Droższa „Gazeta Wyborcza” z mniejszą redakcją: skutek spadków sprzedaży, których nie można odwrócić (opinie)
- „Gazecie Wyborczej” bardziej niż spadek sprzedaży w druku zaszkodził brak reklam ze spółek skarbu państwa. Ale kadrowa odpowiedź na to przypomina mieszanie łyżeczką w szklance bez dodatku cukru, a wśród mianowanych liderów nie widać nikogo, kto może poprowadzić tytuł w nowym kierunku - oceniają dla serwisu Wirtualnemedia.pl Michał Kobosko, Andrzej Bober, Ewa Wanat, Grzegorz Lindenberg, Cezary Łazarewicz, Bogusław Chrabota, Sławomir Jastrzębowski i Tomasz Gackowski.
W czwartek Agora poinformowała o zmianach personalnych na czołowych stanowiskach w „Gazecie Wyborczej” i w związanymi z nią dodatkowymi wydawnictwami.
Cięcia objęły kilka najwyższych funkcji w „GW” i oznaczają m.in. odejście zastępcy redaktora naczelnego „GW” Wojciecha Fuska, który przez ostatnie trzy lata odpowiadał za cyfryzację dziennika. Nową zastępcą redaktora naczelnego „GW” została Aleksandra Klich, która będzie łączyła tę funkcję z zarządzeniem sobotnim „Magazynem Świątecznym”. Pierwszym zastępcą redaktora naczelnego „GW” jest Jarosław Kurski, a drugim Piotr Stasiński.
Jednocześnie Agora zapowiedziała nową strategię wydawniczą dziennika. Od 17 października br. „Gazeta Wyborcza” będzie się ukazywać w nowej formule wydawniczej. Wtedy też nastąpi zmiana ceny poszczególnych wydań dziennika: w poniedziałki i piątki egzemplarz „GW” będzie kosztować 3,99 zł (ostatnio było to, odpowiednio, 2,90 zł i 3,40 zł), we wtorki, środy i czwartki - 2,99 zł (poprzednio: we wtorki i środy 2,90 zł, a w czwartki 3,40 zł), a wydanie weekendowe - 4,49 zł w Warszawie i 4,29 zł w pozostałych miastach (ostatnio było to 3,50 zł).
Mieszanie w szklance bez dodatku cukru
W rozmowach z serwisem Wirtualnemedia.pl środowisko dziennikarskie i eksperci do spraw mediów w równym stopniu sceptycznie ocenili zarówno obecne decyzje personalne, jak i biznesowe „Gazety Wyborczej”.
Swojej rezerwy wobec karuzeli stanowisk w „GW” nie kryje Michał Kobosko, dyrektor Atlantic Council, były naczelny m.in. „Newsweek Polska", „Dziennika Gazety Prawnej" i „Wprost”. - Myślę, że zmiany kadrowe na szczycie redakcji „GW” to logiczny ciąg dalszy informacji o planowanych zwolnieniach grupowych oraz o zwiększeniu nacisku na ratowanie sytuacji samej "Gazety Wyborczej" - ocenia Michał Kobosko. -Trudno było zrozumieć decyzję o tak poważnej redukcji zatrudnienia bez dokonania zmian na górze. Czy to pomoże? Nie wiem. Myślę, że część zmian przychodzi za późno. Powstaje też wrażenie mieszania w szklance bez dodawania cukru.
Zdaniem Koboski „GW” jest znana z tego, że trudno przyjmuje transfery z zewnątrz i generalnie stawia na własnych, sprawdzonych ludzi. - W tzw. normalnych czasach to piękne i chwalebne - podkreśla nasz rozmówca. - Ale takie czasy już minęły i nie wrócą. Wiele mediów zachodnich będących w podobnie trudnej sytuacji jak „GW” szuka pomysłów personalnych poza swoimi strukturami. Menedżerowie przychodzący z zewnątrz mogą mieć świeże pomysły, a na pewno nie zadrży im ręka przed najtrudniejszymi decyzjami. Nie wiem, czy osoby dziś awansowane będą równie bezwzględne w realizacji strategii firmy – wątpi były naczelny „Newsweeka”.
