Katarzyna Dowbor: W telewizji powinno być miejsce także dla osób dojrzałych
- Fakt zwolnienia z TVP2 przyjęłam ze spokojem. Jest mi jednak przykro z powodu formy, w jakiej to zrobiono - mówi nam Katarzyna Dowbor, która w ubiegłym tygodniu straciła pracę w telewizji publicznej.
O zwolnieniu Katarzyny Dowbor z TVP informowaliśmy w miniony czwartek. Mimo że dziennikarka miała etat w telewizyjnej Dwójce, to przez ostatnie 2 lata nie pojawiała się na antenie TVP2. Prowadzony przez nią magazyn „Alchemia zdrowia i urody” nadawany był w TVP Warszawa (ostatni odcinek z jej udziałem pokazano w sobotę). Joanna Stempień-Rogalińska, rzecznik prasowa TVP potwierdziła w rozmowie z nami fakt zwolnienia Katarzyny Dowbor. Powodów tej decyzji nie chciała jednak komentować, zasłaniając się tajemnicą spółki (więcej na ten temat).
- Nie znam konkretnych powodów, każdy dyrektor oczywiście - moim zdaniem - ma prawo pracować z tym, z kim chce. Zapytałam Pana Jerzego Kapuścińskiego (szef TVP2 - przy. red.), czy były może jakieś merytoryczne uwagi dotyczące mojej pracy. Usłyszałam, że powód jest inny. W wypowiedzeniu napisano tylko, że nastąpiło ono z przyczyn leżących po stronie pracodawcy nie dotyczących pracownika. Przypuszczam więc, że zwolniono mnie najprawdopodobniej w ramach redukcji etatów - mówi Katarzyna Dowbor.
- Uważam, że po tylu latach pracy w TVP wypadałoby, aby przynajmniej skontaktował się ze mną prezes telewizji i chociaż w kilku zdaniach wyjaśnił, jakie były przyczyny tej decyzji oraz dał bukiet kwiatów. Stwierdzenie, że przyczyny zwolnienia są tajemnicą spółki sugerują, iż mogłam zrobić coś złego. Powiedziano też, że TVP rozważa, kto za mnie poprowadzi program „Alchemia zdrowia i urody”. To brzmi tak, jakby mnie za coś ukarano. Jest to dla mnie co najmniej zastanawiające, ponieważ zwolnienie oraz odebranie programu sugeruje, że mogłam coś - że tak powiem - „narozrabiać” - twierdzi Dowbor.
- Mamy w Polsce taką tendencję, że wymieniamy ludzi, którzy stwarzają dla widzów poczucie bezpieczeństwa, na młodszych. Dla osób młodych jest w telewizji bardzo dużo miejsca, ale nie można się pozbywać tego starszego pokolenia, z którym widzowie byli związani przez długie lata. Ja absolutnie jestem za młodymi ludźmi - sama mam zajęcia ze studentami na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie na co dzień obcuję z młodymi adeptami dziennikarstwa. Uważam, że w telewizji jest miejsce dla każdego - i dla starszego i dla młodszego. Tymczasem szefowie stacji telewizyjnych zapominają o tym, że w telewizji jest miejsce także dla osób dojrzałych - stwierdza Katarzyna Dowbor.
Z Katarzyną Dowbor rozmawiamy o kulisach jej zwolnienia z telewizyjnej Dwójki, a także o tym, jak podsumowuje 30 lat pracy w Telewizji Polskiej.
Krzysztof Lisowski: W ciągu ostatnich kilku dniu w mediach szerokim echem odbiła się informacja o tym, że została Pani zwolniona z TVP. Jak Pani się czuje z tym, że wręczono Pani po prawie 30 latach pracy wypowiedzenie?
Katarzyna Dowbor: Fakt zwolnienia z TVP przyjęłam raczej ze spokojem, ponieważ uważam, że wszelkie negatywne rzeczy w życiu należy przyjmować bez nerwów. Nie znam konkretnych powodów, każdy dyrektor oczywiście - moim zdaniem - ma prawo pracować z tym, z kim chce. Zapytałam Pana Jerzego Kapuścińskiego, czy były może jakieś merytoryczne uwagi dotyczące mojej pracy. Usłyszałam, że powód jest inny. W wypowiedzeniu napisano tylko, że nastąpiło ono z przyczyn leżących po stronie pracodawcy nie dotyczących pracownika. Przypuszczam więc, że zwolniono mnie najprawdopodobniej w ramach redukcji etatów. Jest mi jednak przykro za sprawą formy, w jakiej to zrobiono. Szef telewizyjnej Dwójki przyjął mnie „na szybko” pomiędzy spotkaniami, poprosił o podpisanie dokumentów i na tym sprawa się skończyła. Uważam, że po tylu latach pracy w TVP wypadałoby, aby przynajmniej skontaktował się ze mną prezes telewizji i chociaż w kilku zdaniach wyjaśnił, jakie były przyczyny tej decyzji oraz dał bukiet kwiatów.
