Dziennikarze „Gazety Wyborczej” o zwolnieniach: depresja i smutek, to topienie swojego okrętu flagowego
Zwolniona z „Gazety Wyborczej” reporterka „Dużego Formatu” Iza Michalewicz oceniła, że chociaż „DF” jest niezależny politycznie, to obecny obóz rządzący „wykańcza media mu nieprzychylne”. - Kiedy patrzę, kogo zwolniono, jest mi źle - stwierdziła dziennikarka „GW” Małgorzata Kolińska-Dąbrowska. - Dobra zmiana dobrą zmianą, kłopoty finansowe też rozumiem, ale topienie własnego okrętu flagowego znajduje się poza moim obszarem rozumienia - napisała Anna Kiedrzynek.
W zeszły czwartek reporterka „Dużego Formatu” Iza Michalewicz poinformowała, że w ramach zwolnień grupowych prowadzonych w Agorze straciła etat. Będzie mogła współpracować z „GW”, ale jako autorka zewnętrzna. - Dosięgła mnie dobra zmiana w „Gazecie Wyborczej”. Niestety odebrano mi etat w „Dużym Formacie” - napisała na swoim profilu facebookowym. - Usłyszałam od swojego naczelnego, Jarka Kurskiego, wiele dobrych słów, wypowiedzianych z poczuciem jakiejś koszmarnej straty, może tez i dlatego czuję się jeszcze bardziej fatalnie. Lepiej byłoby mnie wylać za słuszne grzechy, a nie z konieczności obrony przed zatonięciem - skomentowała.
Zwolnienia grupowe w Agorze zaczęły się w połowie października, po tym jak osiągnięto porozumienie co do ich warunków z działającym w firmie związkiem zawodowym. Wydawca do końca br. zamierza rozstać się z maksymalnie 135 pracownikami, głównie z zespołu „Gazety Wyborczej”.
„GW” zmniejszyła już ilość treści lokalnych w 13 wydaniach regionalnych. Agora podpisała warunkową umowę sprzedaży za 9,7 mln swojej łódzkiej siedziby, woli w niej wynajmować mniejszą powierzchnię biurową. Dwa tygodnie temu wprowadzono szereg roszad w kierownictwie dziennika, pożegnano się m.in. z wicenaczelnym ds. cyfryzacji Wojciechem Fuskiem i wieloletnim szefem „Dużego Formatu” Włodzimierzem Nowakiem.
Stwierdzenie Izy Michalewicz o dobrej zmianie wywołało sporą dyskusję wśród dziennikarzy aktywnych na Facebooku i Twitterze. Takie określenie w cudzysłowie używane jest bowiem jako ironiczne określenie negatywnych zmian wprowadzanych przez obecny obóz rządzący. Część komentujących kpiła, że reporterka stara się zasugerować, że winę za jej zwolnienie ponosi rząd. - Logika. Dziennikarzy „GW” nie zwalnia, bo 8 tłustych lat zmarnowano w Agorze zarządczo, a dlatego, ze wybory wygrał PiS. Toniemy? To nie my - ocenił na Twitterze Wojciech Wybranowski z „Do Rzeczy”. - Zwolnienia zaczęły się rok po tym jak Pacewicz zapowiedział, że „dobra zmiana” zabierze reklamy. Zabrali i zwalniają :) - dodał. Dam sobie rękę uciąć, że Michalewicz nie pisze o „dobrej zmianie” w rozumieniu PiS. Wstawiłaby w cudzysłów, jak na moje oko :) - oceniła Beata Biel. - Mam trochę inne odczucia. I wrażenie, że na Titaniku panuje przekonanie, że gdyby nie wygrał PiS to zwolnień by nie było - stwierdził Wybranowski.
O trudnej sytuacji finansowej „GW” Piotr Pacewicz napisał pod koniec grudnia ub.r. W pierwszej połowie br. wpływy dziennika ze sprzedaży zmalały w skali roku o 4,4 proc., do 51,7 mln zł, a z reklam - o 21,4 proc., do 41,2 mln zł. Prezes Agory Bartosz Hojka stwierdził, że duży spadek przychodów reklamowych wynika m.in. ze zmiany polityki marketingowej instytucji i firm państwowych.
Za to według szefa Wyborcza.pl Romana Imielskiego i dziennikarki „Gazety Wyborczej” Dominiki Wielowieyskiej wpływ reklam z sektora państwowego na finanse „GW” jest wyolbrzymiany. - Źle rozumiesz wypowiedź Izy. BTW To nie były tłuste lata, sprawdź jak wygląda cały rynek. Najwięcej w porównaniu ze swoimi przychodami dostawała „Rzepa”, także za ekipy Lisickiego - napisał Imielski do Wojciecha Wybranowskiego. - Porównywać można do wszystkiego. W porównaniu z tym, ze „Rzepa” za Lisickiego była najczęściej cytowaną ogólnopolską gazetą codzienna, np. „GW” przegoniła ją dopiero po czystce Hajdara - odpowiedział dziennikarz „Do Rzeczy”. - Może i była cytowana, ale nakład i sprzedaż była trzykrotnie mniejsza. A jeśli grupa docelowa była o tyle mniejsza, to i reklama powinna być. A nie była - ocenił Imielski. - Czas pokaże, jak „GW” poradzi sobie na rynku, po raz pierwszy od dłuugiego czasu bez rządowego cyca - skomentował Wybranowski. - To jest przyprawianie nam „gęby” - stwierdził Imielski.
