Krzysztof Czabański: jeżeli ktoś będzie chciał weryfikować dziennikarzy, będę kłaść się Rejtanem
- Po co weryfikować zawód dziennikarza? Jeżeli ktoś będzie chciał weryfikować dziennikarzy, będę kłaść się Rejtanem, jeśli coś takiego będzie mieć miejsce. W życiu - deklaruje Krzysztof Czabański w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl. O pomysłach programowych PiS i planach na kolejną kadencję, ocenie zawodu dziennikarza, dekoncentracji, repolonizacji i finansowaniu mediów publicznych rozmawiamy z przewodniczącym Rady Mediów Narodowych i posłem PiS.
Nikola Bochyńska, Wirtualnemedia.pl: Wierzy Pan w teorię IV władzy?
Krzysztof Czabański, przewodniczący Rady Mediów Narodowych, poseł PiS: Obserwuję to, co się dzieje w mediach. Podziały na rynku medialnym to jest właściwie stan wojny. Trudno mówić o tym, że środowisko dziennikarskie będzie wypracowywało jakieś kryteria, że będzie kierowało się wspólnie uzgodnioną „kartą profesjonalisty” - jakkolwiek ją by nie nazwać. Najważniejsze redakcje są zaangażowane w bardzo ostry spór polityczny. Mam wrażenie, że ten spór jest jeszcze ostrzejszy. Nie ma on już wymiaru czysto politycznego, ma wymiar cywilizacyjno-społeczny. To głębszy problem. Niektóre media nie pokazują najważniejszych wydarzeń w kraju, mogę tu wspomnieć o akcji „Polska pod Krzyżem”.
Wiem do czego Pan nawiązuje. Pisaliśmy o tym.
Nie mówię, że nie pisaliście. Główne media komercyjne w ogóle tego nie zauważyły, a było to z wielu powodów znaczące wydarzenie. Była to akcja oddolna, społeczna, zgromadziła w samym Włocławku 60 tys. ludzi. W 1300 miejscach w całej Polsce odbywały się czuwania i msze. Media komercyjne - bardzo niechętne władzy - w ogóle tego nie zauważyły. Gdyby media publiczne były takie, jak w 2015 roku - w ogóle nikt by się o tym nie dowiedział. Pani sobie to wyobraża? Natomiast każda Parada Równości będzie nagminnie powtarzana i popularyzowana.
Pamięta Pan, że nie robimy wywiadu dla TVP Info czy Radiowej Trójki. Jesteśmy portalem branżowym o mediach, a nie o polityce.
Zmierzam do tego, że media komercyjne są w sporze cywilizacyjnym. Mówię o największych portalach, stacjach komercyjnych, telewizjach. Nie tylko media publiczne mają misję. Na rynku medialnym również media komercyjne powinny przestrzegać zasad rzetelnego informowania, a nie wybierać z rzeczywistości to, co im się podoba lub to, co chcą promować. To nie jest fabryka gwoździ.
Uniknął Pan odpowiedzi o to, czy dziennikarze to IV władza.
Jeśli oczekuje pani odpowiedzi - niewątpliwie podział na rynku medialnym powoduje, że nadal są IV władzą. Rynek jednak sam się podzielił. Jedni zajmują się jedną częścią sceny politycznej, a drudzy – drugą. Dla odbiorcy to w zasadzie dobre rozwiązanie, bo może zobaczyć, co dzieje się na całej scenie politycznej.
Uleganie wpływom jest sprzeczne z naturą dziennikarza
I nadal patrzą politykom na ręce?
Generalnie jawność w życiu publicznym jest potrzebna. Jestem za tym. Nie jestem natomiast za mediokracją. To zależy, co rozumiemy poprzez pojęcie IV władzy i "patrzenia na ręce". Jeżeli nie będziemy pomijać pewnych aspektów rzeczywistości tylko dlatego, że politykom to się nie spodoba. Przeciwko tego rodzaju zjawiskom jestem i będę. Uleganie takim wpływom byłoby sprzeczne z naturą dziennikarza. Moją naturą również – dziennikarską. Mediokracja ma bardzo wiele złych twarzy. Jedną z nich są tabloidy i ich działanie.
Z drugiej strony tabloidy często podejmują tematy, o których inne media by nie napisały.
