SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Kim jest Władimir Putin? "Panicznie się boi. Nawet jego odchody są pod specjalnym nadzorem"

- Putin to skrajny cynik, który przekalkulował. Oczywiście miał powody, by myśleć, że Zachód znów wykaże się słabością i wystraszy się Rosji. To człowiek, który przez lata otaczał się ludźmi utalentowanymi, ale pozbawionymi zasad. Natomiast od kilku lat wokół niego są wyłącznie potakiwacze, którzy nie są w stanie powstrzymać jego szalonych planów i z Ukrainą tak to się musiało skończyć - uważa Witold Jurasz, dziennikarz portalu Onet.pl, były chargé d’affaires RP w Białorusi.

Za siedem miesięcy stuknie mu siedemdziesiątka. Przynajmniej według oficjalnej biografii. Ale równie dobrze swoje 70. urodziny mógł obchodzić dwa lata temu. Życiorys Władimira Putina jest nadal zagadką. A szczególnie te fragmenty, które dotyczą jego dzieciństwa. Bo Putin ma dwie matki. Jedna zmarła, zanim ten został prezydentem Rosji. Druga nadal żyje. I jej obecność jest dla Putina kłopotem.

Wiera Nikołajewna Putin urodziła się w 1926 r. we wsi Tieriechino w obwodzie permskim. "Po wojnie zdecydowała się na naukę w miejskim Technikum Mechanizacji Rolnictwa" - opisuje w swojej książce "Wowa, Wołodia, Władimir. Tajemnice Rosji Putina" Krystyna Kurczab-Redlich, dziennikarka, reportażystka i wieloletnia korespondentka w Rosji. To właśnie tam Wiera zakochała się w mężczyźnie, z którym kilka lat później zaszła w ciążę. Dopiero później odkryła, że ten jest żonaty. Odeszła od niego i wróciła do rodziców. Gdy urodziła chłopca, wyjechała na studia. Syna zostawiła pod opieką dziadków. Wróciła po trzech latach. Wowę zabrała ze sobą do Gruzji, gdzie poznała Giergija. Ojczym bardzo źle traktował chłopca. "Bywało, że Goga kijem mu przyłożył i z domu na chłód wyganiał, a i na ubranie skąpił, bo u nich się nie przelewało: chłopak zawsze w łatanych portkach chodził. Nikt nie miał tego za złe Godze. No bo kto ma ochotę cudzym dzieckiem się zajmować?" - wspominał Mamuko, sąsiad Wiery i Georgija.

Dziennikarze giną, bo szukali matki Putina

Putin, mając 10 lat, znów trafił do dziadków. A ci oddali go do krewnego, który ze swoją żoną nie mógł mieć dzieci. Przygarnęli więc z chęcią Wowę, ale tam też był bity. Sąsiedzi słyszeli, że to ich rodzony syn. A Putin miał kłamać i udawać kogoś, kim nie był.

W dorosłym życiu też udawał. Szczególnie po tym, gdy ostatniego dnia 1999 r. Borys Jelcyn zrezygnował ze stanowiska i przekazał swoje obowiązki Putinowi. Trzy miesiące później odbyły się wybory prezydenckie. By je wygrać, Putin starał się za wszelką cenę kontrolować przekaz dotyczący jego dzieciństwa. Jego prawdziwą matką zaczęli się interesować dziennikarze. Odwiedzali ją w domu, prosili o pamiątki, rozmawiali z sąsiadami. Putin bał się, że opowieści o tym, że był porzuconym, bitym chłopcem, z którego w dzieciństwie się naśmiewano, mogą mu zaszkodzić. Dlatego w wywiadach ciągle podkreślał, że jego matka zmarła rok wcześniej.

Rosyjskie służby miały zadbać, żeby nie ujawniono niepożądanych przez Putina informacji w trakcie kampanii wyborczej. Gdy reporter gruzińskiej gazety "Alija" spotkał w wiosce ludzi, którzy pamiętali małego Wowę, zawiadomił o sprawie Artioma Borowika, znajomego dziennikarza. Ten nie zdążył opublikować materiału, bo zginął w katastrofie lotniczej. Z wraku samolotu zniknęły telefony komórkowe i teczki z dokumentami. Do wypadku doszło dwa tygodnie przed wyborami prezydenckimi. Także włoski dziennikarz Antonio Russo, który badał sprawę "małego Putina", został zamordowany w niejasnych okolicznościach.

