Po tym, jak Państwowa Komisja Wyborcza podała oficjalne wyniki wyborów samorządowych, okazało się, że wyniki sondażu exit poll Ipsosu w przypadku niektórych kandydatów na prezydentów miast były sporo niedoszacowane. – Nasze modele, które z sukcesem stosowaliśmy i stosujemy – w poprzednich badaniach exit poll czy też w tym samym równoległym badaniu do sejmików wojewódzkich – tym razem nie zadziałały tak dobrze, jak tego byśmy sobie życzyli – przyznaje Paweł Predko z Ipsosu. Zdaniem Moniki Kaczmarek-Śliwińskiej wyniki sondażu mogło “wykrzywić” zachowanie wyborców - część głosujących na PiS nie chciała się przyznawać do tego wyboru.
Podczas niedzielnych wyborów samorządowych badanie exit poll realizował – podobnie jak przy wielu wcześniejszych wyborach – Ipsos. Instytut przeprowadził je dla TVP, TVN i Polsatu przed 970 lokalami wyborczymi w całej Polsce.
Wyniki podano tuż po zakończeniu głosowania, czyli w niedzielny wieczór po godz. 21. Tymczasem w poniedziałek w ciągu dnia i wieczorem, gdy zaczęły spływać oficjalne wyniki z Państwowej Komisji Wyborczej okazało się, że część wyników sondażu exit poll znacząco odbiega od tych oficjalnych. Zwłaszcza w przypadku prezydentów dużych miast.
I tak np. wg exit poll w Warszawie Tobiasz Bocheński (PiS) zdobył 18,5 proc. głosów, wg PKW – 23,1 proc. Tomasz Rakowski (PiS) w Gdańsku miał wg Ipsos 12,2 proc. poparcia, wg PKW – 20,33 proc.
Z kolei w przypadku Rzeszowa sondaż exit poll w niedzielny wieczór wskazywał, że konkurentem dotychczasowego prezydenta miasta Konrada Fijołka (KO, 45,1 proc.) będzie Jacek Strojny (KW Stowarzyszenie „Razem dla Rzeszowa”; 18,6 proc.). Tymczasem po podaniu oficjalnych wyników przez PKW okazało się, że do walki z prezydentem Fijołkiem (wg PKW 37,9 proc.) w II turze 21 kwietnia stanie Waldemar Szumny (PiS; 24,5 proc.).
Do różnic tych odniósł się na platformie X Piotr Trudnowski z Klubu Jagiellońskiego, który stwierdził: „Wygląda na to, że wyniki kandydatów PiS w kilku miastach radykalnie niedoważone w exit poll”.
Wygląda na to, że wyniki kandydatów PiS w kilku miastach radykalnie niedoważone w exit poll.
Sondaż vs. aktualnie krążący wynik:
Kraków – Kmita: 14,7% vs. 20%
Wrocław – Kasztelowicz: 13,7% vs. 19,17%
Rzeszów – Szumny: 17,9% vs. 24%
Katowice – Piechota: 9,7% vs. 14,72%
🤔— Piotr Trudnowski (@pio_tru) April 8, 2024
Z kolei Dominika Długosz z “Newsweeka” tak to skomentowała: "Korekta w Warszawie jest dość kompromitująca dla badań exit poll".
Korekta w Warszawie jest dość kompromitująca dla badań exit poll
— Dominika Długosz (@domi_dlugosz) April 8, 2024
W podobnym tonie głos zabrał Błażej Poboży, doradca prezydenta Andrzeja Dudy, który napisał: “Absolutna kompromitacja pracowni robiącej exit poll”.
Absolutna kompromitacja pracowni robiącej #exitpoll.
— Błażej Poboży (@pobozy) April 8, 2024
Najtrudniejsze badanie tego typu
Paweł Predko, operations director w Ipsos Polska mówi, że badania exit poll w trakcie wyborów samorządowych to najtrudniejsze do zrealizowania przedsięwzięcie tego typu. Nie tylko ze względu na skomplikowaną ordynację wyborczą i wiele szczebli wyborów do samorządów lokalnych, co bywa dezorientujące dla niejednego wyborcy (a więc też naszego respondenta).
