„Kruk. Szepty słychać po zmroku” mierzy wyżej niż „Belfer” i ma potencjał na bycie hitem (opinie)
Historia Adama Kruka jest intrygująca i zasiewa w umyśle widza ziarno niepewności: czy wszystko, co oglądamy na ekranie dzieje się naprawdę? W scenariuszu widać inspiracje mrocznymi skandynawskimi i francuskimi produkcjami. Mocną stroną jest obsada aktorska i reżyseria, a słabszą - udźwiękowienie - nowy serial Canal+ pt. „Kruk. Szepty słychać po zmroku” oceniają Kaja Szafrańska, Dawid Muszyński i Wojciech Krzyżaniak.
Fabuła oryginalnej produkcji Canal+ „Kruk. Szepty słychać po zmroku” skupia się na śledztwie w sprawie porwania nastoletniego chłopca. Prowadzi je Adam Kruk, inspektor łódzkiego wydziału kryminalnego, który zostaje oddelegowany do Białegostoku. W obsadzie znaleźli się m.in. Michał Żurawski, Cezary Łukaszewicz i Anna Nehrebecka. Pomysłodawcą i scenarzystą serialu jest Jakub Korolczuk, a za produkcję odpowiadają Piotr Dzięcioł (producent nagrodzonego Oscarem filmu „Ida”) oraz Łukasz Dzięcioł z Opus TV. Premierowe odcinki w Canal+ można oglądać w każdą niedzielę o godz. 21.30.
W rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl redaktor naczelny serwisu Naekranie.pl Dawid Muszyński ocenia, że historia Adama Kruka jest intrygująca i od razu zasiewa w umyśle widza ziarno niepewności: czy wszystko, co oglądamy na ekranie dzieje się naprawdę? ile z tego to rzeczywistość, a ile produkt umysłu głównego bohatera wywołany lekami, które przyjmuje?
- Do tego mocne otwarcie, do którego pierwszy odcinek w ogóle nie nawiązuje. Takie budowanie napięcia. Widz czeka gdy tytułowy Kruk zajmie się morderstwem, które jeszcze się nawet nie wydarzyło, ale my już o nim wiemy. Do tego dochodzi jeszcze prywatna tragedia bohatera. Jedyny problem z tą fabułą jest taki, że jak ktoś dołączy do niej np. w trzecim odcinku to już nie będzie wiedział, co się dzieje. To jest produkcja, którą należy oglądać od początku - zwraca uwagę Dawid Muszyński.
Kaja Szafrańska, dziennikarka i autorka bloga Jakbyniepaczec, podkreśla, że ocena nowej produkcji Canal+ w dużym stopniu zależy od tego czy patrzy się na ten serial przez pryzmat polskich produkcji serialowych, czy całej oferty, w tym zagranicznej, z jaką ma do czynienia polski widz. - W tym pierwszym przypadku jest nieźle, w drugim serial wypada nieco słabiej, plasując się w średniej, bo wiele już tego typu produkcji powstało. Uwagę zwracają świetne zdjęcia. To zdecydowanie najmocniejszy element serialu - tłumaczy Kaja Szafrańska.
- Serial ma potencjał, i wierzę, że będzie to ciekawa i ciekawie opowiedziana historia, ale jeśli miałbym kierować się tylko oglądem pilotowego odcinka, to nie oglądałbym dalej. Na szczęście mam w sobie wiarę i nadzieję. No i mam zaufanie - przynajmniej na razie - do reżysera. Widać mocne inspiracje mrocznymi skandynawskimi i francuskimi produkcjami, i to jest bardzo słuszna droga - komentuje dla Wirtualnemedia.pl Wojciech Krzyżaniak, dziennikarz Onetu i autor bloga wTelewizji.pl.