Brak nowej jakości, ciężar dawnej mocarstwowości
Jeszcze bardziej krytyczny w ocenie personalnych decyzji „GW” jest Sławomir Jastrzębowski, redaktor naczelny „Super Ekspresu”. - Nie widzę w tych zmianach zapowiedzi nowej drogi, czy nowej jakości - ocenia Jastrzębowski. - Odczytuję je jako próbę ucieczki do przodu w niekorzystnym dla Agory czasie. Te zmiany są bez znaczenia, mogą mieć tylko uzasadnienie ekonomiczne. To przetasowania po zwolnieniach grupowych. Wśród wymienionych nazwisk nie widzę nikogo, kto mógłby mieć pomysł na nowe otwarcie, czy odświeżenie gazety - dodaje szef „SE”.
Ze zrozumieniem na ostatnie ruchy kadrowe w „GW” spogląda natomiast Bogusław Chrabota, redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”.
- Kibicuję „GW”, bo to moja najważniejsza konkurencja i fundament polskich mediów - podkreśla Chrabota. - Przekształcenia, które mają tam miejsce są naturalne. W przypadku „Rzeczpospolitej” większość z nich mamy już za sobą. „GW”, a właściwie Agora, wciąż ugina się pod ciężarem swojej dawnej mocarstwowości. Nie chcę oceniać drogi rozwoju tej spółki medialnej, ale w ciągu ostatniej półtorej dekady popełniono wszystkie możliwe błędy. Dziś, niedostatecznie skonwertowana zgodnie z nowoczesnymi trendami musi bardzo szybko nadganiać stracony czas. Przede wszystkim przestać myśleć o swoim sztandarowym projekcie jako o gazecie. Myślę, że na Czerskiej wie się o tym świetnie. Inne porady zostawię dla siebie. Ale wierzę, że to ważne (może najważniejsze w ćwierćwieczu) medium przetrwa i poradzi sobie na rynku. Szczerze im tego życzę. Choć nowoczesność jest nieubłagana. Pokory więcej życzę - podsumowuje naczelny „Rzeczpospolitej”.
Przejście do internetu i bezsensowne straty
Na pewną tendencję w polityce personalnej obowiązującą w ekosystemie Agory zwraca uwagę w rozmowie z nami Ewa Wanat, dziennikarka, była naczelna należącego do tego wydawcy radia TOK FM.
- To jest zapewne etap likwidacji papieru i przejścia „Gazety” całkowicie do internetu - przypuszcza Ewa Wanat. - Może przyspieszony poprzez stratę dużego kawałka przychodów ze spółek skarbu państwa. Trzeba zrobić cięcia, papier jest drogi, ludzie są drodzy, trzeba oszczędzać. Jak się uda teraz zaoszczędzić i odnieść sukces, to potem znowu będzie się zatrudniać - dodaje.
Wanat przewiduje, że pracownicy, którzy zostaną w redakcji, będą musieli przejąć na siebie obowiązki tych zwolnionych i kreśli przyszły scenariusz dla redakcji „GW”.
- Kiedy byłam szefową TOK FM „załapałam” się na takie zwolnienia grupowe. Miałam zwolnić 10 proc. zespołu, więc chcąc nie chcąc podziękowałam chyba czterem osobom - wspomina Wanat. - Ale ci ludzie wykonywali zadania, które i tak ktoś musiał wykonać. Część rozdzieliłam między pracowników, część przejęli stażyści. Po trzech miesiącach i pracownicy, i stażyści zaczęli się buntować i żądać (słusznie przecież) pieniędzy. Po kolejnych dwóch miesiącach sytuacja wróciła do punktu wyjścia. Znowu wydawałam tyle, co poprzednio, tylko w międzyczasie cztery osoby straciły pracę. I obawiam się, że tak to i tym razem będzie wyglądało. A tymczasem ludzie, których lubię, cenię i szanuję tracą stanowiska, albo w ogóle pracę. Ale często też zastępują ich inni, których również cenię i szanuję. Myślę, że dziennikarze i redaktorzy w ogóle powinni mieć na podorędziu jakiś drugi zawód. Przynajmniej w Polsce - kończy Ewa Wanat,
„Gazetę” pogrąża brak równowagi politycznej i reklam ze strony państwowych spółek
Andrzej Bober, publicysta ekonomiczny, były redaktor naczelny „Życia Warszawy” i autor programu „Listy o gospodarce”, w rozmowie z nami zaznacza kilka przyczyn obecnej sytuacji, w której „Gazeta Wyborcza” została zapędzona w narożnik i zmuszona do istotnych zmian personalnych, także w swoim kierownictwie.
