SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Robert Mazurek sprowadza do absurdu wszystko, z czym się nie zgadza. „To może być problem gwiazdy”

Drwi, sapie, przewraca oczami – podkreślając niezadowolenie. Zaprasza gości, ale często nie interesuje go to, co mówią. Robert Mazurek ma nawet swoje fakty. - Jeśli dziennikarz zostaje gwiazdą i wchodzi w taką sferę niewyjaśniania świata ludziom, niepokazywania faktów, tylko tłumaczenia poprzez siebie, poprzez swoje opinie, to się można w tym zatracić i mi się wydaje, że to jest jego problem – mówi Wirtualnemedia.pl Łukasz Zboralski, redaktor naczelny portalu BRD24.

- Dziennikarzem sensu stricto, moim zdaniem, redaktor Mazurek już od dawna nie jest. On nie zdobywa newsów, on zazwyczaj je komentuje lub omawia w wybranym przez siebie gronie. Jest publicystą, który zanadto zachłysnął się swoją pozycją i nie widzę na horyzoncie nikogo, kto sprowadziłby go nieco na ziemię – podkreśla w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl medioznawca dr hab. Adam Szynol z Uniwersytetu Wrocławskiego.

21 maja Robert Mazurek w Porannej rozmowie w RMF FM gości Paulinę Matysiak, posłankę klubu Lewicy z partii Razem, choć „gości” to jednak w tym przypadku umowny termin. 

Mazurek od pierwszych minut spotkania pokazuje, że wcale nie ma ochoty słuchać posłanki. Kłóci się, że ma rację: trzy razy powtarza, że partia Matysiak zawsze głosuje za tym rządem. A gdy ta protestuje, dziennikarz przewraca oczami i pozwala jej powiedzieć, w jakiej sprawie partia Razem się sprzeciwiała. Drwi, jak mówi, że brała udział w proteście pocztowców. Zadaje pytania i nie daje przestrzeni na odpowiedź.

Już po kilku minutach posłanka prosi: - Panie redaktorze albo rozmawiamy i chce pan wysłuchać, co mam do powiedzenia w tym programie, albo… - nie kończy, bo Mazurek przerywa. 

Wątek wschodniej granicy i muru na polsko-białoruskiej granicy okazuje się tylko pretekstem do opowieści o wycieczkach Mazurka w te rejony i hejtu na Matysiak. A okazja do tego pojawia się w bardzo delikatnej materii: ośrodki dla uchodźców. Mazurek kilkukrotnie podkreśla, że Matysiak chce je budować, a wie dokładnie, że to temat, który dzieli ludzi. 

Kolejny temat, też jakby dla Mazurka skrojony. Dziennikarz cytuje fragment wywiadu, jakiego Matysiak udzieliła Łukaszowi Zboralskiemu z Brd24, w którym mówi o tym, że zmiany w prawie będą zmierzały w kierunku ograniczenia prędkości do 30 km/ h w terenie zabudowanym, bo przeżywalność wypadków przy tej prędkości wynosi 80 proc. a przy 50 km/h, zmniejsza się do 50 proc. Gdy Matysiak próbuje wyjaśniać, Mazurek spłyca temat i (jak to już zrobił podczas tej rozmowy wiele razy) przerywa:

- Wie pani co, to ja mam taką propozycję, nie 30 a 9 km/h – mówi.  
- Ale nie musimy tego sprowadzać do absurdu – zaznacza posłanka.  
- To pani sprowadza to absurdu – odbija Mazurek. - Ja mam samochód z automatyczną skrzynią biegów, jak nie dodam gazu to na płaskim, on sam jedzie 9 km/h, przeżywalność wypadków w tej sytuacji wynosiłaby 100 proc. To dlaczego nie obniżyć tego do 9 km/h?  
Kiedy Matysiak próbuje wyjaśnić, dostaje „strzał” (poprzedzony lekceważącym westchnięciem):  
- A kiedy pani zrobi prawo jazdy, pani poseł?  
- Jak powstanie WORD w Kutnie – odpowiada, chyba przygotowana na to pytanie.  
- Nie ma pani prawa jazdy, ale wypowiada się pani. W życiu nie prowadziłam samochodu, ale wiem lepiej jaka powinna być dopuszczalna prędkość. Nie znam się co prawda na obronności, ale wiem, że muru nie powinno być na granicy. Czuję się bezradny – mówi lekceważąco.