- Zwolnieni przez Michnika przyjdą protestować pod dom Kaczyńskiego? - zażartował publicysta „Do Rzeczy” Rafał Ziemkiewicz. - Logiczne. Czerska nigdy by ich nie zwolniła gdyby nie zakręcenie kurka z państwowymi ogłoszeniami. Winien Kaczorro - wtórował jego redakcyjny kolega Piotr Semka. - Tak, to jest jednak zastanawiające, że dziennikarze „Do Rzeczy” mają tak skromną wiedzę o rynku mediów - skomentowała te wpisy Dominika Wielowieyska.
Logiczne. Czerska nigdy by ich nie zwolniła gdyby nie zakręcenie kurka z państwowymi ogłoszeniami. Winien Kaczorro https://t.co/0af1OCBGAw
— Piotr Semka (@PiotrSemka) 29 października 2016
Z kolei Iza Michalewicz w dyskusji pod swoim wpisem facebookowym prosiła, żeby nie wciągać jej do sporu na tle politycznym. - Proszę Państwa, proszę byście przy całym szacunku pozwolili mi nie być trybikiem w politycznej machinie. Nigdy nie interesowało mnie, jakie są korzyści z władzy. „Duży Format” jest jak Watykan w „Gazecie Wyborczej”. I to w nim jest najważniejsze: niezależność - napisała. - Wiem, że tak będzie zawsze, ze odnajdą się w nim ci z lewa, prawa, środka albo obrzeży. I to się nigdy nie zmieni - stwierdziła.
Z drugiej strony zwróciła uwagę, że obecny obóz rządzący jest wrogo nastawiony do krytykujących go mediów. - Nie zauważył Pan, że rząd wykańcza media mu nieprzychylne? To jest demokracja? Ten rząd minie jak zły sen, a ja sobie poradzę. W „Wyborczej”, czy poza nią - napisała w odpowiedzi na komentarz jednego z internautów.
Zaznaczyła, że będzie mogła dalej współpracować z „Dużym Formatem”. - Związki wywalczyły w GW ile mogły, ale nie wywalczą, żebym została na etacie, choć jedną z koleżanek, która dostała wypowiedzenie, uratowano mimo wszystko. Ja nigdy nie byłam niczyim pupilkiem, dla mnie najważniejsi są czytelnicy i to się nigdy nie zmieni - stwierdziła. - Wciąż mogę pisać dla „Dużego Formatu”, ale kiedy ma się na utrzymaniu dziecko, dom, to wiadomka, ze to pisanie będzie cholernie trudne. Jeszcze nie wiem, co zrobię, na razie muszę się skupić na książce - dodała.
W komentarzach swoje opinie wyraziło też kilkoro obecnych i były dziennikarzy „Gazety Wyborczej”. - Zostałam w „Wyborczej” bo jestem w okresie ochrony emerytalnej ale kiedy patrzę kogo zwolniono jest mi źle. Nie mam poczucia.... mnie się udało. Depresja i smutek. Pracowałam w Formacie 3 lata, wiem, kto ile jest wart - stwierdziła Małgorzata Kolińska-Dąbrowska. - To są jakieś jaja. Dobra zmiana dobrą zmianą, kłopoty finansowe też rozumiem, ale topienie własnego okrętu flagowego znajduje się poza moim obszarem rozumienia - oceniła Anna Kiedrzynek.
- Kiedy mnie Jarek Kurski zwalniał pięć lat temu, tłumaczył (gestykulując z gracją) że musi takie cegły wyciągać, żeby „Gazeta” się nie zawaliła. Otóż „Gazeta” się zawaliła, ja nie - napisała Weronika Kostyrko. - Naprawdę pewnych działań nie rozumiem. Nie rozumiem „ratowania” Gazety w tak dużej firmie jak Agora zwolnieniami wybitnych autorów - stwierdził Remigiusz Grzela.
Poprzednie zwolnienia grupowe w Agorze, obejmujące przede wszystkim zespół „Gazety Wyborczej”, zostały przeprowadzone w drugiej połowie 2012 roku (zwolniono ok. 250 osób) i na początku 2009 roku (pożegnano się wtedy z ok. 300 pracownikami).
Według danych ZKDP w sierpniu br. średnia sprzedaż ogółem „Gazety Wyborczej” wynosiła 132 766 egz.
Dołącz do dyskusji: Dziennikarze „Gazety Wyborczej” o zwolnieniach: depresja i smutek, to topienie swojego okrętu flagowego
W sensie, że jak wykańcza? Odcina od państwowej kasy, która się zawsze należała?