Koniec OFE? O własną emeryturę trzeba zadbać samemu
Propozycje zmian w systemie emerytalnym zaproponowane przez rząd skłaniają tylko do jednego wniosku – koniec oglądania się na państwo, o własną emeryturę trzeba zadbać samemu.
Zaprezentowane dziś przez ministra finansów Jacka Rostowskiego trzy propozycje zmian w systemie emerytalnym nie powinny przyszłych emerytów napawać optymizmem. Pierwszy wariant wydaje się najmniej inwazyjny. W zasadzie pozostawia system bez większych zmian, z tą różnicą, że można by wybrać, czy część składki ma trafiać do OFE (w takiej wysokości jak obecnie) czy wszystko ma być przekazywane do ZUS-u. Brak deklaracji oznaczałby automatyczny wybór opcji „zusowskiej”. W drugim wariancie również byłaby dobrowolność wyboru, z tym że ci, którzy zdecydowaliby się na to, żeby ich składki trafiały zarówno do OFE jak i do ZUS-u, musieliby się liczyć z tym, że ich obciążenia z tytułu składki przekazywanej na ubezpieczenie emerytalne, wzrosłyby o 2 pkt proc., z obecnych 19,52 do 21,52 proc. wynagrodzenia brutto. Trzeci wariant zakłada umorzenie wszystkich posiadanych przez OFE obligacji skarbowych i przekazanie tych pieniędzy do ZUS-u.
Mogłoby się wydawać, że dwa pierwsze warianty są w miarę uczciwym postawieniem sprawy, bo dają jakiś wybór. Ale to tylko mydlenie oczu, bo jednocześnie minister Rostowski poinformował, że emerytury z pieniędzy zgromadzonych w OFE wypłacane będą przez ZUS (od lat trwała dyskusja, kto ma się tym zająć – OFE, specjalnie powołana do tego celu instytucja czy ZUS). I w sumie można by to zaakceptować, gdyby ZUS był jedynie swojego rodzaju agentem rozliczeniowym. Niestety, projekt zakłada, że przez okres 10 lat poprzedzających przejście na emeryturę, pieniądze z OFE miałyby być stopniowo przekazywane do ZUS-u, gdzie nie byłyby już inwestowane, tylko przeznaczane na bieżącą wypłatę świadczeń realizowanych przez Zakład. Argument mówiący o dobrowolności wyboru jest więc niezbyt prawdziwy, bo bez względu na to, na jaką opcję się zdecydujemy, koniec końców i tak nasze oszczędności trafią do ZUS-u.
Uczciwszym wydaje się już trzeci wariant, czyli umorzenie obligacji skarbowych znajdujących się w portfelach OFE i przekazanie tych pieniędzy do ZUS-u jednorazowo, choć początkowo mogłoby się wydawać, że to trochę jak skok na bank, chodzi bowiem o ponad 120 mld zł, spośród ponad 280 mld zł zarządzanych przez OFE na koniec maja. Same OFE funkcjonowałyby jednak jak dotychczas, z tą różnicą, że nie mogłyby inwestować w obligacje skarbowe. To faktycznie mogłoby doprowadzić do większej konkurencji między nimi.
Bez względu na to, który z tych wariantów zostanie ewentualnie wdrożony, czy też może pojawią się kolejne propozycje, wniosek płynie z tego tylko jeden, taki sam jak przed dwoma laty, gdy rząd obniżał składki przekazywane do OFE. Dopóki o losie pieniędzy gromadzonych w ZUS-ie i OFE będą decydowali politycy, a nic nie wskazuje na to, żeby miało się to kiedykolwiek zmienić, dopóty nie będziemy mogli poczuć się ich właścicielami, a zatem nie będziemy mogli być w 100 proc. pewni wysokości przyszłej emerytury. Jedynym sensownym rozwiązaniem w takiej sytuacji jest zatroszczenie się o przyszłość samemu, oszczędzając np. w ramach indywidualnego konta emerytalnego (IKE) czy indywidualnego konta zabezpieczenia emerytalnego (IKZE), czy w dowolny inny sposób. Tylko wówczas zachowuje się kontrolę nad własnymi pieniędzmi.
Bernard Waszczyk, Open Finance
Dołącz do dyskusji: Koniec OFE? O własną emeryturę trzeba zadbać samemu