Dziennikarze i medioznawcy zgodni: cisza wyborcza do likwidacji (opinie)
Cisza wyborcza powinna zostać zlikwidowana, bo w czasach rozwoju nowych mediów nie spełnia już swojej roli. Jej obrona przypomina obrażanie się na fakt, że dorożki ustąpiły miejsca samochodom - obowiązek ciszy wyborczej oceniają dla portalu Wirtualnemedia.pl dziennikarze i medioznawcy.
Paweł Nowacki, zastępca redaktor naczelnej „Dziennika Gazety Prawnej” ds. serwisów internetowych i produktów elektronicznych
Cisza wyborcza w dzisiejszych czasach jest jak PKW oświadczająca, że system komputerowy się zawiesił i wyników nie będzie. Utrzymywanie fikcji bowiem w czasach internetu, żywiołowego rozwoju kanałów social media to anachronizm. Bo cisza jest dziś „głośną ciszą”.
Media stoją w rozkroku bo wiedzą, że bez Facebooka czy Twittera trudno dziś prowadzić skuteczną komunikację z odbiorcą. Więc uprawiają ekwilibrystykę informując o tym o czym można w swoich mediach, a prawdę podając w kanałach social media. Fikcja ta nie służy już dziś nikomu. Politycy, sami coraz aktywniejsi w tych kanałach, powinni ją jak najszybciej zlikwidować. Albo choć próbować naprawić/ucywilizować.
Beata Grabarczyk, szefowa Polsat News 2
Cisza wyborcza w czasach internetu i mediów społecznościowych jest przeżytkiem i kolejnym dowodem na to, że prawo nie nadąża za rzeczywistością. PKW może uważać like za złamanie ciszy, ale nie jest w stanie znaleźć i ukarać wszystkich, którzy w sieci ciszy nie przestrzegają. To stawia tradycyjne media w gorszej pozycji, bo musza pomijać pewien istotny element rzeczywistości. Choć przyznaję, że dziennikarze często wyczekują ciszy wyborczej, żeby odpocząć od informacji politycznych, które - szczególnie w ostatniej fazie kampanii - napływają lawinowo. Z punktu widzenia szefa anteny kanału publicystyczno-informacyjnego, to z kolei spore utrudnienie, bo wymaga złamania ramówki.
Czy cisza jest potrzebna? W sumie to trudne pytanie. Jeżeli założymy, że wyborcy podejmują decyzję wcześniej, a w dniu wyborów idą jedynie swoją decyzję zamanifestować, to cisza nie jest potrzebna. Socjologowie podkreślają jednak, że wybory to akt emocjonalny, który rozgrywa się nad kartą do głosowania. W takiej sytuacji cisza jest potrzebna, by kandydaci nie wywierali presji na wyborców do ostatniej chwili. Na świecie obowiązują różne modele i każdy ma swoich zwolenników i przeciwników. Ja osobiście jestem przeciwna ciszy wyborczej.
Marcin Goralewski, zastępca redaktora naczelnego „Pulsu Biznesu”
Temat ciszy wyborczej powinien być elementem szerszej dyskusji o technicznej stronie systemu wyborczego. Nie mam wątpliwości, że zapisy dotyczące zakazu agitacji poprzez np. rozwieszanie plakatów, kiedy mnóstwo ich już szpeci miasta czy publikacji sondaży w prasie czy TV nie mają sensu. Media społecznościowe doskonale radzą sobie z jej obchodzeniem. Jaki jest więc sens jej utrzymywania w przepisach. Z drugiej strony wyobrażam sobie sytuację, w której komitety wyborcze podejmują decyzję o wstrzymaniu agitacji na jakiś czas przed wyborami, na zasadzie dżentelmeńskiej umowy. To zdanie, słusznie, budzi jednak uśmiech. Naszej scenie politycznej daleko do zachodnioeuropejskich demokracji. Kilka dni przed drugą turą wyborów lider opozycji mówi w Sejmie, że pierwsza została sfałszowana. Taki jest stan debaty publicznej w Polsce.
Marzy mi się, żeby system wyborczy został zmodyfikowany - choćby w części dotyczącej komunikacji pomiędzy politykami a wyborcami. Zamiast zaklejonych miast często miernej jakości plakatów wyborczych - pakiet informacji do domu: programy wyborcze, listy kandydatów, wystandaryzowane ulotki. Oraz instrukcja obsługi, tak aby zminimalizować ryzyko popełnienia błędu i nieważne głosy interpretować jako świadomy akt wyborczy. Przy takich zmianach kwestia ciszy wyborczej nie jest pierwszoplanowa.