Czytaj także: Jak działa i ile kosztuje rosyjska propaganda? "Wrzucać tematy, które dzielą ludzi"

Putin na czele upadającego imperium

Ta historia jest często opisywana na dowód tego, jak mściwy potrafi być przywódca Federacji Rosyjskiej. W następnych latach, gdy był już prezydentem, przypisywano mu zlecanie kolejnych morderstw m.in. dziennikarzy, ale też byłych polityków i oligarchów.

Teraz, gdy 24 lutego Władimir Putin wydał rozkaz przeprowadzenia "specjalnej operacji wojskowej" w Ukrainie, znów padły słowa o zemście. W swoim przemówieniu, które wyemitowała rosyjska telewizja, prezydent Putin zapowiadał, że celem nie jest "okupacja Ukrainy" tylko jej "demilitaryzacja" i "denazyfikacja". Gospodarz Kremla groził też wszystkim, którzy będą chcieli "Rosji przeszkadzać". Ostrzegł, że jego kraj odpowie na to "niewyobrażalnymi konsekwencjami". - Jesteśmy przygotowani na wszystko - postraszył.

Wacław Radziwinowicz, były wieloletni korespondent "Gazety Wyborczej" z Rosji, uważa, że te słowa, od których zaczęła się inwazja na Ukrainę, wynikają ze strachu Putina. - On zdaje sobie sprawę z sytuacji, w jakiej znalazł się jego kraj. Według Putina Rosji grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. To człowiek, który stoi na czele upadającego imperium, które przez 22 lata jego rządów traciło przestrzeń, zamiast ją rozszerzać. Rosja przegrywa międzynarodową konkurencję. Dziś jej udział w światowym PKB jest nieco mniejszy od tego, który odziedziczył po Borysie Jelcynie i znacznie mniejszy od tego, do którego dzięki ogromnym cenom ropy w 2007-2008 r. udało się doprowadzić - uważa dziennikarz "Gazety Wyborczej".

Radziwinowicz dodaje, że Rosja przegrywa dziś także cywilizacyjnie. - Doskonale to widać, gdy wprowadzano sankcje. Do tej pory ok. 15-20 proc. Rosjan żyło na europejskim poziomie. Teraz tracą to, co zdobyli przez ostatnie 30 lat. Putin, który utożsamia się ze swoim krajem i ma się wręcz za zbawiciela narodu, musi być tym przerażony. Widzi, że sankcje Zachodu prowadzą do kompletnej degradacji Rosji. Jedyna możliwość, jaka mu została, to siła zbrojna - uważa były korespondent z Moskwy. Radziwinowicz dodaje, że Putin dał sobie wmówić, że Rosja dysponuje chwilową przewagą militarną nad Zachodem. - Chwilową, bo Putin odkurzył parę pomysłów, które próbowano realizować jeszcze w Związku Radzieckim, jak np. broń hipersoniczną czy torpedy o napędzie nuklearnym. Ale ma świadomość, że wkrótce takie rozwiązania wprowadzi Zachód.

Do toalety za Putinem

Dziennikarz "Gazety Wyborczej" podkreśla, że Władimir Putin jest osobą pozbawioną empatii. - W życiu osobistym traktuje bliskich jak konkurentów. Jego żona opowiadała, że Putin usiłował ją opleść, sprawdzać, weryfikować to, co mówi. Nagle znikał, raptem się pojawiał. Podobnie traktuje ludzi ze swojego otoczenia - mówi Radziwinowicz.

Z biografii Putina wynika, że zanim został prezydentem Rosji, przez 15 lat był funkcjonariuszem KGB (1975–1990), a później pracownikiem administracji Petersburga (1990–1996), urzędnikiem administracji prezydenta Rosji Borysa Jelcyna (1996–1998) i szefem FSB (1998–1999).

- Dla oficera tajnej policji zawsze najważniejsze jest bezpieczeństwo. Putin nigdy nie odbiera telefonu. Robi to jego ochroniarz. I to on przekazuje aparat prezydentowi. Putin nie używa komputera, bo boi się podsłuchów i śledzenia go w sieci. W jego gabinecie stoi wielki telewizor, który jest dla niego źródłem informacji. Dostaje też teczki z raportami od swoich podwładnych. Z obawy przed otruciem Putin ma też specjalnego człowieka, który według starej rosyjskiej tradycji testuje posiłki przed podaniem ich przywódcy Rosji - opowiada były korespondent "Gazety Wyborczej". - Nawet jego odchody są pod specjalnym nadzorem. Gdy był z wizytą w Paryżu i poszedł do toalety, ruszyli za nim ochroniarze. Nie dlatego, że w muszli klozetowej mogą czaić się terroryści, tylko, by zabrać to, co prezydent tam zrobił. Przy dzisiejszej nauce sporo można z kału wywnioskować, choćby o stanie zdrowia Putina.