Fragmentem rozmowy dotyczącym bezpieczeństwa ruchu drogowego stacja promuje wywiad w serwisie X (dawny Twitter) i uruchamia lawinę komentarzy (na temat ograniczenia prędkości i Mazurka).

Dr Tomasz Markiewka, filozof, publicysta i tłumacz komentuje: - Całe dziennikarstwo Mazurka to dwa ciągle te same triki: wypytywanie gości o często nieistotne detale, które znalazł przed rozmową; sprowadzanie do absurdu wszystkiego, z czym się nie zgadza - tweet ilustruje fragmentem wywiadu. 

- Dlaczego Mazurek uparcie, na siłę, odrzuca i ośmiesza wszystkich swoich gości, i sprowadza temat do absurdu, niczym 5-latek przedrzeźniający mamę? Czy naprawdę musi się tak strasznie popisać? Komuś to jeszcze imponuje? – pyta dziennikarka Blanka Aleksowska.  
- Dlaczego pan się wypowiada o samochodach, skoro nie jest pan samochodem? Pan nawet nie ma kół! – ripostuje dziennikarka i aktywistka Maja Staśko.  
- Mazurek - mistrz chłopskiego rozumu. Naprawdę ludzie z własnej nieprzymuszonej woli oglądają/słuchają tego irytującego gościa? – zastanawia się Marek Witbrot.  
- Bardzo cieszy, że wyciągacie z rozmów Mazurka prawie zawsze fragmenty, które pokazują, że nie należy traktować go poważnie, a jako mało pociesznego i niezbyt mądrego boomera. Oby tak dalej, świetna robota - pisze Andrzej Cała.  
- W „Gońcu” Łukasz Zboralski polemizuje „z chłopskim rozumem Roberta Mazurka”: Jak to się stało, że dziennikarze zamiast zadawać pytania, by czegoś się dowiedzieć, opowiadają głupstwa, byle podlizać się publice, która żywi podobnie niemądre przekonania? – komentuje redaktor naczelny „Gońca” Janusz Schwertner.

„Cel Mazurka jest jasny. Upokorzyć rozmówcę i zademonstrować swoją wyższość”

O problemie Mazurka dla portalu Wirtualnemedia.pl mówi Łukasz Zboralski. - Wydaje mi się, że to może być problem gwiazdy. Jeśli dziennikarz zostaje gwiazdą i wchodzi w taką sferę niewyjaśniania świata ludziom, niepokazywania faktów, tylko tłumaczenia poprzez siebie, poprzez swoje opinie, to się można w tym zatracić i mi się wydaje, że to jest jego problem. Nie chodzi już o fakty, o to jak jest naprawdę, dlaczego ten świat wygląda, jak wygląda. Tylko: „mam przygotowany scenariusz, powiem wszystko, co pomyślałem” i czasami będzie śmiesznie, a czasami, jak się okazuje, jest żenująco – podkreśla redaktor portalu Brd24.

Przypadek Mazurka - w rozmowie z portalem Wirtualemedia.pl - analizuje Tomasz Markiewka: - Kiedy myślę o Mazurku, od razu przypominam sobie słowa Neila Postmana, amerykańskiego medioznawcy. Zdaniem Postmana media nie są najgorsze wtedy, kiedy oferują czystą rozrywkę, ale wtedy, gdy udają, że są czymś więcej – że mają intelektualne ambicje, choć w rzeczywistości nadal mają rozrywkowe priorytety – podkreśla.

To właśnie jest ten przypadek. - Niby chodzi o poważne rozmowy polityczne, ale to, co robi Mazurek, trudno nawet nazwać rozmową. Bo ta zakłada, że jesteśmy ciekawi, co ma do powiedzenia druga strona, a sami usuwamy się na chwilę w cień i słuchamy. Mazurek chce być gwiazdą swoich rozmów, dlatego ciągle przerywa gościom, dlatego zadaje im często absurdalne pytania o detale, które sam sprawdził przed rozmową, a których goście nie znają. Cel jest jasny. Upokorzyć rozmówcę i zademonstrować swoją wyższość. Niczym w pojedynku wrestlingowym. Z tą różnicą, że wrestling nie udaje powagi, a Mazurek tak – zaznacza.

