsiadłem potem do samochodu, mogę być nietrzeźwy - mówi były szef „Super Expressu”. - Wobec mnie wysunięto zarzut, że wjechałem na trawnik. Nie potrąciłem nikogo, nie przekroczyłem prędkości - zaznacza.
Według Jastrzębowskiego policja posługuje się w tej sprawie sfałszowanymi wynikami badania alkometrem. - Zatrzymano mnie w pokoju hotelowym o godz. 22:15. Natomiast wyniki z alkometru mające świadczyć przeciw mnie są z godz. 21:42. Jest to w protokole z badania ręcznie napisanym przez policjanta - twierdzi. - Czyli według policji podróżowałem w czasie, cofnąłem się o pół godziny? To niemożliwe. To znaczy, że to są czyjeś wyniki, nie wiem czyje, ale nie mogą być moje. Nie ma badania krwi, więc nie ma próbki DNA i nie wiadomo, kto dmuchał w alkometr. Ja nie mogłem dmuchać o godz. 21:42, skoro zatrzymano mnie o 22:15 - wyjaśnia.
- Kiedy przyjechałem o 21:30 do hotelu, to policjanci już na mnie czekali przed recepcją i widzieli, jak wysiadam z samochodu - to jest na monitoringu. Podszedłem do nich i rozmawiałem, nie zatrzymali mnie o 21:30. Dlaczego czekali 45 minut, zanim mnie zatrzymali? - pyta Jastrzębowski. - W ten sposób można zatrzymać połowę wesela, zarzucając, że godzinę wcześniej jechali pod wpływem alkoholu - ironizuje.
Prawnik Sławomira Jastrzębowskiego złożył w prokuraturze zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstw przez policjantów pracujących przy tej sprawie. Chodzi o fałszowanie pomiarów badania alkometrem oraz przekroczenie uprawnień. Postępowanie zostało umorzone z powodu braku znamion czynu zabronionego.
Sławomir Jastrzębowski po pracy w R4S kupił Salon24.pl
Sławomir Jastrzębowski od grudnia 2007 do wiosny 2018 roku był redaktorem naczelnym „Super Expressu”, a w 2014 roku został naczelnym całej Grupy Super Express, obejmującej też portal SE.pl, wydania zagraniczne, aplikacje mobilne oraz wydawnictwa tematyczne związane z „SE”.). Wcześniej pracował w łódzkiej TVP, „Dzienniku Łódzkim” (gdzie był szefem działu śledczego), a także w „Fakcie” (w którym kierował działem wydarzeń, a potem był zastępcą redaktora naczelnego).
Wiosną 2018 roku dołączył do partnerów w agencji public relations R4S należącej m.in. do byłego rzecznika prasowego PiS Adama Hofmana.
Z firmą rozstał się w kwietniu br. Przejął od firmy Bogny Janke platformę Salon24, której nowa odsłona została uruchomiona miesiąc później.
Dołącz do dyskusji: Sławomir Jastrzębowski odwołał się od wyroku skazującego za jazdę po pijanemu