G+J wycofa się z Polski? Prezes Malicka nie potwierdza
- Wydawnictwo G+J Polska w dobie kryzysu radzi sobie nie gorzej niż konkurencja, choć prawdą jest, że od jakiegoś czasu nie wykazuje się istotną aktywnością na rynku - mówią nam eksperci. Sytuację G+J komentują m.in.: Wiesław Podkański i Marek Sowa.
Na łamach „Hamburger Abendblatt” (jeden z najstarszych niemieckich dzienników, wydawany przez spółkę Axel Springer) opublikowany został artykuł autorstwa Kaia-Hinricha Rennera. Materiał zatytułowany „Problemy techniczne utrudniają cyfrową ofensywę wydawnictwa Gruner+Jahr” poświęcony był m.in. kondycji rynkowej spółki, a w jednym z akapitów pojawiła się informacja, jakoby wysoce prawdopodobne było wycofanie się firmy z Polski. - W wydawnictwie już od jakiegoś czasu mówi się o tym, że polskie portfolio G+J miałoby w częściach lub całości zostać sprzedane wydawnictwu Burda. G+J nie nadążył za liderami polskiego rynku mediów - czytamy w artykule.
>>> Burda International przejmuje Gruner + Jahr Polska
Jak wydawnictwo G+J, kiedyś jeden z głównych graczy na naszym rynku, jest postrzegane w Polsce? Wiesław Podkański, prezes Izby Wydawców Prasy przyznaje w rozmowie z Wirtualnemedia.pl, że - jego zdaniem - G+J od dłuższego czasu nie wykazuje się specjalną aktywnością na rynku.
- Szkoda, bo ma potencjał. Znając jednak funkcjonowanie korporacji, jestem przekonany, że nie jest to wina polskiego kierownictwa, tylko decyzji odgórnych. Gdyby faktycznie wydawnictwo miało zniknąć z rynku, to byłaby to wielka strata. Nadmierna koncentracja z pewnością rynkowi nie posłuży - mówi Wiesław Podkański.
Dla naszych rozmówców informacje o ewentualnym wycofaniu się G+J z Polski to mimo wszystko spekulacje. Marek Sowa, były prezes zarządu Agory uważa, że doniesienia niemieckich mediów wpisują się w długoterminowy trend na rynku prasy. - Okres „burzy i naporu”, uruchamiania nowych tytułów i rekordów sprzedaży egzemplarzowej to już odległa przeszłość, również na polskim rynku. Znak obecnych czasów to raczej nieustanna reorganizacja, cięcie kosztów i próby migracji do mediów elektronicznych. W Polsce dodatkowym wyzwaniem jest m.in. niska penetracja tabletów i przemożna niechęć potencjalnych odbiorców do płacenia za treści w internecie. W tej sytuacji jest naturalne, że będzie dochodziło do przetasowań na rynku. Jedne wydawnictwa skupią się na kluczowych lub lepiej rokujących rynkach, inne będą podejmowały bardziej radykalne próby dywersyfikacji - podkreśla Marek Sowa.
Jak na potencjał G+J zapatrują się domy mediowe? Maciej Ziomek, dyrektor ds. mediów w Starlink przyznaje, że rok 2012 w sensie generalnym nie był dobrym rokiem dla prasy kolorowej.
- Wydatki reklamowe spadły w 2012 roku o 16,2 procent. Z pozostałych mediów tylko dzienniki zanotowały większy spadek przychodów z reklam. To pokazuje, jak trudna jest sytuacja dla wydawców. Muszą zmagać się z jednej strony ze spadkami czytelnictwa i sprzedaży egzemplarzowej, a z drugiej strony z mniejszym strumieniem przychodów z reklam. Sytuacji nie ułatwia fakt, iż wpływy za treści udostępniane w internecie, czy na tabletach nie rekompensują strat z wydań papierowych - mówi Ziomek.
Zdaniem eksperta Starlink trudno uznać, że wydawnictwo G+J radzi sobie istotnie gorzej od konkurencji. - Pozycja takich tytułów, jak „Claudia”, „Glamour” czy „National Geographic” w ich segmentach rynku jest dobra. Informacje o domniemanym wycofaniu się wydawnictwa G+J z Polski na pewno są zaskakujące, ale z drugiej strony sytuacja na rynku prasowym jest bardzo dynamiczna i uważam, że przetasowania i konsolidacje są nieuniknione - mówi Maciej Ziomek.
Eryk Mistewicz, medioznawca i szef kwartalnika „Nowe Media”, przyznaje, że G+J nie jest - jego zdaniem - wydawcą poszukującym „nowych ciekawych produktów, pracującym nad monetyzacją treści, synergią tytułów”. - Świat magazynów luksusowych, którym jeszcze kilka lat temu Gruner nadawał ton, dzieje się jakby obok. Segment magazynów naukowych, historycznych Grunera stoi w miejscu, co dziwi wobec kolejnych tytułów odnoszących sukces w tym segmencie. Nie zrobiono kolejnego kroku, nie popracowano nad całą linią produktów wykorzystując pogłębiający się rynek, nie popracowano nad synergią - mówi Mistewicz.
Zdaniem medioznawcy, G+J ma problem przede wszystkim z ekspozycją treści w sieci. - Nie tyle jednak - moim zdaniem - zabrakło wytycznych centrali, bo powstały przecież „zakładki społecznościowe” na stronach „Focusa” czy „Mojego gotowania”, ale zabrakło pomysłu na pracę z tymi społecznościami, budowanie ich, wzmacnianie, a więc - zabrakło typowo krajowego wykonania. Kolejny przykład zatrzymania się Grunera to segment pism korporacyjnych: ledwie jeden tytuł, z racji braku synergii z innymi tytułami raczej wyglądający jak „wypadek przy pracy” niż pomysł na nową linię produktów. Jakby korporacyjny strach przed nowymi czasami sparaliżował polskiego Grunera... - mówi Mistewicz.
Magdalena Malicka, prezes zarządu G+J powiedziała we wtorek w rozmowie z Wirtualnemedia.pl, że nie ma żadnych oficjalnych informacji na temat ewentualnego wycofania się wydawnictwa z Polski i nie chciała komentować publikacji z „Hamburger Abendblatt”.
Nieoficjalnie udało nam się jednak dowiedzieć, że w środę ma się odbyć spotkanie zarządu z wszystkimi pracownikami wydawnictwa. Czego ma ono dotyczyć - nie wiadomo.
Z danych finansowych za lata 2009-2011 wynika, że wydawnictwo G+J notowało regularne straty. W 2011 roku przychody wydawnictwa wyniosły 117,96 mln zł, a strata netto 6,99 mln zł. W 2010 roku przychody zamknęły się sumą 113,88 mln zł, natomiast strata netto wyniosła - 10,05 mln zł. Rok 2009 też nie był udany. Przychody wyniosły wtedy 133,43 mln zł, a strata netto - aż 12,06 mln zł.
Wydawnictwo G+J Polska istnieje w naszym kraju od 1993 roku. Sztandarowe tytuły wydawane u nas przez G+J to m.in. „Claudia”, „Focus”, „Gala”, „Glamour” oraz „National Geographic Polska”.
Dołącz do dyskusji: G+J wycofa się z Polski? Prezes Malicka nie potwierdza