Państwowe firmy wydały 12 mln zł na antyunijną akcję o cenach prądu, na konferencji dziennikarzom zakazano nagrywania
Sfinansowana przez państwowe firmy kampania, w której winą za wzrost kosztów produkcji energii elektrycznej obarczono głównie regulacje unijne, została wymyślona w Ministerstwie Aktywów Państwowych, a jej koszt to ok. 12,4 mln zł - ustaliła Wirtualna Polska. W poniedziałek organizatorzy zaprosili wybranych dziennikarzy na spotkanie dotyczące akcji, przy czym zakazali im nagrywania wypowiedzi.
Kampania podkreślająca, że za 60 proc. wzrostu kosztów produkcji energii elektrycznej odpowiada „opłata klimatyczna Unii Europejskiej”, trwa od końcówki stycznia. Odpowiada za nią pięć państwowych firm należących do Towarzystwa Gospodarczego Polskie Elektrownie: Tauron Wytwarzanie, Enea Wytwarzanie, Enea Połaniec, PGE GiEK i PGNiG Termika.
Ani organizacja, ani stojące za kampanią firmy nie podają szczegółów dotyczących jej przygotowania i przebiegu. Według nieoficjalnych ustaleń Szymona Jadczaka z Wirtualnej Polski pomysł akcji zrodził się w ścisłym kierownictwie Ministerstwa Aktywów Państwowych. Ma stanowić przedłużenie komunikacji przygotowanego przez Bank Pekao SA raportu, zgodnie z którym wdrożenie unijnego planu Fit for 55 będzie oznaczać dla polskiej gospodarki 189 mld euro kosztów.
- O tym, że ceny energii gwałtownie wzrosną, wszyscy wiedzieli od kilku miesięcy. I było też wiadomo, że nic się nie da z tym zrobić, nie da się ręcznie obniżyć cen prądu, nie da się skasować tych opłat za emisję CO2, nie da się tego inaczej wysterować, więc trzeba zainwestować w propagandę. Raport ekspertów Pekao był więc idealną przygrywką do rozpoczęcia kampanii - powiedziała WP anonimowo osoba świetnie zorientowana w kręgach rządowych.
Według informacji WP przy kampanii miała pracować Anna Plakwicz, w przeszłości m.in. dwukrotnie szefowa departamentu obsługi medialnej Centrum Informacyjnego Rządu, a także współwłaścicielka agencji Solvere, która na zlecenie Polskiej Fundacji Narodowej w 2017 roku przygotowała akcję „Sprawiedliwe sądy” o patologiach i przestępstwach popełnianych przez sędziów. Pod koniec ub.r. Plakwicz została szefową marketingu w PKO BP. Nie chciała odpowiadać na pytanie, czy brała udział w przygotowywaniu akcji.
Reklamy z kampanii pokazują żarówkę, w której 60 proc. ma kolor niebieski, a wokół tej liczby są gwiazdki znane z unijnej flagi. Umieszczenie w reklamie symboli tak jasno wskazujących na UE miało być pomysłem kierownictwa Ministerstwa Aktywów Państwowych, zrealizowano go mimo protestów marketingowców z PGE.
Firmy państwowe dały 12,4 mln zł na akcję
Najmocniej w przygotowanie kampanii była zaangażowana Polska Grupa Energetyczna, której prezes Wojciech Dąbrowski od lat współpracuje z ministrem aktywów państwowych Jackiem Sasinem.
W koncernach państwowych bezpośrednio przy akcji pracowały spółki zależne, żeby dziennikarzom i politykom (w ramach interpelacji) trudniej było pozyskać informacje o kosztach. Jak dowiedziała się WP, PGE GiEK, Tauron Wytwarzanie i Energa (należąca do Orlenu) przeznaczyły na kampanię po 3 mln zł, Enea Połaniec i Enea Wytwarzanie - po 1,5 mln zł, a PGNiG Termika - 400 tys. zł.
Za planowanie i zakup mediów do kampanii odpowiada agencja mediowa Sigma Bis, założona kilka lat temu przez Orlen i PZU.
Konferencja bez nagrywania wypowiedzi
Organizatorzy kampanii na godz. 13 w poniedziałek zaprosili wybranych dziennikarzy na spotkanie dotyczące akcji. - Tak się wstydzą, że próbowali to ukryć przed częścią redakcji. Nie wyszło - stwierdził na Twitterze Szymon Jedczak.