W ocenie Wojciecha Krzyżaniaka, twórcy „Kruka” w staraniach o wyjątkowość i oryginalność produkcji „trochę się zapomnieli i za bardzo komplikują”. - Po pierwsze, chyba można było prędzej zainteresować widza historią, w którą scenariusz ma wciągnąć. Tak długie tłumaczenie nam, że pan policjant Kruk ma problemy i na czym one polegają, można było skrócić i uprościć. Ale największy kłopot to dźwięk. Właściwie nie tyle dźwięk, co możliwości rozumienia dialogów - ocenia. - Michał Żurawski jest świetnym aktorem, ale i on i reżyser zapominają, że mruczenie pod nosem też można zagrać, a nie naprawdę mruczeć i pojękiwać. To jest jedno z zadań aktorskich, i ważne zadanie reżysera, żebyśmy mogli skupić się na serialu, a nie z trudem wyławiać słowa. Zresztą to jest znacznie szerszy problem, o którym niedawno napisałem na swoim blogu - podkreśla.
Pod względem aktorskim i reżyserskim blogerka Jakbyniepaczec nie ma serialowi nic do zarzucenia. - Pieprzyca to sprawny reżyser, który już nie raz pokazał swoje umiejętności. Nie jest jednak idealnie. Na poziomie relacji głównego bohatera z jego przyjacielem pojawia się nienaturalność, na co zwróciło uwagę wielu widzów. To istotny wątek fabularny i uważam, że można było przedstawić to inaczej - opisuje Kaja Szafrańska. - Obsada jest mocną stroną. Bardzo cieszę się z obecności w niej pani Anny Nehrebeckiej, dobrze wróży gra pana Schejbala, a pan Żurawski, jeśli nie zagra się na śmierć pojękując, też zrobi swoje - ocenia Wojciech Krzyżaniak.
Nieco inaczej na duet Żurawski-Łukaszewicz patrzy Dawid Muszyński. - Jestem bardzo zadowolony z ich współpracy. Panowie świetnie się na ekranie uzupełniają. Czuć pomiędzy nimi iskrzące emocje przez, co ich kłótnie i rozmowy przykuwają uwagę widzów - wskazuje redaktor naczelny Naekranie.pl. - Bardzo fajnym pomysłem jest też sięgnięcie po jeszcze nie wyeksploatowanego Mariusza Jakusa, którego pamiętam z roli Rafalskiego w „Fali zbrodni” Polsatu. Po tym co na razie zobaczyłem nie ma w tej produkcji aktora, który nie pasowałby do powierzonej mu roli. Jednak na ostateczny werdykt trzeba poczekać do szóstego odcinka. Wtedy się okaże, czy każdy udźwignął ciężar swojej postaci - podsumowuje.
Jako mocne strony oryginalnej produkcji Canal+ Kaja Szafrańska wymienia montaż, zdjęcia i koloryzację. - Gorzej z udźwiękowieniem, na które narzekało wielu widzów po emisji pierwszego odcinka. To ważne, szczególnie, że bohaterowie posługują się potoczną mową, a fabuła jest na tyle złożona, że dialogi mają kluczowe znaczenie dla jej zrozumienia - argumentuje Szafrańska. - Nie zgadzam się natomiast z pojawiającymi się w mediach zarzutami, że „Kruk” rozwija się zbyt wolno - taka już jego specyfika. To, co odróżnia go od „Belfra” to wielowątkowość i mroczny klimat. Pod tym względem serial celuje w nieco bardziej wymagającego widza, przez co nie ma takiego potencjału komercyjnego jak jego poprzednik - zaznacza.
Dawid Muszyński przypomina, że nadawca Canal+ zaczął inwestować w jakość 4K, a serial „Kruk. Szepty słychać po zmroku” jest pierwszą produkcją, która powstała w tym standardzie obrazu. - Szkoda, że równie pieczołowicie nie zaopiekowano się stroną dźwiękową serialu. Część dialogów jest niezrozumiała i to nie z winy aktorów, a raczej dźwiękowców, którzy nie zadbali o to by wszystkie kwestie były na równi nagrane - dodaje.