Joanna Stempień-Rogalińska, rzecznik prasowa TVP, nie chciała w rozmowie z nami komentować przyczyn zwolnienia Pani zasłaniając się tajemnicą spółki...
Właśnie to mnie zabolało, ponieważ stwierdzenie, że przyczyny zwolnienia są tajemnicą spółki sugerują, iż mogłam zrobić coś złego. Powiedziano też, że TVP rozważa, kto za mnie poprowadzi program „Alchemia zdrowia i urody”. To brzmi tak, jakby mnie za coś ukarano. Przecież jest wiele przypadków, kiedy ktoś traci w danej stacji telewizyjnej etat, ale prowadzi jakiś program na zasadzie współpracy. Jest to dla mnie co najmniej zastanawiające, ponieważ zwolnienie oraz odebranie programu sugeruje, że mogłam coś - że tak powiem - „narozrabiać”. Telewizja Polska powinna była się przygotować, że może powstać wokół tej sprawy szum medialny i załatwić tę sprawę inaczej. Na marginesie - to nie ja dzwonię do dziennikarzy, tylko oni kontaktują się ze mną. Wystarczyło powiedzieć wprost, że jest redukcja etatów i załatwić wszystko kulturalnie. Szkoda, że TVP w taki sposób rozstaje się z lojalnymi pracownikami.
Miała Pani etat w telewizyjnej Dwójce, ale na antenie Programu 2 TVP nie pojawiała się Pani od prawie dwóch lat. Prowadzony przez Panią program „Alchemia zdrowia i urody” emitowany był w TVP Warszawa. Dlaczego?
Pojawiałam się regularnie na antenie Dwójki do chwili, kiedy na stanowisku szefa pojawił się Pan Jerzy Kapuściński. Nowy dyrektor wyraźnie nie był zainteresowany współpracą ze mną. Kiedy przyszedł do pracy w TVP, zdjęte zostały wszystkie programy, które prowadziłam. To dyrektor nie był zupełnie zainteresowany moją osobą.
W tym roku obchodziłaby Pani swój jubileusz - 30-lecie obecności na antenie...
No tak, rzeczywiście, jesienią miałabym taką rocznicę… Pewnie będę świętowała prywatnie.
Jak Pani podsumowuje te 30 lat?
Bardzo dobrze. To była moja wymarzona praca. Telewizja to był mój cały świat, często nie drugi, ale pierwszy dom. Mogę powiedzieć, że czuję się spełniona i osiągnęłam wszystko, co można było osiągnąć. Odbyłam mnóstwo rozmów ze wspaniałymi ludźmi, zjeździłam pół świata. Wprawdzie nie miałam w TVP nigdy tzw. „stołka”, kierowniczej posady, ale mimo to przeszłam przez wszystkie szczeble zawodowe. Byłam młodszym redaktorem, redaktorem, prezenterem, prowadziłam własne programy, festiwale, koncerty, wydarzenia specjalne. Czuję się spełniona.
Często spotykamy się z opiniami, że dzisiejsza telewizja publiczna pod względem jakości zmieniła się na gorsze w porównaniu z telewizją sprzed kilkudziesięciu lat. Czy podziela Pani taki pogląd?
Uważam, że świat się zmienił. Cały czas gdzieś pędzimy i szukamy taniej sensacji. Pamiętam, że gdy zaczynałam pracę w zawodzie, były pewne zasady. Wiadomo było, co jest dopuszczalne, a co zabronione. Nie było wtedy reklam ani lokowania produktu, a teraz telewizją rządzi pieniądz. Oczywiście kiedyś telewizją rządziła partia, ale mimo wszystko udawało się nam bardzo dużo rzeczy przemycać. Potem nastał czas, kiedy ludzie mogli się swobodnie wypowiadać, telewizja radziła sobie wtedy bardzo dobrze finansowo, ponieważ nie miała konkurencji w postaci telewizji komercyjnych i utrzymywała się z abonamentu. Sądzę, że dzisiejszy świat stanął po prostu na głowie. Bardzo trudno jest porównywać to, co było kiedyś z tym, co jest obecnie. Nie chcę się teraz rozczulać i narzekać, ale na pewno mieliśmy kiedyś inną telewizją, dużo bardziej misyjną niż teraz. Ja tęsknię właśnie za tą misyjnością.
Przed laty znakiem rozpoznawczym TVP były osoby zapowiadające program. Wszyscy pamiętamy Krystynę Loskę czy Jana Suzina. Pani także była prezenterką. Teraz w telewizji już w ogóle nie ma takich osób. Czy - Pani zdaniem - słusznie zrezygnowano z zapowiadania programów?