Bogusław Chrabota, redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”
Cisza wyborca to nonsens. Zwłaszcza dziś. W epoce informacji on line jedynym jej skutkiem jest jawna dyskryminacja mediów tradycyjnych. W ten sposób absolutnie legalnie pozbawia się je konkurencyjności, czyli szansy na przetrwanie.
Powinno się ją zlikwidować i to zaraz. Jedynym, co powinno się utrzymać, to zakaz agitacji wyborczej w lokalu i przed lokalem wyborczym w dniu wyborów.
Paweł Lisicki, redaktor naczelny tygodnika „Do Rzeczy”
Wydaje mi się, że obecnie cisza wyborcza jest już reliktem przeszłości. W epoce Internetu i mediów społecznościowych nie da się jej praktycznie przestrzegać; podtrzymywanie zatem prawa, które pozwala karać za jej łamanie daje tylko niepotrzebnie władzy pretekst do wywierania nacisków na niewygodne media. Najkrócej mówiąc należy znieść przepisy o ciszy wyborczej.
Katarzyna Kolenda-Zaleska, dziennikarka „Faktów” TVN
Jestem radykalną przeciwniczką ciszy wyborczej, bo w erze internetu ona nie spełnia żadnej swojej roli. To jest sztuczny twór, który w gorączce kampanii każe nam wpaść w odmęty obojętności i udawać, że nic się nie dzieje.
Kiedy relacjonowałam ostatnie wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych weszłam wraz z prof. Zbigniewem Brzezińskim do lokalu wyborczego w Waszyngtonie. Po jednej stronie przy wejściu stał stolik Obamy, po drugiej Romneya, w środku też byli agitatorzy i rozdawali ulotki. Nikomu to nie przeszkadzało, traktowano to bardzo naturalnie.
Pojawiają się pomysły, żeby wydłużyć okres niepublikowania sondaży wyborczych. Ja uważam, że powinno się całkowicie zlikwidować ciszę wyborczą. Społeczeństwo ma prawo wiedzieć, jakie ma poglądy.
Krzysztof Ziemiec, dziennikarz i prezenter „Wiadomości” w TVP1
Uważam, że cisza wyborcza jest archaiczna i dziś nikomu niepotrzebna. Po pierwsze, traktuje to wyborcę jak bezwolnego człowieka, któremu można „namieszać” w głowie na pięć przed dwanaście.
Po drugie - dlaczego partie mają nie prowadzić działań tuż przed wyborami i to jeszcze przez dwa dni? W USA robią to do końca. Poza tym, w dobie zmian w komunikacji takie zakazy są śmieszne.
W sytuacji kompromitacji w PKW, o czym tu w ogóle mówimy? Czym jest cisza wyborcza przy tych nieprawidłowościach? Zatem - dla mnie cisza to przeżytek.
Michał Kobosko, szef Project Syndicate Polska i Fundacji Świat Idei
Cisza wyborcza jest podobnym przeżytkiem jak sposób funkcjonowania Państwowej Komisji Wyborczej. Była fikcją od lat, bo jej utrzymanie wymagałoby realnie m.in. zdarcia wszystkich billboardów czy ulotek reklamujących kandydatów, obecnych wszędzie także w dniu głosowania. Jest tym większą fikcją dziś, gdy media społecznościowe rozprzestrzeniają bez ograniczeń i - bez jakichkolwiek konsekwencji karnych - informacje o frekwencji czy cząstkowe exit polle, tylko lekko ukryte pod niby-kryptonimami.
W założeniu cisza wyborcza była fajnym i ogólnie słusznym pomysłem. Dziś jej bronienie przypomina obrażanie się na fakt, że dorożki ustąpiły miejsca samochodom.
Tomasz Gackowski, medioznawca i szef serwisu medioznawca.com
Cisza wyborcza - w swojej funkcji - ma być czasem zadumy, wyciszenia, okresem nieskrępowanego rozważania kampanii wyborczej, programów politycznych itd. Czy w rzeczy samej tak jest? Wątpię.
Można byłoby założyć, iż cisza wyborcza jest elementem procesu politycznego wyłaniania władz demokratycznych w krajach o relatywnie krótkiej historii demokracji. W tej perspektywie cisza wyborcza miałaby funkcję bufora, który pozwala obywatelom-wyborcom swobodnie podjąć decyzje bez presji spotów wyborczych oraz rozdających ulotek polityków.
Na ile jest to skuteczne pokazują słupy i billboardy, z których politycy patrzą na nas w trakcie naszego niedzielnego spaceru do punktu wyborczego. W przestrzeni internetowej nieustannie natykamy się na materiały polityczne - zamieszczone, polubione, udostępnione przez różne osoby i środowiska w ostatnich minutach przed nastaniem ciszy wyborczej, byle tylko trafić do relatywnie szerokiego grona odbiorców, którym dana wiadomość wyświetli się w trakcie weekendowego korzystania z mediów społecznościowych.
