Marti Renti przyznała się do oszustwa. Za NFT z "cyfrową miłością" nie dostała miliona zł
Marta Rentel, działająca w sieci jako Marti Renti, przyznała się do okłamania opinii publicznej w sprawie "cyfrowej miłości". Oświadczyła, że za NFT nie otrzymała wbrew publicznej deklaracji prawie miliona złotych. Influencerka wyznała, że do transakcji namówił ją Bartłomiej Sibiga, współwłaściciel platformy Fanadise. Inwestor oświadczył zaś, ze "nie kontrolował" przekazu Rentel.
O akcji "sprzedaż wirtualnej miłości za milion złotych" zrobiło się w mediach głośno w połowie lipca 2021 roku. Wtedy to Marta Rentel, znana w sieci jako Marti Renti, ogłosiła, że NFT o nazwie Cyfrowa Miłość został sprzedany na platformie Fanadise, której współwłaścicielem jest Bartłomiej Sibiga, CEO agencji influencer marketingu DDOB. Kwota transakcji wyniosła dokładnie 969 937 zł (250 tysięcy dolarów). Influencerka szczęśliwa chwaliła się w sieci, że "została milionerką". Na łamach Wirtualnemedia.pl informowaliśmy, że transakcja odbyła się cyfrowo i nie wiadomo, kto dokładnie kupił token.
- Tworząc moją Cyfrową Miłość (i inne emocje) nazywam tylko rzecz, która już istnieje. Miłość fizyczna, miłość platoniczna i miłość cyfrowa mogą być różne, ale każda z nich jest prawdziwa w taki sam sposób, jak wszystkie nasze myśli i uczucia. A cyfrowe znaczy wieczne. Przecież wszystko, co teraz jest digitalizowane, zostanie z nami do końca świata - fotki, filmy, wspomnienia, wszystko - tak Cyfrową Miłość definiowała influencerka.
- NFT jest dzisiaj jak internet w 1995 roku. Jesteśmy przekonani, że następna generacja social mediów będzie dotyczyła właśnie tej rewolucji i chcemy być jej liderem - komentował Bartłomiej Sibiga. W rozmowie z naszym serwisem zapowiadał też kolejne projekty związane z rynkiem NFT. - W DDOB planujemy wypuścić część usług agencyjnych w formie NFT, myślę, że będzie to ciekawy eksperyment - mówił nam w ubiegłym roku Sibiga.
Marti Renti: za "cyfrową miłość" nie dostałam miliona złotych
Marta Rentel opowiedziała o kulisach tamtej akcji w wywiadzie z youtuberami Sylwestrem Wardęgą i Robertem Pasutem.
Przyznała, że do pomysłu sprzedaży "Cyfrowej miłości" miał ją namówić Bartłomiej Sibiga, szef agencji influencer marketingu DDOB oraz współwłaściciel platformy NFT Fanadise, a prywatnie jej znajomy.
- Kiedy zaczynałam robić rzeczy w internecie, bardzo dużo z nim [B. Sibigą - przyp.] nagrywałam - opowiada influncerka. Jednym ze wspólnych projektów był "Fame czy Shame" dla platformy Player.pl. - Bartkowi bardzo dużo zawdzięczam, bo wprowadził mnie w ten świat. Kiedyś do mnie zadzwonił i wprowadził w temat NFT. Zaprosił mnie do biura, bo oni sobie z Chmielniakiem [Jakub Chmielniak, wspólnik Sibigi w biznesie NFT - przp.] robią Fanadise. To był szczerze jego pomysł - opisuje Marta Rentel.
W rozmowie influencerka przyznała się do okłamania widzów na temat kwoty sprzedaży "wirtualnej miłości".
- Z uwagi na to, że bardzo się lubimy ja mu ufam. To po prostu sobie to obgadaliśmy, że to będzie bardzo fajne. Ja dostałam pieniądze, ale nie takie - powiedziała Marta Rentel, pytana, czy "wirtualna miłość" została sprzedana za ogłoszone w mediach prawie milion złotych. - Ogólnie ta transakcja była. Ja dostałam pieniądze, ale z uwagi na to, że to nie był mój pomysł, trzeba się było w jakiś sposób podzielić. Nie mogę powiedzieć, że dostałam milion - sprecyzowała influencerka.
Sylwester Wardęga dopytywał Marti Renti, czy okłamała widzów. - Po co to, takie bajdurzenie w internecie, że NFT to takie ho ho, zaraz to wszyscy będą mieli? Rentel odpowiedziała: - można tak powiedzieć, że okłamałam [widownię - przyp.]. Mogę widzów przeprosić, ze okłamałam - powiedziała Marta Rentel. - Nie uważam, żebym zrobiła tym komukolwiek krzywdę- dodała.