"Skrajny cynik, który przekalkulował"

Czwartego dnia inwazji Rosji na Ukrainę, gdy było już jasne, że agresorowi wcale tak łatwo nie poszło ze zdobyciem zaatakowanego terytorium, Putin znów pojawił się w telewizji. W swoim przemówieniu straszył bronią jądrową. Jego oświadczenie od razu wywołało niepokój na świecie. "Nakazuję ministrowi obrony i szefowi sztabu generalnego postawić siły odstraszania armii rosyjskiej w stan specjalnej gotowości bojowej" - zwracał się Putin do wysokich rangą wojskowych. Kilka godzin później na te słowa zareagował wysoki rangą urzędnik Departamentu Obrony Stanów Zjednoczonych. Powiedział, że słowa Putina o rosyjskim potencjale nuklearnym były "nie tylko niepotrzebnym, lecz wręcz eskalującym krokiem".

Czy słowa Putina należy traktować poważnie? - To raczej blef niż realny scenariusz - mówi nam Witold Jurasz, dziennikarz portalu Onet.pl, były chargé d’affaires RP w Białorusi. Przypomina, że już w 2000 r. w doktrynie polityki obronnej Federacji Rosyjskiej pojawił się wątek dotyczący możliwości taktycznego użycia broni jądrowej. - Wielokrotnie o tym dyskutowano i zawsze tego typu zapowiedzi interpretowano jako straszak, a nie realne zagrożenie. Gdyby jednak Zachód zdecydował się porzucić Ukrainę i ustąpić na rzecz Rosji z obawy przed użyciem broni jądrowej, to za rok Putin zaatakuje Łotwę albo Estonię. I też usłyszymy: "mamy broń jądrową". I wtedy też ustąpimy? Nie możemy się uginać pod groźbami Putina. Poza tym użycie tej broni nie jest takie proste. Są trzy osoby, które muszą jednocześnie wyrazić na to zgodę w Rosji: prezydent, minister obrony i szef sztabu generalnego - przypomina Witold Jurasz.

Dziennikarz Onetu uważa, że słowa o broni jądrowej wynikają z frustracji rosyjskiego prezydenta związanej z niepowodzeniem na ukraińskim froncie. - Putin to skrajny cynik, który przekalkulował. Oczywiście miał powody, by myśleć, że Zachód znów wykaże się słabością i wystraszy się Rosji. To człowiek, który przez lata otaczał się ludźmi utalentowanymi, ale pozbawionymi zasad. Natomiast od kilku lat wokół niego są wyłącznie potakiwacze, którzy nie są w stanie powstrzymać jego szalonych planów i z Ukrainą tak to się musiało skończyć - uważa Witold Jurasz.

Z kolei Wacław Radziwinowicz zwraca uwagę na sens słów o wojnie jądrowej. - Na mnie on zawsze robił wrażenie cynicznego, zimnego, ale bardzo pragmatycznego człowieka. Teraz powtarzając, że Rosja jest zagrożona, zdaje się mówić do swoich obywateli: "Na co nam taki świat, w którym nie będzie Rosji? Nie martwcie się, pójdziemy razem do raju, a ci na Zachodzie zdechną". Widać, że taki scenariusz chodzi mu po głowie. Przypominam, że grożenie Ukrainie wojną też wydawało się blefem, a jednak Putin okazał się, na tyle szalony, że zaatakował. Ale tak naprawdę to w ten sposób uderzył w swój kraj i go zniszczył. Zamiast nadrabiać zapóźnienie cywilizacyjne, Rosja coraz bardziej traci i staje się drugorzędnym państwem na świecie. Do tej pory żaden przywódca Rosji nie miał tak doskonałych warunków, żeby rozwijać kraj, jak Putin. A on roztrwonił tę szansę i Rosja traci dystans do pozostałych państw.