- Także z uwagi na to, że przeprowadzamy tak naprawdę kilkanaście badań exit poll– mamy oddzielne próby dla każdego województwa, dla każdego miasta objętego sondażem prezydenckim. Oddzielne badania na - z konieczności - mniejszych próbach oznaczają większe ryzyko błędu statystycznego w porównaniu np. do wyborów prezydenckich czy parlamentarnych, kiedy to pracujemy na ogromnej ogólnopolskiej próbie z niewielkim błędem pomiaru – wyjaśnia.
Nie zgadza się z opinią, że różnice między wynikami sondażu a ostatecznymi wynikami podanymi przez Państwową Komisję Wyborczą to kompromitacja.
- Mimo tych obiektywnych, merytorycznych wyzwań, wyniki badania exit poll okazały się wręcz perfekcyjne w przypadku szacowania poparcia dla komitetów wyborczych w głosowaniu do sejmików wojewódzkich. Było to niewątpliwie nasze najlepsze badanie biorąc pod uwagę 30-letnią historię wyborów samorządowych. Wyniki naszego badania przewidziały bardzo precyzyjnie poparcie dla poszczególnych komitetów wyborczych – zaznacza.
Nasze modele nie zadziałały tak dobrze, jak byśmy sobie życzyli
Największe różnice widoczne były w przypadku głosowania na prezydentów miast. - Z uwagi na liczebności lokali wyborczych w wybranych miastach, a także ich specyfikę terytorialną, zakładany błąd szacowania w tych sondażach to 4-5 pkt procentowych. Innymi słowy, realny wynik wyborów powinien z 95-procentowym prawdopodobieństwem znaleźć w odległości +/- 4-5 punktów procentowych od wyniku sondażowego. Naszym celem jest zawsze minimalizacja i ograniczenie tego teoretycznego, statystycznego marginesu i w przypadku wyników w miastach przeprowadziliśmy szereg dodatkowych analiz – wskazuje Paweł Predko.
- Pomimo to, wspólnym mianownikiem wyników exit polli prezydenckich pozostaje niedoszacowanie kandydatów Prawa i Sprawiedliwości. Nasze modele, które z sukcesem stosowaliśmy i stosujemy – w poprzednich badaniach exit poll czy też w tym samym równoległym badaniu do sejmików wojewódzkich – tym razem nie zadziałały tak dobrze, jak tego byśmy sobie życzyli – przyznaje nasz rozmówca.
Duża grupa odmawiających udziału w badaniu
W rozmowie z Wirtualnemedia.pl zauważa, że kluczem do zrozumienia tych niedoszacowań jest grupa wyborców odmawiających udziału w badaniu. - W tych wyborach było tych osób więcej niż kiedykolwiek – ponad 20 proc. - i ewidentnie zdecydowaną większość osób odmawiających powinniśmy klasyfikować jako wyborcę kandydata PiS. W przypadku badań ogólnopolskich, odmowy udziału ze strony wyborców PiS równoważą się z odmowami ze strony wyborców np. KO w mniejszych miejscowościach i w ostatnich ogólnopolskich exit pollach (i aktualnym sejmikowym) nasze modele radziły sobie z nimi dobrze. W kontekście kolejnych wyborów samorządowych, w przypadku największych miast, nasze modele zostaną dopasowane do nowych realiów – zapowiada Paweł Predko.
Także Alina Lempa, prezeska zarządu OFBOR zrzeszającej firmy badawcze przyznaje, że badanie exit poll w wyborach samorządowych jest jednym z najtrudniejszych badań typu exit poll, czyli po wyjściu z lokali wyborczych, ze względu na wielkość próby i skomplikowanie oraz podział na różne listy i na dodatek miasta.
- Różnice na poziomie sejmików mieściły się w granicy błędu statystycznego. Faktycznie większe odchylenia widać na poziomie wyników kandydatów poszczególnych miast. Po pierwsze należy zauważyć, że tendencja kierunkowa pokazanych badań i wyników PKW jest zgodna i miejsca kandydatów w badaniu pokrywają się z faktycznymi uzyskanymi miejscami kandydatów. Nawet w Rzeszowie wg exit poll wskazanych zostało 2 kandydatów z bardzo bliskim wynikiem: pan Szumny i pan Strojny. Różnica ok. 1 proc., co oznaczało, że nie można dokładnie podać, kto zawalczy o II turę wraz z p. Fijołkiem – podkreśla nasza rozmówczyni.