Dość wspomnieć o pisaniu o partiach i politykach w internecie, tak jakbyśmy szli na zakupy do warzywniaka, gdzie kupujemy lub też nie kupujemy POmidory, PIStacje etc. Te przypadku pokazują, jak bardzo złudne może być wrażenie obowiązywania ciszy wyborczej. Jednak jeśli pozostawić na boku jej istotę, warto zwrócić uwagę na to do czego cisza wyborcza nas obywateli - bo nie tylko polityków czy też media - zmusza. To jest trochę tak jakby nie móc rozmawiać o Superbowl na dwa dni przed Superbowl. W USA cisza wyborcza nie obowiązuje. Myślę, że analogia z Superbowl jest o tyle trafna, o ile naturalnym wydaje się nam, że właśnie te ostatni dwa dni przed wyborami - ten weekend - jest właśnie okresem kiedy Polacy chcą rozmawiać o wyborach, programach i politykach. Chcą wymieniać poglądy na temat polityki. Bo to właśnie zaraz mają podjąć decyzję (wg różnych badań istotna większość wyborców podejmuje decyzje w ostatnim czasie przed wyborami, nawet stojąc nad urną).
Można by odwrócić tezę i powiedzieć, że pewnie część obywateli wolałaby, aby cisza wyborcza obowiązywała przez całą kadencję - 4 lata - a przestała obowiązywać właśnie na dwa dni przed wyborami. To dość przewrotne. Choć Polska, znajdując się w gronie takich zacnych krajów jak Francja, Hiszpania, Włochy, Węgry, Czechy i Rumunia, gdzie obowiązuje cisza wyborcza, mogłaby równie dobrze znaleźć się w gronie takich krajów jak: Niemcy, Portugalia, Wielka Brytania, Bułgaria, Holandia, Belgia, Austria, Słowacja, Dania, Szwecja, Finlandia i Estonia.
Osobiście sądzę, że cisza wyborcza - zwłaszcza w dobie nowych mediów - jest nobliwą, ale jednak fikcją.
Tomasz Skory, dziennikarz RMF FM
Ciszę wyborczą należy najpierw opisać. W określonym czasie przed wyborami nie wolno prowadzić agitacji wyborczej. Co to jest agitacja wg. kodeksu wyborczego? Służę:
Art. 105. § 1. Agitacją wyborczą jest publiczne nakłanianie lub zachęcanie, do głosowania w określony sposób lub do głosowania na kandydata określonego komitetu wyborczego.*)
Półgłówki nie rozumieją, że lajkowanie nie jest prowadzeniem agitacji, a jeśli nawet szef PKW uznaje, że może być za nią uznane - to nie ona o tym decyduje, tylko prokurator. Bo to Prokuratura zajmuje się naruszeniami prawa, także wyborczego.
Jak cisza wyborcza wpływa na media? Paraliżująco. Boją się wymienić nazwisko premiera czy lidera partii, chociaż jeśli ten w danych wyborach nie kandyduje, mogą o nim mówić do woli. Można powiedzieć „w życiu nie zagłosuję na Kopacz/Kaczyńskiego” i nie będzie to agitacja w wyborach, w których Kopacz/Kaczyński nie kandydują. Można wręcz ogłaszać płomienne manifesty „nie głosujcie na Kopacz/Kaczyńskiego!” - i jeśli nie kandydują w tych wyborach nie ma podstaw, żeby to uznać za agitację. Chyba, że trafi się na pieniacza-donosiciela i prokuratora-kretyna.
Można się bać naruszania ciszy przez publikowanie sondaży. Zatem popatrzmy:
Art. 115. § 1. Na 24 godziny przed dniem głosowania aż do zakończenia głosowania zabrania się podawania do publicznej wiadomości wyników przedwyborczych badań (sondaży) opinii publicznej dotyczących przewidywanych zachowań wyborczych i wyników wyborów oraz wyników sondaży wyborczych przeprowadzanych w dniu głosowania.*)
Czy wykorzystanie mediów społecznościowych oznacza podanie do publicznej wiadomości? Według prawa przez podanie informacji do publicznej wiadomości np. rozumie się:
a) udostępnienie informacji na stronie Biuletynu Informacji Publicznej, organu właściwego w sprawie,
b) ogłoszenie informacji, w sposób zwyczajowo przyjęty, w siedzibie organu właściwego w sprawie,
c) ogłoszenie informacji przez obwieszczenie w sposób zwyczajowo przyjęty w miejscu planowanego przedsięwzięcia, a w przypadku projektu dokumentu wymagającego udziału społeczeństwa - w prasie o odpowiednim do rodzaju dokumentu zasięgu,
d) w przypadku gdy siedziba organu właściwego w sprawie mieści się na terenie innej gminy niż gmina właściwa miejscowo ze względu na przedmiot postępowania - także przez ogłoszenie w prasie lub w sposób zwyczajowo przyjęty w miejscowości lub miejscowościach właściwych ze względu na przedmiot postępowania.*)
No i? Ale pal diabli, wiadomo, że można publikować inaczej, na zwykłą logikę. Tyle, że nie jestem pewien, czy wymagające czynnego działania odbiorcy Twittera czy Facebooka mogą być uznane za narzędzia służące do podawania do PUBLICZNEJ wiadomości. Trzeba mieć konto i abonować nadawcę, a sama nazwa „społecznościowe” opisuje zjawisko nie publiczne, ale właśnie o zasięgu ograniczonym intencjami uczestników.
