Legia Warszawa z rekordową serią porażek. „Nieobecność w rozgrywkach europejskich będzie katastrofalna”
W ciągu dwóch miesięcy Legia Warszawa doznała samych porażek w PKO BP Ekstraklasie i Lidze Europy, w krajowych rozgrywkach nie ma szans na obronę tytułu mistrzowskiego. - Najbardziej bolesny, wręcz katastroficzny będzie brak wpływów z uczestnictwa w rozgrywkach europejskich. Paradoksalnie, uważam, że Legii na razie nie dotkną konkretne reakcje sponsorów - ocenia Grzegorz Kita.
Bieżący sezon zaczął się dla Legii Warszawa od sporego sukcesu. Drużyna co prawda odpadła z eliminacji do Ligi Mistrzów, przegrywając z Dinamem Zagrzeb, ale po przesunięciu do eliminacji Ligi Europy uzyskała awans do fazy grupowej, dzięki wygranej ze Slavią Praga.
To pierwsze takie osiągnięcie, od kiedy wiosną 2017 roku jedynym właścicielem Legii został Dariusz Mioduski. Oznaczało też spory zastrzyk finansowy: ok. 10 mln euro od UEFA z puli praw mediowych i marketingowych oraz możliwość zarobienia dodatkowych pieniędzy z premii. Stołeczna drużyna szybko z tego skorzystała, wygrała pierwsze dwa mecze (ze Spartakiem Moskwa na wyjeździe i Leicester u siebie).
W PKO BP Ekstraklasie Legii od początku szło dużo słabiej, co początkowo tłumaczono wąską kadrą i skupieniem się na rozgrywkach międzynarodowych. Natomiast z początkiem października legijna maszyna na dobre zacięła się na obu frontach: drużyna przegrała trzy kolejne mecze z Lidze Europy (m.in. dwa razy wysoko z Napoli), a w krajowej lidze zanotowała siedem porażek z rzędu (poprzednio tak słabą serię miała w 1936 roku).
Niewiele zmieniło zwolnienie trenera Czesława Michniewicza, pod wodzą nowego szkoleniowca Marka Gołębiewskiego Legia wygrała tylko mecz Pucharu Polski z drużyną z niższej ligi. Z 13 meczów ligowych zwyciężyła zaledwie w trzech, przed weekendem z 9 punktami zajmowała przedostatnie miejsce w tabeli. Nie ma już szans na dogonienie czołówki, jednym sposobem na awans do eliminacji europejskich pucharów w przyszłym roku wydaje się zdobycie Pucharu Polski.
- Straty związane ze słabszym miejscem w tabeli i skorelowane z nimi niższe stawki i bonusy są oczywiste. Z samej Ekstraklasy, Legia otrzyma przecież mniej niż połowę poprzednich wpływów - przypomina w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Grzegorz Kita, szef Sport Management Polska, pytany jeszcze przed czwartkowym meczem z Leicester.
Za zeszły sezon, w którym zdobyła mistrzostwo Polski, Legia otrzymała od Ekstraklasy 29,99 mln zł, z czego 17,93 mln zł tylko za wynik w zakończonych rozgrywkach. W bieżącym sezonie do rozdysponowania między wszystkie kluby będzie podobna kwota - 230 mln zł.
- Najbardziej bolesny, wręcz katastroficzny będzie brak wpływów z uczestnictwa w rozgrywkach europejskich. Legia ma jeszcze szanse na udział w Lidze Konferencji poprzez ścieżkę Pucharu Polski, ale tak czy owak byłyby to pieniądze znacznie mniejsze - prognozuje Grzegorz Kita.
Co ze sponsorami i kibicami?
Dużo gorsze wyniki w PKO BP Ekstraklasie oznaczają, że Legii prawdopodobnie przejdą koło nosa premie za sukcesy takie jak tytułu mistrzowski, które zazwyczaj są zapisywane w umowach sponsorskich. Od sierpnia ub.r. głównym sponsorem klubu jest internetowa platforma finansowa Plus500, kontrakt zawarto na dwa lata z opcją przedłużenia o rok.