Może, ale koszt jest często bardzo wysoki. Jako poseł opowiem pani przykład: w jednym z tabloidów czytam, że "posłowie to mają boskie życie, bo marszałek zakupił im ostrygi czy piwniczkę czerwonego wina". Zabrakło tylko jednego: jeżeli chciało się z tego skorzystać, trzeba było za to zapłacić. Jedna informacja zmienia cały przekaz. Jeśli jej brakuje, zmienia się cała narracja: "politycy żyją na koszt podatnika, a zarabiają takie duże pieniądze". To nieprawda. Można pisać o rożnych sprawach, ale niech to będzie prawda. Potem tworzy się wrażenie, że klasa polityczna jest klasą próżniaczą. Wymaga się od niej, aby intensywnie pracowała na rzecz ogółu społeczeństwa. Tabloidy są nielogiczne w swoim działaniu. Każda sprawa jest dla nich przedmiotem żeru. Mediokracja jest spaczeniem demokracji, nie podlega kontroli społecznej. To jej największe niebezpieczeństwo. Nie podlega weryfikacji ze strony obywateli, dlatego jest wypaczana i groźna.
Na początku naszej rozmowy o czymś Pan mi opowiadał i powiedział: "między nami dziennikarzami". W programie wyborczym pojawiła się propozycja, aby uregulować status zawodu dziennikarza za pomocą ustawy. Wśród dziennikarzy ten pomysł wzbudził największe kontrowersje.
Tego bym się nie bał. To bardzo wstępna propozycja. Właściwie impuls do rozmowy. Nasze środowisko jest bardzo podzielone, istnieje kilka organizacji dziennikarskich o zasięgu ogólnokrajowym. Być może to impuls, aby te organizacje rozmawiały ze sobą w formie samorządu czy też izby samorządu - tak jak prawnicy czy lekarze. Mogłoby to powstać tylko oddolnie, a nie odgórnie - w tym sensie, że władza państwowa miałaby coś narzucać. Samo środowisko musi chcieć stworzyć coś na kształt samorządu. Albo to będzie impuls i pojawi się z tego sensowny pomysł, albo się okaże, że impuls był, ale niczego nie przyniósł. Nie ma się czego obawiać.
O pomyśle pozytywnie wypowiedziało się Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich i Centrum Monitoringu Wolności Prasy. Z drugiej strony Towarzystwo Dziennikarskie stwierdziło, że "to będzie śmierć niezależnego dziennikarstwa". Pan widzi możliwość, aby organizacje o tak skrajnie różnych poglądach dogadały się między sobą? Ustaliły jakieś kryteria zawodu dziennikarza?
Nigdy nie tracę nadziei. Propozycję rady programowej pod przewodnictwem pana premiera Glińskiego rozumiem w ten sposób: to zachęta do dyskusji o różnych problemach. Znam opinie o których pani wspomniała, zwłaszcza tę negatywną. Pozytywna jest dobrym sygnałem. Towarzystwo Dziennikarskie z zasady odrzuca każdą naszą propozycję. Nie dziwi mnie to, bo znajdują się po drugiej stronie sceny politycznej. Niestety może się okazać, że ten "impuls" nie doprowadził do żadnych pozytywnych zmian na rynku medialnym i nie powstanie żaden samorząd. Trudno, to będzie strata dla całego środowiska.
Jeżeli ktoś będzie chciał weryfikować dziennikarzy, będę kłaść się Rejtanem
Jakie według Pana kompetencje powinien mieć dziennikarz i jak miano by ocenić, kto jest dziennikarzem?
Po co weryfikować zawód dziennikarza? Jeżeli ktoś będzie chciał weryfikować dziennikarzy, będę kłaść się Rejtanem, jeśli coś takiego będzie mieć miejsce. W życiu.
Marszałek Terlecki powiedział w Radiowej Trójce o propozycjach zmian dotyczących dziennikarzy: "celem jest próba ucywilizowania narastającej komplikacji jaką są media społecznościowe, portale, które sobie pozwalają często na rzeczy wyjątkowo nieprzyjemne".
Pan przewodniczący Terlecki powiedział prawdę. Pani pyta o to, kto ma weryfikować dziennikarzy. To najgorsze, co można by było robić. To nie wchodzi w rachubę. W żadnym wypadku, niezależnie od tego, jaką instytucję ktoś sobie wymyśli. Mamy do czynienia z pewnym zjawiskiem w internecie. Mamy profesjonalnych dziennikarzy i amatorów na rynku medialnym. Nie odbieram wagi dziennikarstwu obywatelskiemu czy mediom społecznościowym. One mają w praktyce dużą wagę, ale w każdej redakcji jest pewien system weryfikacji treści, nim pójdą do druku.