Naczelny Naekranie.pl zwraca też uwagę na krajobrazy Podlasia w obiektywie Jana Holoubka, które jako tło wydarzeń jawi się jako mroczne, niebezpieczne, ale i fascynujące miejsce. - Pod względem wizualnym „Kruk” prezentuje się znakomicie. Bardzo dobrą robotę wykonał zespół od poszukiwań lokalizacji, które klimatem pasowałyby do opowieści. To wszytko tutaj gra - uważa dziennikarz.
Nasi rozmówcy są podzieleni w ocenie czołówki, która w metaforyczny sposób uwypukla ogrom problemów, z jakimi mierzy się główny protagonista. Przedstawia ona zamglone podlaskie krajobrazy oraz Adama Kruka, który krzycząc próbuje wydostać się spod gumowej płachty. - Czołówka mnie jakoś nie zachwyciła. Widzę w niej mocną inspirację „True Detective”. Jest dobra, ale nie zapada w pamięć na dłużej. Muzycznego motywu kompletnie nie pamiętam - zaznacza Muszyński. - Jest klimatyczna i warto docenić próbę stworzenia czegoś oryginalnego - kontruje Szafrańska.
Czy „Kruk. Szepty słychać po zmroku” będzie hitem serialowym tej wiosny? - „Kruk” to ambitny serial, który wyraźnie mierzy wyżej niż „Belfer”. Problem w tym, że twórcy nie do końca potrafili się zdecydować do jakiego typu widza chcą ze swoją produkcją trafić i to może być największa przeszkoda w osiągnięciu sukcesu komercyjnego. „Belfer” promowany był jako serial dla młodych i ta strategia się opłaciła. „Kruk” promowany jest jako serial przełomowy i być może dla widowni nieobytej ze współczesnym serialem, przyzwyczajonej do produkcji TVN czy Polsatu, taki będzie. Widz bardziej obeznany, który na co dzień ogląda produkcje zza oceanu czy z Wielkiej Brytanii szybko przejrzy fabularne pułapki zastawione przez scenarzystów, bo „to już było”, przez co serial nie zrobi na nim zamierzonego przez twórców wrażenia - podsumowuje Kaja Szafrańska.
- Na pewno nie będzie to sukces na miarę pierwszego sezonu „Belfra”. Od tego czasu w rodzimej telewizji pojawia się coraz więcej ciekawych seriali naszej produkcji, które dorównują tym zachodnim. „Kruk” wpisuje się w ten trend. Jest bardzo dobrze napisany. Intryga w dwóch pierwszych odcinkach wciąga widza i wzmaga w nim apetyt na więcej. Maciej Pieprzyca jest niezwykłej klasy fachowcem dlatego jestem spokojny o poziom finału tej produkcji. Mam jednak nadzieję, że C+ potrzyma decyzję, że jest to zamknięta opowieść i nie będzie na siłę starał się jej kontynuować - ocenia Dawid Muszyński.
- Serial potencjał ma nawet duży. Czy na bycie przebojem? Na miarę kodowanej telewizji na pewno, ale chyba nie przejdzie do historii naszej telewizji. Nie jest to format, jak „Krew z krwi”, który równie dobrze może sobie radzić w telewizji otwartej, dla tzw. szerokiej widowni. Ale ma klimat i w tle tajemnicę, która zwykle sprawdza się jako wabik - podkreśla Wojciech Krzyżaniak.
Premierowy odcinek serialu w Canal+ obejrzało średnio 202 tys. osób, co przełożyło się to na 1,40 proc. udziału stacji w rynku telewizyjnym wśród wszystkich widzów, 2,12 proc. w grupie komercyjnej 16-49 oraz 1,66 proc. w grupie 16-59. Podczas premiery stacja była odkodowana u większości operatorów płatnej telewizji.
Dołącz do dyskusji: „Kruk. Szepty słychać po zmroku” mierzy wyżej niż „Belfer” i ma potencjał na bycie hitem (opinie)