- Paradoksalnie, uważam, że Legii na razie nie dotkną konkretne reakcje sponsorów. Biznes nie reaguje tak szybko, wiążą go zapisy umów a Legia to w sensie ogólnym nadal silna marka, dominująca w stolicy, sensowna platforma do działań marketingowych - ocenia Grzegorz Kita.
Dużo szybciej zareagowali kibice stołecznego klubu: podczas ostatnich meczów u siebie obrażali piłkarzy i niektórych menedżerów, m.in. dyrektora sportowego. - Kibice największe pretensje mają oczywiście to kwartetu piłkarze-trener-dyrektor sportowy-prezes. Natomiast nad klubem już od długiego czasu unosi się coraz bardziej przytłaczające odium niekompetencji zarządczej i błędów w zarządzaniu strategicznym. Krytyka wobec prezesa klubu jest wręcz powszechna - zauważa szef Sport Management Polska.
Legia Warszawa od lat jest w czołówce klubów z najwyższą frekwencją, od początku bieżącego sezonu ponownie na stadionach mogą być zajmowane wszystkie miejsca. Czy marne wyniki sportowe spowodują, że kibice mogą odwrócić się od drużyny?
- Kwestia frekwencji jest dyskusyjna. Ta runda już się kończy, przerwa zimowa może wiele zmienić. Abstrahując od karnetów, biletowa frekwencja wiosenna też nie musi być na złym poziomie. A kibice w obliczu zagrożenia spadkiem klubu, też mogą się dodatkowo zmobilizować frekwencyjnie - komentuje Grzegorz Kita.
Widzi też ryzyko związane z fanami. - Może się sporo zmienić, jeśli nerwy puszczą kibicom i dojdzie do szeregu protestów i awantur. Ciągnące się i powtarzające burdy kibiców rzeczywiście mogą odstraszyć część biznesu - ocenia.
Spadek z Ekstraklasy byłby katastrofą
W sezonie 2019/2020, którego końcówkę obciążył wybuch epidemii, Legia Warszawa osiągnęła wzrost przychodów sprzedażowych o 10 proc. do 101,9 mln zł i 7,85 mln zł zysku. Mocno zwiększyły się wpływy reklamowe, z praw mediowych i transferów, a zmalały przychody z biletów.
We wcześniejszych sezonach, i zarazem latach obrachunkowych, klub notował duże straty: w sezonie 2018/2019 było to 31,17 mln zł, a w 2017/2018 - 44,1 mln zł. Budżet obciążały wydatki na pensje, bo kadrę budowano z myślą o awansie do fazy grupowej Ligi Mistrzów lub Ligi Europy, który udało się osiągnąć dopiero w bieżącym sezonie.
Duże pieniądze klub dostawał natomiast ze sprzedaży młodych, polskich piłkarzy: Sebastiana Szymańskiego, Radosława Majeckiego i Michała Karbownika, posiłkował się też finansowaniem od Dariusza Mioduskiego.
- W sensie biznesowym, a zwłaszcza zagadnienia cash flow, obawiam się, że Legia wpadnie w swoisty korkociąg problemów finansowych związanych z płynnością finansową. Ale co ciekawe, nie muszą one wystąpić w najbliższym półroczu, ale bardziej za rok czy nawet półtora - komentuje Grzegorz Kita.
- To wtedy będą najbardziej odczuwalne dziury finansowe ze względu na przesunięcia w czasie przychodów i rozchodów, długość zawartych kontraktów itp. Trzeba będzie znowu stawać na głowie aby budować zespół teraźniejszy ale już obarczony problemami z przepływem pieniądza w przyszłości. Dzisiaj natomiast Legia jest wzmocniona przychodami za poprzedni sezon i obecnymi wpływami z rozgrywek europejskich - dodaje.