- Ostatnie przetasowania w kierownictwie „Gazety Wyborczej” specjalnie mnie nie zdziwiły - przyznaje Andrzej Bober. - Zostały one bowiem poprzedzone wcześniejszą wiadomością o tym, że redakcję czeka restrukturyzacja. Zapowiedziano też, że będzie to oznaczało zwolnienia. Spodziewałem się, że wśród zwolnionych osób znajdą się nie tylko sprzątaczki i kierowcy, lecz także dziennikarze, w tym dziennikarze funkcyjni.
Bober podkreśla, że obecne decyzje personalne w „GW” są spowodowane względami ekonomicznymi i stanowią pochodną dwóch najważniejszych czynników mających wpływ na finansową kondycję gazety. - Główną przyczyną obecnych decyzji wydawcy jest po prostu ekonomia i związane z nią dwa podstawowe czynniki - podkreśla nasz rozmówca. - Pierwszym z nich jest spadek czytelnictwa „GW”. To jest konsekwencja drogi, którą tytuł obrał już dawno temu. Przestał być zrównoważonym politycznie dziennikiem prezentującym na swoich łamach różne opcje polityczne i stał się orędownikiem tylko jednej strony toczącego się sporu. To spowodowało odpływ od „GW” dużej liczby odbiorców z wszelkimi ekonomicznymi konsekwencjami tej tendencji.
Zdaniem Bobera druga przyczyna obecnej sytuacji finansowej „GW” tkwi w zmianie ekipy rządzącej i rządach PiS. - Wszystkie najważniejsze spółki skarbu państwa otrzymały polecenie ograniczenia swojej obecności reklamowej przede wszystkim w trzech tytułach: „Gazecie Wyborczej”, „Newsweeku” i „Polityce” - zaznacza Bober. - To wszystko razem musiało doprowadzić do znacznego pogorszenia wyników „GW” i w konsekwencji zrodziło konieczność restrukturyzacji, której ofiarami są nawet dziennikarze związani z gazetą o wielu lat - dodaje.
Wójcik może zaskoczyć, awans Klich to wzmocnienie „Magazynu Świątecznego”
Publicysta Cezary Łazarewicz, od niedawna współpracujący z „Dużym Formatem”, a wcześniej związany m.in. z „Gazetą Wyborczą”, „Polityką”, „Newsweekiem” i „Wprost”, analizuje krótko personalne zmiany w kierownictwie „GW”.
- Awans Jerzego B. Wójcika na wydawcę oznacza, że Agora powierzyła w jego ręce swój flagowy okręt - „Gazetę Wyborczą”. Nie wiem, jaki on ma pomysł na zwiększenie sprzedaży, ale wiem, że Wójcik kipi świetnymi pomysłami i na pewno wkrótce czymś nas zaskoczy - ocenia Łazarewicz. - Awans Aleksandry Klich oznacza wzmocnienie jej pozycji jako szefowej „Magazynu Świątecznego”. To też jasny sygnał, że „Gazeta” tabloidyzować się nie będzie. Raczej stawia na poważną publicystykę, wywiad i reportaż, bo to zdecydowało o sukcesie „Magazynu Świątecznego” kierowanego przez Klich - dodaje dziennikarz.