Media błędnie zinterpretowały wyniki
Zauważa, że to niektóre media błędnie zinterpretowały wyniki, nie uwzględniając w ogóle błędu statystycznego badania +/- 3 proc. - Otrzymując takie wyniki, zgodnie ze sztuką badawczą, komunikat powinien wskazywać na prawie równą możliwość zawalczenia obu panów o II turę wyborów - dodaje.
Podobnie jak Paweł Predko, zwraca uwagę na na liczbę odmów w badaniu po wyjściu z lokali wyborczych.
- Wybory samorządowe nie należą do łatwych, otrzymujemy 3-4 olbrzymie arkusze, czasem dość długo poszukujemy "naszego" kandydata, a tu jeszcze po wyjściu z lokalu ktoś każe nam odtworzyć cały proces głosowania. Podejrzewam, że liczba odmów była zdecydowanie wyższa niż w ostatnim badaniu exit poll przy wyborach parlamentarnych. A duża liczba odmów to trudniejsze szacowanie i bardziej skomplikowane mechanizmy estymacji dla agencji badawczej – mówi Alina Lempa.
Prezeska OFBOR przypomina, że wszystkie wcześniejsze badania przed wyborami, dawały np. Tobiaszowi Bocheńskiemu niższy wynik, podobnie jak w badaniu exit poll, co może być związane z ukrywaniem poparcia dla PIS. - W czasach kiedy PIS rządziło, nie dochodziło do takich sytuacji zbyt często, ostatnio, szczególnie po szerokim ujawnieniu wielu afer, nie wszyscy respondenci w badaniach chcą przyznać się na kogo oddali głos. Tu też mogło nastąpić pewne niedoszacowanie tej grupy wyborców. Podobnie kandydat Rakowski z Gdańska, również z komitetu wyborczego PIS – uważa Alina Lempa.
Element, który wykrzywił wyniki wyborów może być po stronie wyborców
Zdaniem dr hab. Monika Kaczmarek-Śliwińskiej z Uniwersytetu Warszawskiego, doradczyni i trenerki w obszarze budowy wizerunku spora różnica różnica między exit poll a ostatecznym wynikiem wyborów może być efektem kilku elementów. Ekspertka zwraca uwagę na dwa. Jako pierwszy, mniej prawdopodobny, wskazuje kwestię metodologii.
- Badanie exit poll zaplanowane zostało w formie ankiety przed 970 losowo wybranymi lokalami wyborczymi. Być może błąd pojawił się na poziomie wyboru tychże lokali. Ta opcja wydaje mi się mniej prawdopodobna, ponieważ Ipsos ma doświadczenie i nie pierwszy raz para się takim zadaniem – mówi Monika Kaczmarek-Śliwińska.
Dodaje, że drugi element, który mógł wykrzywić wyniki może leżeć po stronie wyborców.
- Exit poll jest przecież badaniem, w którym ankieterzy pod lokalami wyborczymi przepytują osoby, które oddały głos. To badanie deklaratywne, a wyborca nie musi mówić prawdy. W ostatnich wyborach samorządowych niedoszacowane najczęściej były osoby reprezentujące lub kojarzone z PiS. Może to być związane z tym, że w ostatnich miesiącach, gdy zmieniła się koalicja rządząca, część wyborców PiS nie chciała przyznawać się do wyboru właśnie tej opcji politycznej – przypuszcza nasza rozmówczyni.
Dodaje, że jeśli opcja druga jest prawdziwą, obecna koalicja rządząca powinna staranniej czytać wyniki poparcia społecznego, ponieważ na tym poziomie także może występować znaczny i istotny błąd niedoszacowania, który ujawni się dopiero w kolejnych wyborach.
- Trzeba jeszcze zwrócić uwagę na fakt, że poza świadomym podaniem innego typu przez wyborcę mogą wystąpić pomyłki wynikające ze specyfiki wyborów samorządowych. Czasami lokalni działacze samorządowi kojarzeni są z szyldami partyjnymi, ale startują w wyborach z komitetów pod nazwami własnymi. Wyborca rozmawiając z ankieterem przez pomyłkę czy emocje może wskazać właśnie szyld partyjny, zamiast nazwy komitetu. - dodaje Monika Kaczmarek-Śliwińska.