Pomysł ustawowych kar za fake newsy w ogniu krytyki. „Polityczny i całkowicie zbędny” (opinie)
Poseł PiS Dominik Tarczyński zdradził, że pracuje nad projektem ustawy o karach za fake newsy. Konsekwencje miałyby ponosić zarówno te osoby i media, które produkują fałszywe informacje, jak i te które je rozpowszechniają. - Ustawa w której przyszły twórca nawet nie stara się ukryć politycznych celów nie może budzić zaufania i jest kompletnie zbędna, według niej o tym co jest prawdą będzie decydował PiS - oceniają projekt dla serwisu Wirtualnemedia Ewa Wanat, Monika Lech i Marek Tejchman.
O planach wprowadzenia nowego prawa mającego w założeniach zwalczać zjawisko fake news Dominik Tarczyński poinformował na antenie Radia Maryja.
- Platforma Obywatelska, Nowoczesna i cała totalna opozycja od pierwszych dni po wygraniu wyborów przez Prawo i Sprawiedliwość wykorzystuje kłamstwo. Uderzają w polski rząd swoimi zaniedbaniami i w ordynarny sposób wykorzystują błędy, które popełnili. Robią to tylko po to, aby uderzyć w polski rząd. Dlatego ustawa o fake newsach, czyli o kłamstwie podawanym przez media, ale i polityków, musi wejść jak najszybciej w życie. Ja tę ustawę przygotuję - zapowiedział parlamentarzysta PiS, który proponuje wysokie kary za kłamstwa rozpowszechniane w przestrzeni publicznej.
- Wszyscy ci, którzy zarobili na takim fałszywym newsie np. 1,5 mln zł, powinni to oddać i dodatkowo zapłacić drugie 1,5 mln zł. 100 proc. kary za to, co zarobili na kłamstwie - mówił Tarczyński w toruńskiej rozgłośni.
O ocenę projektu Tarczyńskiego serwis Wirtualnemedia.pl zapytał dziennikarzy i wydawców. Okazała się ona jednogłośnie negatywna, a najbardziej dobitnie swoje zdanie na temat pomysłu wyraziła Ewa Wanat, dziennikarka, w przeszłości m.in. redaktor naczelna stacji TOK FM i RDC.
- Pan poseł proponuję ustawę, na podstawie której będzie można ukarać każdego, kto będzie upowszechniał kłamstwa – przypomina Ewa Wanat. - O tym co jest kłamstwem będą decydowały sądy w stu procentach kontrolowane przez ministra Ziobrę. Czyli minister i jego koledzy i koleżanki z partii rządzącej będą o tym decydować. Ten projekt jest tak kretyński, że doprawdy nie wiem co tu komentować. To jest myślenie totalitarne w czystej, klinicznej postaci. Czy PiS może go wprowadzić? No oczywiście, że może. A dlaczego niby nie? - pyta retorycznie dziennikarka.
Marek Tejchman, zastępca redaktora naczelnego „Dziennika Gazety Prawnej” spogląda szerzej na problem fake news, choć nie kryje też swojego krytycznego stosunku do projektu Tarczyńskiego.
- Problem tzw. fake news jest poważnym cywilizacyjnym wyzwaniem z którym zmaga się nie tylko Polska –zauważa Marek Tejchman. - Nie ma jednej jasnej strategii poradzenia sobie z tym problemem, co więcej nie ma jasnej definicji problemu. Czy fake newsem jest powtarzanie czy tworzenie nieprawdziwej informacji? Czy można odróżnić zwykły błąd od świadomego działania? Czy fake newsem jest tylko kłamstwo czy może niepełne, wyrwane z kontekstu przedstawianie rzeczywistości?
Zdaniem wice naczelnego „DGP” niejasności jest wiele i pomysł ustawy w której przyszły twórca nawet nie stara się ukryć politycznych celów nie budzi jego wielkiej nadziei na poprawę sytuacji.
- Debata publiczna trochę przypomina ogród - aby zakwitła w nim prawdziwa wolność słowa trzeba lat starań, wysiłków i pozytywnych działań – podkreśla Tejchman. - Nasz ogród od lat nie jest otoczony troską, pełno w nim chwastów. Zamiast wspólnie ogród ten pielęgnować chcemy go wypalić licząc że na zgliszczach wyrośnie prawda a nie pustynia.
Nasz rozmówca nie ukrywa, że polska debata publiczna potrzebuje mediów publicznych z prawdziwego zdarzenia, czego od lat obywatelom nie chce dać władza.
- Polska debata publiczna potrzebuje rynku na którym reklamodawcy nie będą kierowali się politycznym strachem lub lojalnością wspierając i karząc media zależnie od prezentowanych w nich opinii - ocenia Tejchman. - Niestety od lat narasta u nas mechanizm premiowania mediów tożsamościowych i niszczenia tych reprezentujących zdanie przeciwne. Ten niszczący wolność słowa mechanizm jest jednym z niewielu trwałych ponadpartyjnych kompromisów. Przede wszystkim jednak potrzebujemy edukacji obywatelskiej z prawdziwego znaczenia. Edukacji dzięki której Polacy będą w sposób bardziej świadomy, krytyczny i chłodniejszy podchodzili do przekazywanych im informacji i ich źródeł. Szczególnie potrzebna jest ta edukacja w kwestii zaufania do mediów społecznościach którym Polacy, w skali europejskiej ufają w sposób niezwykły.
Monika Lech, dyrektor wydawnicza i programowa Wyborcza.pl w rozmowie z nami jest przekonana, że zapowiedziana ustawa jest po prostu zbędna.
- Nie sądzę, aby wprowadzanie ustawowych kar za rozpowszechnianie tzw. fake newsów było konieczne, ponieważ mechanizmy powstrzymujące rozprzestrzenianie się nieprawdziwych informacji od dawna istnieją - podkreśla Monika Lech. - Etyka dziennikarska i prawo prasowe, dobrzy redaktorzy i odpowiedzialni redaktorzy naczelni, świadome społeczeństwo niepodążające ślepo za tzw. clickbaitami i model biznesowy oparty na relacji medium z jego odbiorcą - to najlepsza obrona przed fake newsami, jaką znam i to właśnie na te zagadnienia powinniśmy położyć szczególny nacisk - ocenia dobitnie Monika Lech.
Dołącz do dyskusji: Pomysł ustawowych kar za fake newsy w ogniu krytyki. „Polityczny i całkowicie zbędny” (opinie)