Katastrofą zarówno w wymiarze wizerunkowym, jak i biznesowym byłby spadek na drugi poziom rozgrywkowy, funkcjonujący pod nazwą Fortuna I liga. - Nadal wydaje się to niemożliwe, ale futbol widział już takie rzeczy. To wtedy znacząco zmieniłoby zasady współpracy ze sponsorami. Sama drastyczna redukcja zasięgów z transmisji telewizyjnych wymusiłaby zmiany we współpracy - mówi prezes Sport Management Polska.
Właściciel Legii przeprasza i zapowiada nowego trenera
W czwartek wieczorem, krótko przed mecze z Leicester, w serwisie internetowym Legii Warszawa zamieszczono obszerny wywiad z Dariuszem Mioduskim. Właściciel i szef klubu podkreślił, że stara się jak najszybciej zatrudnić chwalonego w ostatnich latach trenera Marka Papszuna, obecnie pracującego w Rakowie Częstochowa.
Wyjaśnił, z czego wzięły się częste zmiany trenerów Legii w ostatnich sezonach. - Można stwierdzić, że potencjalnym błędem, który biorę na klatę, było zatrudnianie trenerów przede wszystkim pod wynik, pod presją czasu, mediów i różnego typu ekspertów. Podejmowaliśmy takie decyzje, bo zawsze najważniejsze było zdobycie mistrzostwa Polski i zazwyczaj ten cel osiągaliśmy. I choć zatrudniani trenerzy gwarantowali nam krótkotrwały sukces, to w dłuższej perspektywie drużyna się nie rozwijała - powiedział.
Mioduski przeprosił za słabe wyniki Legii w PKO BP Ekstraklasie. - Ta sytuacja nigdy nie powinna zaistnieć. Rozumiem gorycz kibiców. Także czuję gniew i wiem, że sytuacja wymaga nie tylko diagnozy, ale także zdecydowanych działań, które podejmujemy. Jednocześnie dziękuje całemu środowisku związanemu z naszym klubem za słowa wsparcia i kibicowską postawę w tych trudnych dla nas wszystkich chwilach - stwierdził.
Zapewnił, że „sezon nie jest stracony”. - Oczywiście w obecnej sytuacji stabilizacja w lidze będzie priorytetem, ale dalej walczymy o grę w Europie na wiosnę i będziemy się bić o Puchar Polski. Żeby wyjść z kryzysu i wrócić jak najszybciej na swoje miejsce musimy odbudować etos ciężkiej i mądrej pracy, a nie szukać wymówek - podkreślił szef i właściciel Legii.
Niektórzy dziennikarze sportowy skrytykowali na Twitterze publikację takiego oświadczenia krótko przed meczem klubu w Lidze Europy. - Niesłychane. Legia ma gorszych piarowców niż Lewandowski - skomentował Rafał Stec z „Gazety Wyborczej” (Robert Lewandowski wydał niedawno oświadczenie, w którym tłumaczył, dlaczego nie zagrał w przegranym meczu z Węgrami). - Może się nie znam, ale nie można było poczekać z tym wywiadem na ostatni gwizdek? - spytał Michał Kołodziejczyk z Canal+ Sport.
- W tej chwili nie ma jednego, cudownego lekarstwa na wszystkie problemy klubu. Kłopoty Legii mają charakter zbiorczy i systemowy. Aby Legia ruszyła do przodu wskazany jest raczej cały pakiet zmian systemowych i strukturalnych oraz działań naprawczych - wylicza Grzegorz Kita. - Oczywiście, zatrudnienie nowego, znanego i wzbudzającego zaufanie trenera wiele by zmieniło ale nie da się naprawić tonącego okrętu załataniem jednej z wielu dziur, choćby nawet tej największej. Wiele problemów i toksycznej atmosfery jest przecież w całym zespole a nawet i klubie. Problemy złego zarządzania i jego konsekwencji występują na zbyt wielu płaszczyznach - dodaje.
Dołącz do dyskusji: Legia Warszawa z rekordową serią porażek. „Nieobecność w rozgrywkach europejskich będzie katastrofalna”