Rosjanie wierzą, że Ukrainą rządzą narkomani i naziści

Dziennikarz "Gazety Wyborczej" zauważa, że Putin rządzi bardzo podzielonym krajem. - Jest wiele Rosji. Ta, która przy Putinie rozkwitała do 2008 r.. To wielkie miasta, jak Moskwa czy Petersburg, których mieszkańcy osiągnęli europejski poziom życia. I jest druga część kraju, głównie prowincja, która funkcjonuje na poziomie cywilizacyjnym XIX w. To głównie wyborcy Putina. Aż 40 mln Rosjan ma wychodki na podwórku, 40 proc. mieszkańców nie ma gazu, chociaż żyją w gazowym mocarstwie. Im się niewiele zmienia, choć trochę się poprawiło. Putin uwodzi ich przekazem telewizyjnym. Tam słyszą, że dookoła Rosji są wrogowie. Jak im to wbijano do głowy przez 20 lat, to uwierzyli, że Polak ma gorzej. Bo w telewizji pokazali, że gdy Rosja wprowadziła embargo na polskie jabłka, to polscy ogrodnicy powiesili się albo udławili jabłkiem. Oni widzą, że w Paryżu ludzie ciągle się biją na ulicach, są awantury, po mieście biegają geje. Większość Rosjan buduje sobie obraz świata na podstawie tego, co pokaże im telewizja. A tam od 2014 r. ciągle mówi się o Ukrainie jako kraju upadłym, rządzonym przez faszystów, dziedzicu Trzeciej Rzeszy. I dlatego dziś większość Rosjan wierzy, że Rosja się broni, a Ukrainą rządzą narkomani i naziści.

Wacław Radziwinowicz dodaje, że Putin stracił w ostatnim czasie status duchowego przywódcy dla Rosjan. - Może to przez izolację związaną z koronawirusem, w czasie której dopuszczani są do niego ludzie w pagonach i habitach? Teraz najpewniej jest schowany w bunkrze. I panicznie się boi. Pandemia kompletnie odizolowała go od świata. W ostatnich dwóch latach w obawie przed koronawirusem pokazał się jako skrajnie tchórzliwy człowiek, zaszczepiony na wszelkie sposoby, otoczony opieką medyczną i kryjący się przed wszystkimi. Nie bez powodu oglądamy rekordowo długie stoły, co powoduje, że jest oddalony fizycznie od swoich rozmówców - opowiada dziennikarz "Gazety Wyborczej".

Wyjątek to materiał, który w niedzielę, 6 marca obiegł światowe media. Prezydent Rosji Władimir Putin miał odwiedzić dzień wcześniej ośrodek szkoleniowy rosyjskich linii lotniczych Aerofłot z okazji dnia kobiet. Podczas spotkania siedział przy stole pełnym stewardess. I to wzbudziło podejrzenia obserwatorów, bo mocno kontrastowało z ostatnimi spotkaniami Putina. - Nie wierzę, żeby to spotkanie odbyło się teraz. To było wcześniej nagrane i zmontowane. Putin panicznie boi się koronawirusa, a na tych zdjęciach widać, jak blisko jest stewardess. Zresztą są też wiarygodne informacje, że sam przeszedł COVID-19 i ledwo przeżył chorobę - mówi Witold Jurasz i dodaje, że Putin z obawy o własne zdrowie kazał odwiedzającym go zagranicznym przywódcom testować się na obecność koronawirusa.

Patowa sytuacja na wojnie

Putin chowa się też przed światem z obawy przed zemstą za wojnę w Ukrainie. Podobno ma się kryć w schronie. - To jest 60-70 metrów betonu, pod którym są pomieszczenia mieszkalne. Putin rozumiejąc, że świat jest na skraju katastrofy jądrowej, którą sam wywoła, kryje się w czymś, co jest nie do ugryzienia dla pocisków rakietowych. Nie wiem tylko, czy zdaje sobie sprawę, że jego armia lądowa prowadząca działania w Ukrainie kolejny raz się skompromitowała. I to nie pierwszy raz. Tak samo było w czasie pierwszej i drugiej wojny czeczeńskiej. Wziął tę republikę na utrzymanie i każdemu Czeczenowi codziennie wypłaca równowartość 50 zł. A tam obowiązuje zupełnie inne prawo niż w Rosji. Kadyrow, przywódca Czeczeni, zaprowadza swoje porządki. Na Sachalinie i w Moskwie zabija swoich przeciwników. To kto tu jest górą? Armia Putina skompromitowała się także w Gruzji - przypomina Wacław Radziwinowicz. - To, co tam się działo, było sygnałem dla niego do wielkiej reformy armii. I choć ją zreformowano, to nadal pracuje na maszynach, które produkowano w latach 70. Gdzie są te jego cudne czołgi Armata z aktywną obroną przeciwrakietową? Nie ma ich, a Putin uwierzył, że są, a ma je tylko na parady. A i tam szwankują. Na próbie przed paradą w 2015 r. przed trybuną na placu Czerwonym zepsuł się czołg. Armia w Rosji jest taka, jak zawsze: oparta wyłącznie na poświęceniu i bohaterstwie żołnierzy pchanych na wroga.