Mam wrażenie, że w sferze amatorskiej - poza tym, że są ludzie szlachetni, którzy chcą wzbogacać nasze życie publiczne i opinie - jest masa hejtu, niechęci, nienawiści, stronniczości. w internecie zaczyna nas ta fala zalewać. Fake newsy - nie wiadomo skąd pochodzące. Być może ten pomysł jest nie do zrealizowania, ale warto nad tym pomyśleć. Na pewno nie powołamy komisji czy urzędu, który się temu przyjrzy. Być może komisja parlamentarna lub komisja kultury mogłyby na to spojrzeć? Zrobiłoby się seminarium, przyjrzeliby się temu naukowcy. Trzeba zacząć na ten temat rozmawiać. Najpierw trzeba zobaczyć, jak się do tego pomysłu odnieść.
W propozycjach programowych znalazły się zapisy, które stwierdzają, że gdyby powstał samorząd dziennikarski to "możliwe byłoby zlikwidowanie art. 212 kk, bo powstałaby gwarancja nienadużywania mechanizmów medialnych w sposób nieetyczny".
Myślę, że ten artykuł w ogóle powinien być zlikwidowany, niezależnie od tego czy powstanie samorząd dziennikarski, czy nie.
To zadanie na ewentualną przyszłą kadencję?
Mogę mówić tylko za siebie. Jeżeli zostanę wybrany, będę lobbować na rzecz likwidacji tego artykułu. Nie powinno to być niczym uwarunkowane, to nie jest handel zamienny.
Ten artykuł nie jest na rękę politykom po dwóch stronach barykady? Prezes Kaczyński pozwał "Gazetę Wyborczą" z art. 212, a matka posła Brejzy złożyła prywatny akt oskarżenia wobec szefa TVP.Info Samuela Pereiry.
Dopóki ten artykuł jest, każdy może się do niego odwołać. Opisuje pewien rodzaj łamania prawa, które jest naganne. Oczywiście trzeba zlikwidować karę więzienia, bo ona budzi największy sprzeciw środowiska dziennikarskiego. Moim zdaniem słusznie. Działalność dziennikarska w żadnym wypadku nie powinna być karana więzieniem. To nie znaczy, aby ten obszar był zupełnie poza oceną prawną. Są inne środki, jeśli ktoś nadużyje prawa prasowego. Odpowiedzialność powinna być.
Kwestia likwidacji abonamentu musi być zrealizowana
W propozycjach programowych PiS znalazła się też likwidacja abonamentu, która była zapowiadana niemal od początku tej kadencji. Przy każdej możliwej okazji podkreślał Pan, że ten system jest "nieefektywny".
I niemoralny.
Co się stało, że nadal abonament funkcjonuje?
W polityce tak jest, że niektóre pomysły są szybciej realizowane, niektóre wolniej, a niektóre w ogóle. Mam nadzieję, że kwestia likwidacji abonamentu należy do drugiej grupy. Musi być zrealizowana. Wprawdzie zapewniamy teraz dopływ dużych pieniędzy do mediów publicznych z tytułu rekompensat, ale na dłuższą metę tak się nie da. To kwestie systemowe - wydaje się, że najlepszym rozwiązaniem jest finansowanie z budżetu państwa. Jak pani wie - proponuję, aby zapisać to w ustawie w formie ułamka PKB. W punkcie wyjścia powinien gwarantować 3-3,5 miliarda złotych dla wszystkich mediów publicznych. Potem zmiennie - w zależności od tego, co się dzieje z PKB. Rząd nie mógłby wtedy manipulować kwotami przeznaczonymi na media publiczne. Obecny system jest nie tylko nieefektywny, ale też niemoralny. Płaci na ten cel jedynie milion gospodarstw domowych.
Dla tych co obecnie płacą przewidziane byłyby jakieś rekompensaty, a dla tych, którzy nie płacą - umorzenie zobowiązań?
Nie wiem, jakie będą ostateczne rozstrzygnięcia. Będę się opowiadać za tym, aby była to forma wynagrodzenia powszechnego dla wszystkich, którzy na przykład płacą teraz i płacili abonament od pięciu lat. Powinni być docenieni przy zmianie systemu. W tej chwili nie przesądzam jak, ale na pewno powinni być docenieni. Trzeba będzie też zrobić coś z tymi, którzy zalegają z opłatami i są z tego tytułu ścigani, a ich sprawy są rozpatrywane. Wygląda na to, że jeśli zmieni się system, ich sprawy umrą śmiercią naturalną.