- Organizatorzy tej konferencji odmawiają wstępu części redakcji. Liczę na solidarność środowiska dziennikarskiego. Nie dajmy się dzielić politykom - alarmował.
Potwierdził to dziennikarz Wirtualnej Polski Patryk Słowik, który dostał zaproszenie na spotkanie i wpuszczono go do sali. - Zakaz nagrywania wideo i audio. Organizatorzy stwierdzili przed chwilą, że spotkanie ma charakter prywatny. Jako dziennikarze wyjaśniliśmy państwu prezesostwu, że prywatnie wolimy spędzać czas inaczej. Atmosfera bardzo napięta - relacjonował na Twitterze.
- Teraz pan z PGE pohukuje, że dziennikarze o czymś nie piszą i pyta dlaczego tego nie robimy. Coś o tym, żeby pieniądze zostały w Polsce, a nie szły do Francji i Niemiec - dodał.
Teraz pan z PGE pohukuje, że dziennikarze o czymś nie piszą i pyta dlaczego tego nie robimy. Coś o tym, żeby pieniądze zostały w Polsce, a nie szły do Francji i Niemiec.
— Patryk Słowik (@PatrykSlowik) February 14, 2022
- Towarzystwo Gospodarcze Polskie Elektrownie. Konferencja prasowa. Zakaz nagrywania dla dziennikarzy telewizyjnych. Zakaz wejścia dla niektórych redakcji. Nie wolno nagrywać, bo według organizatorów to „spotkanie prywatne”. Czy tak właśnie nie wygląda cenzura? - spytała Katarzyna Lazzeri z „Czarno na białym” w TVN24.
Natomiast Patryk Słowik opisywał, że organizatorzy kampanii nie udzielali konkretnych odpowiedzi. - "Ja jestem gospodarzem i ja decyduję" - odpowiedź na moje pytanie o to, czy uruchomienie kampanii było konsultowane z akcjonariuszami (w praktyce - Skarbem Państwa). Pan nie chciał odpowiedzieć - napisał.
- Coraz częściej pan z PGE na pytania odpowiada: "nie wiem, tak mi przygotowali dane" - zaznaczył dziennikarz WP. - Na koniec tajnej konferencji prasowej doczekałem się przeprosin od pana z PGE, "jeśli czuje się pan urażony". Nie czuję się. To było bardzo owocne spotkanie - podsumował.
Prezes Towarzystwa Gospodarczego Polskie Elektrownie Ryszard Wasiłek potwierdził na konferencji, że na kampanię o podwyżce kosztów produkcji energii przeznaczono 12 mln zł.
Pan gospodarz z PGE opuścił budynek PAP. Nie chciał już odpowiadać na żadne pytania. pic.twitter.com/zzwrTFUtGw
— Patryk Słowik (@PatrykSlowik) February 14, 2022
Adwokat Mateusz Janion, partner w kancelarii Loewen Legal Hub, ocenia, że art. 44 ust. 1 Prawa prasowego zakazuje, pod groźbą kary grzywny lub ograniczenia wolności utrudniania lub tłumienia krytyki prasowej. - Przepis ten, jak na przepis karny, nie jest sformułowany zbyt fortunnie, bo określenia w nim zawarte są dość nieprecyzyjne i mogą nie dawać jasnej odpowiedzi na pytanie o to, czego prawo – pod groźbą sankcji karnej – zakazuje, a czego nie. Pewną wskazówką interpretacyjną może być jednak art. 6 ust. 4 Prawa prasowego, zgodnie z którym „Nie wolno utrudniać prasie zbierania materiałów krytycznych ani w inny sposób tłumić krytyki". Wynika stąd, że utrudnianie prasie zbierania materiałów krytycznych jest jednym ze sposobów tłumienia krytyki. O ile można by pewnie prowadzić dyskusje nad tym, jak szeroko należy rozumieć pojęcie „zbierania materiałów krytycznych", o tyle wydaje się, że jednym z zasadniczych sposobów wykonywania przez przedstawicieli prasy tej czynności jest udział w konferencjach prasowych. Z tego względu obiektywnie nieuzasadniona odmowa udziału w konferencji prasowej, w której wszakże uczestniczą przedstawiciele prasy, może zostać uznana za zakazane utrudnianie krytyki prasowej - komentuje Janion.