Uważam, że był to duży błąd. Telewizja publiczna właśnie tym odróżniała się od wszystkich innych stacji. Powiem szczerze, że ja uwielbiałam, gdy ktoś z małego ekranu mówił mi na żywo „Dzień Dobry” albo „Dobrej Nocy”. Teraz wszystko emitowane jest w wersji nagranej „z puszki”. Nie ma tego błysku, tej nici porozumienia między widzem a prezenterem. Sama tego doświadczyłam, ponieważ wielokrotnie występowałam na żywo, jak też nagrywałam wypowiedzi. Obecnie na przykład życzenia wigilijne nagrywa się znacznie wcześniej. Jest to trochę sztuczne, nie w tym naturalności. Pamiętam czasy, kiedy np. w Wigilię po godz. 17.00 pojawialiśmy się w pracy. Byliśmy odświętnie ubrani, przynosiliśmy wigilijne jedzenie i świętowaliśmy Boże Narodzenie. Gdy stawałam przed kamerą i składałam widzom życzenia, mówiłam wszystko od serca. Spędzałam święta właśnie z widzami. To było niesamowite, byliśmy wszyscy razem. Tak samo było z Sylwestrem, spędziłam w telewizji na żywo wiele Sylwestrów. Dlaczego TVP ma się upodabniać do konkurencji, skoro może zaproponować coś szczególnego, coś swojego?
Powiedziała Pani, że telewizja była czasami nawet Pani pierwszym domem. Czy nie ucierpiało na tym zbyt mocno Pani życie prywatne?
Oczywiście, że tak. Jeden z moich mężów pytał mnie często, czy ja jestem w TVP „odźwiernym”… To był mój wybór, na pewno bardzo mocno ucierpiało na tym dzieciństwo mojego syna, ponieważ ciągle nie miałam czasu i zawsze byłam w pracy. To są konsekwencje tego, jeśli człowiek poświęca się swojemu zawodowi.
Chciałaby Pani związać się teraz z jakąś stacją komercyjną?
Abym mogła brać to pod uwagę, musi być także zainteresowanie z drugiej strony. Stacja komercyjna musi mieć pomysł na to, czy chce skorzystać z moich umiejętności i doświadczenia. Oczywiście chciałabym pracować dalej w telewizji, bo to jest moja wielka pasja. Natomiast, jeśli okaże się, że nie ma już dla mnie miejsca na małym ekranie, to też nie będzie to tragedią. Moim największym marzeniem jest oczywiście hodowanie koni, ale mam też np. dużo estradowych propozycji. Uwielbiam prowadzić różne imprezy i nawet, jeśli prowadzę je np. w jakiejś małej miejscowości, to nigdy nie nazywam tego chałturą, bo takie określanie tego typu pracy jest dla mnie obrzydliwe. Przecież niczym nie różni się widz w dużym mieście od widza w mieście małym. Poza tym trzeba umieć to robić. Nie wystarczy pięknie się uśmiechać, mieć długi nogi i być młodym. Trzeba także umieć nawiązać kontakt z widzem, potrafić jakoś widza zainteresować tym, co się mówi.
Coraz częściej mówi się o tabloidyzacji polskiej telewizji? Podziela Pani ten pogląd?
Moim zdaniem dzisiejsza telewizja zachłysnęła się pieniędzmi, wolnością i popularnością. Telewizja zagubiła gdzieś swoją tożsamość i takie swoiste ciepło. Brakuje mi przywiązania ze strony „ludzi telewizji” do widza. Wszystko jest za szybko, za gwałtownie, często zbyt arogancko. Z pewnością przyjdzie jednak moment, w którym telewizja zacznie znowu pochylać się nad normalnymi ludźmi.
A zmiana pokoleniowa? W TVP nie możemy oglądać na antenie już prawie nikogo spośród gwiazd, które były tam obecne np. 30 lat temu...
Mamy w Polsce taką tendencję, że wymieniamy ludzi, którzy stwarzają dla widzów poczucie bezpieczeństwa, na młodszych. Dla osób młodych jest w telewizji bardzo dużo miejsca, ale nie można się pozbywać tego starszego pokolenia, z którym widzowie byli związani przez długie lata. Ja absolutnie jestem za młodymi ludźmi - sama mam zajęcia ze studentami na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie na co dzień obcuję z młodymi adeptami dziennikarstwa. Uważam, że w telewizji jest miejsce dla każdego - i dla starszego i dla młodszego. Tymczasem szefowie stacji telewizyjnych zapominają o tym, że w telewizji jest miejsce także dla osób dojrzałych.
O rozmówcy
Katarzyna Dowbor - pracowała w TVP od 1983 roku. Prezenterka, dziennikarka, autorka wielu programów i reportaży. Przez ostatnie 2 lata prowadziła na antenie TVP Warszawa program „Alchemia zdrowia i urody”. Wcześniej prowadziła w TVP2 m.in. program „Ogrodowa Dowborowa”, „Szczęśliwa 13-stka” oraz „Pytanie na śniadanie”. W Radiu dla Ciebie prowadziła program „Dowborowe towarzystwo”.
Dołącz do dyskusji: Katarzyna Dowbor: W telewizji powinno być miejsce także dla osób dojrzałych
99 % kobiet w Polsce marzy o takim etacie (30 lat pracy zawodowej u jednego, stabilnego, wypłacalnego, nie skąpiącego kasy pracodawcy) !!!
Sodówka do głowy jej uderzyła i tyle.