Sibiga: nie kontrolowaliśmy przekazu Marty
Z prośbą o komentarz do wywiadu Marty Rentel zwróciliśmy się do Bartłomieja Sibigi. W odpowiedzi na nadesłane pytania odesłał nas do swojego wpisu na Facebooku. Tam czytamy między innymi, że transakcja była warta 250 tysięcy dolarów (rok temu prawie milion złotych).
W oświadczeniu twórcy platformy Fanadise, która pośredniczyła w transakcji "Cyfrowej miłości", czytamy, że influencerka "otrzymała pełne wynagrodzenie zgodne z umową za stworzenie tokena NFT i wizerunek". "Prawdą jest, że Marta otrzymała wynagrodzenie mniejsze niż kwota transakcji, wbrew temu co mówiła swoim widzom i tego dotyczy cała burza".
Zdaniem Sibigi sytuacja "doskonale pokazuje jak bardzo potrzebna jest edukacja odnośnie Web3 i NFT". Przedstawiciel Fanadise widzi też świetlaną przyszłość dla rynku NFT. "Wkrótce czeka nas masowa adopcja. Każdy w przyszłości będzie posiadał wallet i NFT" - uważa Bartłomiej Sibiga.
Ekspert: sprawa uderza w wizerunek Marty Rental i powiązanych z nią osób
W ocenie Macieja Pietrukiewicza, eksperta influencer marketingu i założyciela kolektywu Dobry Wpływ, przyznanie się do oszustwa przez Marti Renti nie powinno zasadniczo wpłynąć na wiarygodność wszystkich influencerów w oczach klientów.
- Pamiętajmy, że działania jednej osoby nie świadczą o całej branży i że nie wszyscy influencerzy zachowują się w ten sposób. Co więcej: jest wielu twórców, dla których wiarygodność i zaufanie odbiorców są wszystkim - mówi nam ekspert.
Zdaniem naszego rozmówcy, wywiad internetowej celebrytki nie zmieni podejścia doświadczonych marketerów do influencer marketingu.
- Ci marketerzy wiedzą, z kim współpracować i na jakie aspekty patrzeć, angażując influencerów. Zresztą te same osoby miały na pewno sporo wątpliwości już na etapie samego ogłoszenia sprzedaży wirtualnej miłości influencerki – brakowało jednak dowodu (aż do teraz) - ocenia specjalista w rozmowie z naszym portalem.
Inaczej sprawa wygląda, jeśli chodzi o głównych bohaterów akcji "sprzedaż wirtualnej miłości za milion".
- Ten wywiad może zaszkodzić przede wszystkim Marcie Rentel oraz innym osobom zamieszanym w tę sytuację. Nie dość, że może to solidnie zrazić część odbiorców i firm do niej, to także nie zdziwiłbym się, gdyby ściągnęło to uwagę odpowiednich organów państwowych, które będą chciały sprawdzić, czy nie doszło tutaj do czynu nieuczciwej konkurencji. A nawet gdyby te podejrzenia się nie potwierdziły, to influencerka oraz inne podmioty związane z tą transakcją na pewno będą teraz jeszcze bardziej na radarze UOKiK-u, który coraz odważniej działa w obszarze influencer marketingu - podsumowuje dla Wirtualnemedia.pl Maciej Pietrukiewicz.
Czym jest NFT?
Rozwinięcie skrótu NFT to Non-Fungible Token. W tłumaczeniu to wirtualny certyfikat (token), którego nie da się wymienić na inny, zmienić jego "zawartości" ani zhakować. Token NFT oparty jest na technologii blockchain („łańcuch bloków"), która w skrócie służy do przechowywania i przesyłania informacji o transakcjach zawieranych w internecie. To na niej bazują kryptowaluty, np. bitcoin.
NFT nie jest wynalazkiem nowym - pierwsze tego rodzaju tokeny powstawały już w 2015 roku. Dwa lata później wykorzystano je w grze internetowej CryptoKitties. Gracze mogli handlować cyfrowymi, unikalnymi kotami, zapisanymi właśnie jako NFT. W lutym ubiegłego roku na aukcji sprzedano popularny mem - Nyan Cat. Obrazek certyfikowany tokenem NFT sprzedano za 600 tys. dolarów.
Dołącz do dyskusji: Marti Renti przyznała się do oszustwa. Za NFT z "cyfrową miłością" nie dostała miliona zł
2. NFT to przewał/scam/piramida*
3. Tego typu patoinfluencerzy to rak na zdrowej tkance społeczeństwa
*niepotrzebne skreślić
Wszystko sie zgadza nic nie trzeba skreślać.
i cyk, kontrola skarbówki :D