Dlaczego RMF szczególnie promuje fragmenty, które ośmieszają gości (a często przy okazji i samego Mazurka)? - Polskie media zdominowało „dziennikarstwo clickbaitowe” i nie sądzę, by w najbliższej przyszłości miało się to zmienić. RMF, chcąc pozostać liderem słuchalności, opiniotwórczości (choć statystyki cytowalności nie są tego precyzyjnym odbiciem) celowo dobiera takie fragmenty wywiadów, które są naszpikowane emocjami, sensacyjnością i kontrowersjami, czyli tym, co w sieci sprzedaje się najlepiej. A że redaktor Mazurek świetnie sobie z tego zdaje sprawę, toteż stara się, by w jego rozmowach takie wątki, by nie rzec - smakowite kąski, się pojawiały – podkreśla.

Czytaj też: Tomasz Lis nie stracił właśnie resztek autorytetu. Nie można stracić tego, czego się nigdy nie miało (felieton)

Robert Mazurek atakuje licealistkę

Rozmowa, w której powagę Mazurka i wyjątkowo lekceważące traktowanie rozmówczyni widać w całej krasie, to spotkanie z 17 kwietnia z młodą aktywistką z „Inicjatywy Wschód” - Dominiką Lasotą. 

Mazurek mówi do Lasoty, że grupa aktywistów „Ostatnie Pokolenie” została uznana w Niemczech za zorganizowaną grupę przestępczą, co oznacza, że jest traktowana jak mafia.   
- Myślę, że w historii mamy przykłady na to, że różne ruchy społeczne, były w swoim czasie uważane za terrorystów, przy czym po czasie mamy choćby Martina Luthera Kinga, którego teraz wszyscy wychwalamy – kontruje Lasota.  
- Martina Luthera Kinga nikt nie nazywał terrorystą – zaprzecza Mazurek.  
- Opff, gdzie! Trzeba poczytać podręczniki. On był rutynowo nazywany terrorystą – odpowiada Lasota, a Mazurek emocjonalnie przepada.   
- Pani akurat mnie poucza? – cedzi.  
- Myślę, że dzielę się z panem moją wiedzą, którą też wyciągam z podręczników – odpowiada pewnie.  
- Pani, jakie ma wykształcenie? – idzie w kierunku deprecjonowania rozmówcy.  
- Skończyłam liceum – trudno powtórzyć ten dumny ton i nacisk na liceum.  
- A, no tak. To rzeczywiście – odpowiada z przekąsem Mazurek.  
- Myślę, że kpienie z mojej wiedzy… - nie udaje się dokończyć.  
- Ja nie kpię z pani wiedzy. To pani próbuje mnie, z resztą nie tylko mnie, sądzę, pouczać – zaznacza.  
- Ja chciałabym dzielić się różną perspektywą ze słuchaczami tego radia – podkreśla Lasota.

Mazurek studiował, ale magisterium nie zrobił. Z jakiegoś jednak powodu, wydaje mu się, że jest lepszy od młodej aktywistki.

Lista błędów Roberta Mazurka jest obszerna 

14 maja na profilu „Rozmowa RMF” na platformie X pojawia się sprostowanie: „Europoseł Łukasz Kohut nie głosował ostatecznie za dyrektywą budynkową w PE. Przepraszamy pana posła za tę pomyłkę, Robert Mazurek i Marcin Walter (wydawca rozmowy).”

Możliwe, że to efekt zgubnego przekonania Mazurka, że powtórzona kilkukrotnie informacja, niekoniecznie prawdziwa, staje się prawdą. Tym razem się nie udaje. Łukasz Kohut, po porannej rozmowie z Mazurkiem, nie odpuszcza manipulacji dziennikarza i domaga się sprostowania.

Medioznawczyni dr Paulina Czarnek-Wnuk z Uniwersytetu Łódzkiego w rozmowie z Wirtualnemedia.pl podkreśla, że lista błędów Mazurka jest obszerna. - Kiedy Robert Mazurek zaczął prowadzić poranne rozmowy w RMF FM w 2016 roku, pojawiały się opinie ekspertów, między innymi na łamach portalu Wirtualnemedia.pl, wskazujące, że dziennikarzowi brakuje swobody. Przyglądając się jego wywiadom około osiem lat później, można dojść do wniosku, że ową swobodę dziennikarz realizuje aż nadto. Niejednokrotnie stwierdzenia formułowane przez Mazurka, przypominają raczej luźno wyartykułowane podczas prywatnej rozmowy myśli, niepoparte rzetelnym researchem. Co więcej, dziennikarz zaciekle broni swoich opinii, nie dopuszczając możliwości popełnienia błędu, jak chociażby w niedawnej rozmowie z europosłem Łukaszem Kohutem, któremu próbował wmówić, że polityk głosował inaczej, niż w rzeczywistości miało to miejsce. Oczywiście każdemu może się zdarzyć błąd, ale lista tych popełnionych przez Roberta Mazurka wydaje się dość obszerna, co mocno zaskakuje, dziennikarz nie jest bowiem początkującym publicystą, a jego doświadczenie medialne nie wzięło się znikąd – zaznacza. 