A nawet jeśli uznać TT czy FB za media publiczne - to warto byłoby jeszcze dowieść, że pistacje to PiS, pomidory to PO, a ich ceny to wyniki jakichś rzeczywistych sondaży. Bo bez trudu wyobrażam sobie wpuszczenie tam wiadomości od początku do końca zmyślonych. I co wtedy?
A nawet jeśli - to warto jeszcze wykazać, czy w obliczu znanej dziś różnicy między sondażami a oficjalnymi wynikami wyborów - sondaże mają jakikolwiek wpływ, na cokolwiek.
Na koniec - czy ciszę należy zlikwidować? Nie. Bo po co? Tak jak jest - jest OK. Kto chce - poznaje od osób zaufanych takie dane, jakie chce i wierzy im - jeśli chce. Agitacja została w prawie opisana prawidłowo. To, że mało kto to zna, nie mówiąc o rozumieniu - nie ma znaczenia. To, że mało kto umie to wykorzystać - jest mi dość obojętne, choć trochę dziwi.
*) Źródło: Ustawa z dnia 3 października 2008 r. o udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie, udziale społeczeństwa w ochronie środowiska oraz o ocenach oddziaływania na środowisko
Eryk Mistewicz, medioznawca i szef kwartalnika opinii „Nowe Media”
Cisza wyborcza miała sens w epoce mediów z przełącznikiem OFF. Gdy wciśnięcie OFF gwarantowało, że znika cała tematyka wyborcza z serwisów radiowych czy telewizyjnych, z platform redakcyjnych. Tylko że przycisk OFF przestał działać. W epoce nowych mediów nie sposób wprowadzić zapisu na daną tematykę czy osoby, np. kandydatów czy partie. Przycisk OFF nie działa także jeśli chodzi o podawanie sondaży, co najwyżej ośmiesza system, wspomaga kreatywność uczestników Twittera, doprowadza do sytuacji, gdy w obiegu publicznym jest sporo informacji weryfikowalnych jedynie poprzez osobę nadawcy.
Tak jak nie musimy już czekać do zakończenia debaty wyborczej, aby usłyszeć od ekspertów, kto tę debatę wygrał (bowiem już od połowy smartfony i tablety wibrują ocenami, opiniami i werdyktem naszej zbiorowości), tak nie musimy czekać na wynik wyborczy - szczególnie gdy w polskich realiach możemy na wynik ten czekać kilka dni. Już około 16-17 wiem, jakie są wyniki exit poll, jeśli wiem, kogo śledzić na Twitterze, komu mogę zaufać dlatego że wiem, gdzie obecnie się znajduje, przy jakiej kampanii pracuje, bądź przy którym z ośrodków badawczych.
Nie widzę najmniejszego zagrożenia dla podawania wyników exit poll na Twitterze. Stopień skompikowanego prawa amerykańskiego w tym zakresie, konieczność dowodzenia, kto jest operatorem danego konta Twittera, problem ze zrozumieniem przez PKW istoty Retweetu - wszystko to sprawia, że nie rozumiem ukrywania nazw partii czy kandydatów inaczej, niż tylko dobrej zabawy, przy okazji wzmacniającej zainteresowanie obywateli aktem wyborczym.
Kodeks wyborczy w zakresie informowania o przebiegu wyborów wymaga zaadaptowania go do epoki nowych mediów. Wydaje się zresztą, obserwując prace PKW, że porządnej rewolucji wymaga cały system wyborczy. Jesteśmy przecież przed wejściem do Polski technologii związanych np. z mikrotargetowaniem, a więc z zakupem głosu wyborców w Google. Polski system wyborczy nijak nie jest do tego dostosowany, tkwi gdzieś w połowie lat 80.
Poprzednia 1 2
Dołącz do dyskusji: Dziennikarze i medioznawcy zgodni: cisza wyborcza do likwidacji (opinie)