Jego zdaniem zastąpienie Włodzimierza Nowaka przez Mariusza Burcharta w „Dużym Formacie” oznacza tylko, że dość szczupły zespół redaktorski tego dodatku zmniejszył się o jeszcze jedną osobę. - Żal mi Nowaka, bo to świetny reporter – zdradza Łazarewicz. - Mam nadzieję, że „DF” jednak przetrwa, bo to jedno z ostatnich miejsc gazetowych, gdzie reporterzy mogą publikować swoje teksty - podkreśla dziennikarz.
Trzeba się wykazać przed udziałowcami. „Na początku było tak, że bociana kopał szpak”
Czysto biznesowe przyczyny przetasowań na szczycie „Gazety Wyborczej” są jasne dla dr. Tomasza Gackowskiego, kierownika Laboratorium Badań Medioznawczych UW na Wydziale Dziennikarstwa, Informacji i Bibliologii Uniwersytetu Warszawskiego.
- Nihil novi sub sole. Jest to typowy ruch, który znamy już w przeszłości z działań innych mediów - przypomina Tomasz Gackowski. - Czyli redukcja plus rozszerzenie kompetencji pozostałych pracowników i awansowanie tych, którzy za niższą stawkę są w stanie pracować więcej. Jest to więc szukanie oszczędności w kosztach organizacyjnych i strukturalnych, które są często najtrudniejsze do przeprowadzenia.
Gackowski zaznacza, że bardziej znacząca od zmian personalnych jest nowa polityka cenowa związana ze sprzedażą „Gazety Wyborczej”, to znaczy podniesienie ceny i jednoczesna obietnica zmiany oblicza gazety, którą obiecuje wydawca. - Trzeba pamiętać, że Agora jest spółką giełdową, której akcjonariat codziennie reaguje na rozmaite zmiany - zwraca uwagę Gackowski. - Dla udziałowców podjęte decyzje mają być wyraźnym sygnałem dla inwestorów i wskazaniem kierunku, w jakim będzie podążał segment prasowy Agory. Jest to jednocześnie przyznanie się do tego, że wprowadzana od kilku lat cyfryzacja tytułu nie do końca się udała, co potwierdza zwolnienie z funkcji zastępcy redaktora naczelnego odpowiedzialnego za digitalizację.
Nasz rozmówca zaznacza, że Agora jako spółka notowana na parkiecie pomiędzy kolejnymi okresami rozliczeniowymi musi dawać czytelne sygnały o kierunku własnej strategii. - Trzeba pamiętać, że za moment firma będzie publikowała wyniki finansowe za III kwartał br. Chodzi więc o to, by przed ukazaniem się tego raportu i wyprzedzając jego ewentualne słabsze od oczekiwanych wyniki wskazać udziałowcom, że pewne działania zmierzające do poprawy sytuacji zostały już podjęte - wyjaśnia Gackowski. - Trzeba też pamiętać, że obecnie najbardziej prestiżowe dzienniki przeżywają ciężkie chwile i „Gazeta Wyborcza” nie jest wyjątkiem. Po części wynika to z faktu, że tworzenie tego rodzaju prasy jest dzisiaj o wiele bardziej kosztowne, niż wydawanie np. tabloidu.
W lapidarnych i ironicznych słowach kwestie związane z karuzelą stanowisk w „Gazecie Wyborczej” komentuje Grzegorz Lindenberg, współtwórca „GW” oraz pierwszy redaktor naczelny „Super Expressu”. - Najlepszym komentarzem do zmian w „Wyborczej” jest wierszyk, który pamiętam z dzieciństwa: „Na początku było tak, że bociana kopał szpak. A potem była odmiana, że szpak kopał bociana. A potem były jeszcze trzy takie odmiany...” - stwierdza Lindenberg.
Z danych ZKDP wynika, że w sierpniu br. średnia sprzedaż ogółem „Gazety Wyborczej” wynosiła 132 766 egz.
Dołącz do dyskusji: Droższa „Gazeta Wyborcza” z mniejszą redakcją: skutek spadków sprzedaży, których nie można odwrócić (opinie)