Czyste show udające, że jest dziennikarstwem 

Mazurkowi i Stanowskiemu dostało się za butę, ignorancję i poniżanie rozmówców, po tym, jak Kanał Zero zaprosił aktywistów klimatycznych z Ostatniego Pokolenia - Jana Latkowskiego i Tytusa Kiszkę. Prowadzący wprost pytali, czy są ludźmi „przyklejonymi czy odklejonymi”. Kiszka nie mógł zadać pytania, bo informowali, że to oni są od zadawania pytań. I tym razem nie obyło się bez błędów merytorycznych Mazurka (co od razu wytknęli komentujący w social mediach). Po wywiadzie na YT i na platformie X wylało się na prowadzących wiele negatywnych komentarzy. Krytykowali widzowie i dziennikarze. 

- Takiego rechotu, buty, ignorancji i samouwielbienia jeszcze nie widziałem. Wyszło merytoryczne ZERO. Stanowski i Mazurek postanowili, że zgrillują przedstawicieli organizacji Ostatnie Pokolenie. Z takim nastawieniem zaczął się ten program i niestety tak też się skończył. Niesmaczne, głupie i czasem dość szokujące żarty prowadzących pokazały główny cel całego wywiadu - komentuje Grzegorz Marczak, szef portalu Antyweb.pl.  

- Przed chwilą pan w debacie Kanału Zero - red. Mazurek powiedział, że nie ma zgody w IPCC co do globalnego ocieplenia. Polecam zatem panu red. Mazurkowi wstęp do 6. Raportu IPCC, który w pierwszym zdaniu mówi, że to bezsprzecznie człowiek powoduje globalne ocieplenie – pisze dziennikarz gospodarczy Jakub Wiech.

Pod programem na YT komentujący są zgodni co do sposobu prowadzenia rozmowy, wielu podkreśla, że wspólne odczucia przekroczenia granicy, to ważny fakt:  
• Poziom prowadzenia tej rozmowy przez dwóch prowadzących jest poniżej jakiejkolwiek krytyki, mimo że rozmawiali z totalnymi „wariatami”.  
• Panie Stanowski, panie Mazurek, co Wy robicie? Obejrzycie jeszcze raz ten „wywiad” i odpowiedzcie sobie na pytanie, czy tak to miało wyglądać?  
• Dramat tak bardzo agresywne przeprowadzenie rozmowy, że nie chce się tego słuchać i dodatkowo ciągłe pouczenia, jak ma wyglądać wywiad. Prowadzący go chyba sami powinni doczytać w rym temacie.  
• Z całym brakiem szacunku i pogardą dla działań tej organizacji… Bardzo arogancko i nieelegancko przeprowadzona rozmowa, mająca na celu ośmieszyć rozmówcę, nie dając mu nawet dojść do słowa.  
• Dokonaliście mistrzowskiego samozaorania.

Zdecydowanie negatywnie sposób prowadzenia rozmów przez Mazurka ocenia dr hab. Adam Szynol: - Rozumiem, że czasem hiperbola czy emfaza są atrakcyjnymi środkami stylistycznymi, które dziennikarz stosuje w celu uwypuklenia np. absurdów polityki, bezsensownych regulacji czy ludzkich zachowań, ale nie podoba mi się, gdy używa tego, by pokazać swoją - czasem dość wątpliwą - wyższość nad rozmówcą. Jako publicystyczny wyga, wiadomo, że potyczkę z niedoświadczonymi aktywistami wygra, ale czy akurat to ma być największą wartością dla widzów/słuchaczy? Na pewno nie. To raczej element autokreacji i - zwłaszcza w Kanale Zero - lansowania siebie na kreatora opinii. Szkoda tylko, że zbyt często są to opinie niemające umocowania w faktach naukowych czy nawet historycznych - podkreśla.