Jeśli zakładamy, że wchodzi w życie model finansowania mediów publicznych z budżetu państwa to reklamy będą ograniczane albo likwidowane?
Nie, chyba że media publiczne będą mogły się dogadać z mediami komercyjnymi, co do kwestii zryczałtowania udziału w rynku reklamowym i opłaty ze strony mediów komercyjnych na rzecz mediów publicznych. Media komercyjne odziedziczyłyby wtedy udziały w rynku reklamowym.
Ustawa o opłatach abonamentowych nie obejmuje PAP, zatem rekompensata z tytułu utraconych wpływów z abonamentu również. W nowym modelu miałaby otrzymywać wsparcie?
To prawda. Na razie nie ma pomysłów praktycznych, co z tym zrobić. Polska Agencja Prasowa jest w dużej mierze utrzymywana z dotacji budżetowych. Częściowo utrzymuje się z własnej działalności komercyjnej. Obecnie jest zasilana z budżetu, trzeba by było znaleźć całościowe rozwiązanie tego problemu. Mamy tu jednak pewien problem prawny - jak pani wie - zmiana systemu finansowania mediów publicznych może stanowić przedmiot negocjacji w Brukseli. Jeżeli w tym systemie ujmiemy PAP, być może to zakłóci możliwość negocjacji. Dlatego nie chcę tego przesądzać. Być może agencję będzie trzeba potraktować osobno.
W jaki sposób?
De facto trzeba będzie zwiększyć jej dotację budżetową.
Chciałam do tego nawiązać – w październiku 2018 roku powiedział Pan, że "jeżeli ta koncepcja będzie wdrożona, to wymagała będzie zgody Komisji Europejskiej. Ta procedura może potrwać około roku. Raczej niemożliwe jest to do wprowadzenia wcześniej niż w 2020 roku, a może to nastąpić nawet później". Obecnie o jakim realnie terminie mówimy?
W tej chwili te terminy się przesuwają. Żadne negocjacje w tej sprawie się nie toczyły. Jeżeli patrzymy realistycznie - jeżeli nasz mandat będzie przedłużony po wyborach 13 października - parę tygodni zajmie formułowanie rządu. To potrwa pewnie do końca roku i w styczniu-lutym zacznie się praca nad działaniami politycznymi z "niższej półki". Mam nadzieję, że wtedy Ministerstwo Kultury, a przede wszystkim rząd - bo to musi być inicjatywa rządowa – wystąpi z taką ustawą.
Co udało się zrobić przez te 4 lata w zakresie mediów?
Przede wszystkim zaczęliśmy je porządnie finansować. To wpływa na ofertę programową. Obserwuje pani rynek medialny, więc widzi, że telewizja publiczna ma na nim silną pozycję. Jej oferta robi się coraz ciekawsza. PAP też poprzez zwiększoną dotację z budżetu zaczyna się powoli odbudowywać, budować sieć korespondentów terenowych, coraz odważniej buduje kontakty z zagranicą. Stworzyła anglojęzyczny portal.
The First News.
Aby trafiać do środowisk opiniotwórczych na Zachodzie – to wszystko wymagało pieniędzy. Radio też przestało zaciskać pasa. Właściwie w tej chwili nie brakuje pieniędzy na żaden sensowny pomysł programowy. Anteny mogą realizować taki program, jaki sobie same wymyślą. Nie ma sytuacji kiedy przychodzi dyrektor czy redaktor z pomysłem, a prezes mówi, że nie ma na to pieniędzy. Te czasy się skończyły. Może mogły wcześniej? Zły program kosztuje tyle samo, co dobry.
Czyli polubił Pan disco polo prezesa Kurskiego.
Nie polubiłem disco polo Jacka Kurskiego, ale rozumiem, że muzyka taneczna i koncerty muzyki tanecznej w cyklu letnim mają dużą oglądalność. To trzeba uszanować. W ostatnią sobotę w programie 2 była emitowana "Wakacyjna Trasa Dwójki", ale na TVP1 były czuwania modlitewne i droga krzyżowa. Niesłychany spektakl, patrząc na to wydarzenie czysto telewizyjnie. Radziłbym kiedyś zobaczyć na VOD. To cała prawda o telewizji publicznej.