Witold Jurasz dodaje, że Putin liczył się z sankcjami, jakie nałoży na jego kraj Zachód, ale nie przypuszczał, że będą aż tak dotkliwe. Jak dodaje, Rosja powoli godzi się z tym, że nie zajmie Ukrainy. - Sytuacja wydaje się patowa. Ani Ukraińcy ani Rosjanie nie są w stanie wygrać tej wojny. Poniedziałkowe oświadczenie rzecznika Kremla Dmitrija Pieskowa o warunkach jej zakończenia, wskazuje, że do Putina dotarło, że nie osiągnie celów maksimum, które sobie zakładał przed rozpoczęciem inwazji. A to zwiększa prawdopodobieństwo rozmów pokojowych, co wcale nie oznacza, że zakończą się one sukcesem - mówi Jurasz. - Putin jako funkcjonariusz KGB w NRD doszedł tylko do stopnia kapitana, więc zawsze działał na poziomie taktycznym. Widzę w nim średniego rangą oficera, a nie wielkiego stratega. Służby mają na ludzi czasem zgubny wpływ, bo rodzą w nich przekonanie, że można wszystko.

Dziennikarz Onetu uważa, że taki scenariusz wcale nie musi oznaczać dla Putina porażki. - Przy tym stopniu kontroli nad mediami, on jest w stanie przedstawić tę operację jako zwycięską. Skoro zdecydował, by zamknąć już nawet "Nowaję Gazietę", którą kierował Dmitrij Muratow, laureat Pokojowej Nagrody Nobla, to znaczy, że wkrótce odetnie Rosjanom dostęp do internetu i wprowadzi cenzurę. Rosja zmierza w kierunku twardej dyktatury z elementami totalitarnymi. Zachód niestety ośmielił Putina. I teraz on uważa, że postępujemy nie w porządku i czuje się zdradzony i oszukany. Ale jego zachowanie to też kwestia rosyjskiego charakteru. Rodacy go popierają, bo w zdecydowanej większości Rosjanie są wielkoruskimi szowinistami - ocenia Witold Jurasz.

Czy po inwazji na Ukrainę Putin pozostanie na lata persona non grata za granicą? - Nie wyobrażam sobie powrotu do normalnych relacji z Rosją i przyjmowania Putina na świecie tak jak to wcześniej wyglądało. Nie wiem, czy bardziej bać się teraz, że Putin oszalał i może użyć taktycznie broni jądrowej, czy że przyjdzie ktoś ni stąd ni zowąd i zacznie demokratyzować Rosję - mówi dziennikarz Onetu. - Obawa bierze się stąd, na ile trwała będzie zmiana na Zachodzie względem tego, co zrobił Putin. Jedno jest pewne: polityka powstrzymywania Rosji to zadanie na długie lata dla całego Zachodu.

Dołącz do dyskusji: Kim jest Władimir Putin? "Panicznie się boi. Nawet jego odchody są pod specjalnym nadzorem"

24 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Lena
Putin z dwubiegunowa chorobą. Oczywiście Putin C uj!
0 0
odpowiedź
User
New_user
Ciekawe jak długo będzie trwał cyniczny płacz Niemiec i Francji nad ofiarami wojny i kiedy te kraje wrócą do handlu z Rosją na którym to budują swoją potęgę.
0 0
odpowiedź
User
gg
gdzie ci wszyscy kpiacy z obrony terytorialnej, opluwajacy zolnierzy na granicy z Bialorusia? gdzie Sikorski namawiajacy Niemcow do wziecia przywodztwa? Wyjdzcie z nor frajerzy..
0 0
odpowiedź