Paulina Czarnek-Wnuk podkreśla, że ośmieszanie rozmówców to droga na dziennikarskie manowce. - Wśród grzechów głównych Mazurka należy wskazać ośmieszanie rozmówców, głoszonych przez nich opinii. I oczywiście rolą publicysty jest negowanie różnych stanowisk, dociekanie prawdy, stawianie rozmówców „pod ścianą”, ale z zachowaniem szacunku dla drugiej strony, a tego niestety zdarza się w rozmowach Mazurka brakować. Bardzo często podkreśla on swoją przewagę w stosunku do rozmówców, mówiąc, że to on prowadzi wywiad, co oczywiście jest prawdą. Gatunek ten opiera się bowiem na niesymetryczności ról prowadzącego i gościa. Ten drugi jednak nie powinien być traktowany z wyższością. Być może dziennikarz stosuje tak emocjonalną retorykę, by przyciągnąć uwagę odbiorców, co jest swego rodzaju medialnym powszechnikiem, ale w tym przypadku budowanie antagonizmów poprzez ośmieszanie rozmówców, jest drogą prowadzącą na dziennikarskie manowce. Przyglądając się opiniom widzów i słuchaczy programów Mazurka, można odnieść wrażenie, że taką postawą dziennikarz bardziej niż swoich rozmówców ośmiesza samego siebie – wyjaśnia i zaznacza, że szczególnie wdać to po komentarzach, pod rozmową z aktywistami.   

Tomasz Markiewka podkreśla, że szczególnie rozmowa w Kanale Zero to przykład metody Mazurka. - Szczytem tego podejścia była jego „rozmowa” z aktywistami klimatycznymi. Od początku było wiadomo, że Mazurka w gruncie rzeczy nie obchodzi, co mają do powiedzenia zaproszeni goście. Celem było dowalenie im. Jak na ringu. Ku uciesze ludzi, którzy też nie znoszą aktywistów. Czyste show udające, że jest dziennikarstwem – mówi. 

Publicyści jak sprzedawcy klapek

„Problem Mazurka” to nie tylko problem Mazurka. Łukasz Zboralski mówi o skrzywieniu polskiej publicystyki. - Publicystą jest ktoś, kto zajmował się faktami i tłumaczeniem świata, ale wyrósł już ponad to i potrafi zadawać pytania, coś więcej wywnioskować z szerokiego wachlarza obserwacji świata. Wydaje mi się, że publicystyka w Polsce od lat jest tak skrzywiona. To nie się są ci, którzy wyrośli z dziennikarstwa, z opisywania świata, zmieniania go, pomagania ludziom, wyciągania rzeczy nieprawidłowych, tylko wyrosła taka grupa medialna z przekonaniem, że oni będą komentować, bo mają rację. To przez polaryzację polityczną się jeszcze skrzywiło i tak naprawdę publicyści w Polsce mówią do swoich targetów, jak sprzedawcy klapek na straganie. A skoro mówią do swoich, to będą mówili głupie rzeczy, a ich publika i tak będzie klaskać. Wszystko wzmogły jeszcze media społecznościowe - własna publika, która jest zapleczem zawodowym, napędza ich i muszą ją karmić – wyjaśnia. 

W internetowej sondzie pod tekstem o wpadkach Mazurka w portalu naTemat (z 14 maja) wypowiedziało się 1867 osób. Na pytanie: Czy lubisz sposób w jaki Robert Mazurek przeprowadza swoje wywiady? – nie – odpowiedziało 74 proc., tak – 20 proc., trudno ocenić – 6 proc.

 

Dołącz do dyskusji: Robert Mazurek sprowadza do absurdu wszystko, z czym się nie zgadza. „To może być problem gwiazdy”

72 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Fff
" Dziennikarzem sensu stricto, moim zdaniem, redaktor Mazurek już od dawna nie jest. On nie zdobywa newsów, on zazwyczaj je komentuje lub omawia w wybranym przez siebie gronie."

Mazurek nie dziennikarz ale Olejnik już tak.
odpowiedź
User
xD
Boli kanapową fajno dziennikarską ekipę bo zaczyna mieć zasięg równie duży co Tuskolubni dziennikarze, tylko przekaz nie taki jak trzeba
odpowiedź
User
GW
Zaczyna się kampania przeciwko Redaktorowi Mazurkowi ponieważ ujawnia, że obecnie rządzący mają te same standardy moralne, co poprzednicy, a ten portal wspiera ekipę rządząca, stad ten atak na red. Mazurka.
odpowiedź