I do tańca, i do różańca.
Nasze życie tak trochę wygląda. My mamy pokazywać życie.
Wśród waszych osiągnięć w programie wyborczym wymieniacie też "postawienie na profesjonalną kadrę managerską, która z sukcesami wyprowadza firmy z trudnej sytuacji, reformując je, podnosząc jakość audycji, dbając o pluralizm". Wcześniej nie było profesjonalnych dziennikarzy w mediach publicznych?
Nie było dobrej sytuacji finansowej. Te oceny o profesjonalizmie managerskim są formułowane na podstawie wskaźników ekonomicznych przez przedstawicieli Skarbu Państwa. To ocena czysto finansowa, od strony nadzoru właścicielskiego Ministerstwa Kultury. Z kolei ja patrzę częściowo na stronę finansową, ale częściowo globalnie – jeśli do mediów publicznych idą duże pieniądze, to możemy sporo oczekiwać od oferty programowej. To interesuje mnie bardziej, niż te wskaźniki. Choć wiadomo, że bez pieniędzy, dobrego gospodarowania środkami nie może być sprawnych spółek.
Nie ma repolonizacji jako takiej, mowa tylko o dekoncentracji
Dlaczego w programie nie ma ani słowa o dekoncentracji mediów? Media z kapitałem zagranicznym nie są już zagrożeniem?
Trzeba się tym zająć. Jednak to z wielu powodów bardzo delikatna materia. Trzeba pamiętać, że monopolizacja rynku medialnego - zwłaszcza crossowa, przechodząca z jednego segmentu do drugiego – jest niekorzystna dla odbiorcy, czyli dla nas wszystkich. Dekoncentracja rynku może się odbywać tylko w ten sposób, że kapitał prywatny będzie wykupywać udziały od prywatnych właścicieli. On z kolei nie będzie mieć hegemonicznej pozycji na rynku, nie mówiąc o monopolistycznej. Wtedy pada również pytanie, kto dane medium kupi. Musi kupić je prywatny kapitał - w Polsce bardzo ograniczony. Chodzi o to, aby nie było tak, że wpadniemy z deszczu pod rynnę, bo nasze media wykupi kapitał rosyjski. Mówię wprost: to bardzo delikatna materia, trzeba ostrożnie do tego podchodzić.
Czyli brak zapisów na ten temat nie oznacza, że porzucacie ten plan – jeśli się zdarzy – w kolejnej kadencji?
Na razie niczego nie odrzucamy. Na razie są wybory, zapowiedzi i problemy do rozwiązania. Zdobędziemy mandat, to będziemy próbować je rozwiązać. To nie oznacza, że wszystko uda się zrealizować. Niczego nie porzucamy.
A hasła repolonizacji?
To się wiąże z dekoncentracją. Nie ma repolonizacji jako takiej, mowa tylko o dekoncentracji. Mamy prawo Unii Europejskiej, które nie pozwala patrzeć na kapitał od strony narodowości. To ograniczenia, które trzeba uwzględniać. Do tego trzeba pamiętać o tym, że kapitał, który ma zakodowaną w sobie wolność, nie może zastąpić kapitał, który jej nie ma.
Z grupą posłów pisał Pan interpelację do premiera w sprawie nabycia udziałów Grupy Eurozet przez Agorę i SFS Ventures. Co Pana w tej transakcji zaniepokoiło?
Agora ma bardzo duże udziały na rynku radiowym, ale rozproszone po stacjach lokalnych i regionalnych. Ta transakcja byłaby moim zdaniem nadmierną koncentracją w jednych rękach. Nie mówiąc o tym, że jest to koncentracja crossowa, ponieważ Agora dysponuje też potężną gazetą codzienną.
Chodzi jedynie o ten aspekt?
Dokładnie o to.
Zapowiadacie też walkę z postprawdą i fake newsami. Politycy mieliby oceniać, co zasługuje na miano fake newsa?
Bzdura, dlaczego politycy? Ustawa o fake newsach? Chodzi o to, aby przyjrzeć się mediom społecznościowym. Choćby w parlamencie, który jest wybierany przez obywateli, a ten ma pełnić pewne funkcje w życiu publicznym. Pani od razu mówi, że politycy. Dobrze, ale oni są wybierani przez obywateli i powinni przyglądać się pewnym istotnym elementom życia publicznego.
Pan mówi, że nie politycy, a swego czasu poseł Tarczyński zapowiadał prace nad ustawą o fake newsach, za które miały grozić milionowe kary.
Od tego są sądy. Jeśli posłowi Tarczyńskiemu się coś nie podoba, niech pójdzie do sądu. Proszę nie ubierać tego w horrendalne pomysły i propozycje tworzenia instytucji państwowych, które będą się zajmować fake newsami. Nie mamy żadnych pomysłów, aby w takich delikatnych sprawach powoływać jakieś urzędy państwowe. Zaraz ktoś powie, że to próba wprowadzenia cenzury. Sprawom przyjrzeć się trzeba, choćby w debatach parlamentarnych czy socjologiczno-naukowych.
A propozycja stworzenia anglo- i rosyjskojęzycznego kanału informacyjnego telewizji publicznej?
Rzeczywiście, to by się nam przydało w kontaktach i relacjach z zachodnimi państwami demokratycznymi, aby przekazywać nasz punkt widzenia na różne wydarzenia międzynarodowe, również o samej Polsce. Z fake newsami mamy do czynienia nie tylko na rynku krajowym, ale i na międzynarodowym. Tego rodzaju działanie ma znaczenie. Uważam, że to dobry pomysł.
Będziemy bronić mediów publicznych
Ostatnio w "Gościu Wiadomości" powiedział Pan Danucie Holeckiej: "Stajemy za wami murem, chcemy tych zmian w mediach publicznych, będziemy tych zmian bronić i nie odstąpimy od was". Ona odpowiedziała, że się nie boi.
Tak jest, będziemy mediów publicznych bronić. Miały być zlikwidowane. My będziemy ich bronić, rozwijać je, stać murem za ludźmi, którzy dokonują w nich zmian.
Według Pana dziennikarze na tyle sobie nie radzą, że politycy muszą ich bronić?
Są poddawani presji. My – politycy – również. Myślę, że krzepiące słowa nie zaszkodzą.
Pan nie uważa, że to jasna deklaracja współpracy polityków z dziennikarzami?
Proszę zwrócić uwagę, że jestem szefem Rady Mediów Narodowych. Współuczestniczę w rynku medialnym i tworzeniu mediów publicznych. To ważna instytucja. Powinienem krzepić, popieram zachodzące tam zmiany. Sam je inicjuję. Powinienem wyrażać solidarność z ludźmi, którzy ich dokonują.
W internecie znalazłam taki opis Pana osoby: "dziennikarz, publicysta i polityk". Dokładnie w takiej kolejności. Wolałby Pan rząd bez gazet czy gazety bez rządu?
Jedno i drugie jest potrzebne. To dylematy, które na szczęście nie mają odzwierciedlenia w państwach demokratycznych. Kiedy był rząd, a nie było prasy – stałem po stronie prasy. Odpowiedziałbym więc jak Thomas Jefferson.
Pan się czuje bardziej politykiem czy nadal dziennikarzem?
Do polityki przeszedłem na emeryturze, po 50 latach pracy w dziennikarstwie. Trudno te lata wymazać. Na pewno mam naturę dziennikarską. Czy to jest dobre w polityce? Niech to ocenią koledzy i koleżanki z polityki. Mnie to nie przeszkadza. Ja zżyłem się z naturą dziennikarską, jak z własną skórą.
Dziękuję za rozmowę.
________________________________________________________________________________________________________
Krzysztof Czabański jest posłem PiS oraz od lipca 2016 roku - szefem Rady Mediów Narodowych. Był pełnomocnikiem rządu do spraw reformy radiofonii i telewizji publicznej oraz sekretarzem stanu w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W swojej karierze - zanim przeszedł do polityki - był m.in. prezesem Polskiego Radia, Polskiej Agencji Prasowej, kierował "Tygodnikiem Solidarność" czy "Expressem Wieczornym". Pisał m.in. dla "Wprost", "Sieci", "Do Rzeczy", ale i "Gazety Wyborczej". Stworzył Kongres Mediów Niezależnych skupiający media prawicowe, jest członkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Pracował w prasie RSW, był członkiem PZPR (czego nie ukrywa); później współtworzył prasę podziemną i solidarnościową m.in. "Tygodnik Solidarność".
Dołącz do dyskusji: Krzysztof Czabański: jeżeli ktoś będzie chciał weryfikować dziennikarzy, będę kłaść się Rejtanem